Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

© Copyright by Maciej Pinkwart

 

 

Nowinki 

 

26 lutego 2015

 

130/30

 

Jubileusze tym się różnią od pogrzebów, że jest jeszcze nadzieja powtórki. Co prawda, w przypadku Witkacego i to oczywiste wydawałoby się stwierdzenie może nie być prawdziwe. Ale lepiej nie wywoływać wilka z lasu. Niewątpliwie zaś wspólny jubileusz 130 urodzin Stanisława Ignacego Witkiewicza i 30-lecia Teatru Witkacego (zdominowany oczywiście przez tę drugą część, co dowodzi zwycięstwa młodości nad wiekowością) był jednym z najważniejszych akcentów Roku Witkiewiczowskiego w Zakopanem.

Jestem widzem i bywalcem Teatru od samego początku, a nawet wcześniej - od poprzedzającego powstanie zakopiańskiej sceny przedstawienia Pragmatystów, którą to sztukę Witkacego pokazano w 1984 w galerii BWA, jako przedstawienie dyplomowe grupy studentów, kierowanej przez Andrzeja Dziuka. I potem doskonale "trafioną" w styl zarazem witkacowski, jak i zakopiański (nie mylić ze stylem zakopiańskim Witkiewicza - ojca) pierwszą premierę teatru - Autoparodię, zestawioną z tekstów felietonów, publikowanych przez Witkacego w zakopiańskiej prasie. Pamiętam świetnie pierwszych aktorów i realizatorów Teatru Witkacego, spośród których nadal cieszą nas swoją grą Dorota Ficoń, Krzysztof Najbor i Krzysztof Łakomik. I tych, których już z teatrem nie ma: niepokojącą Julię Wernio, będącą drugim reżyserem teatru, wszechstronnego aktora i reżysera Piotra Dąbrowskiego, Piotra Sambora, który potem odszedł z Teatru i założył jedną z pierwszych w Polsce prywatnych stacji radiowych - Radio "Alex", Andrzeja Jesionka, który po okresie współpracy z Teatrem także przeszedł do radia, był też pierwszym nauczycielem sztuki teatralnej w zakopiańskiej Szkole Artystycznej, wreszcie niezapomnianą Martę Szmigielską, także współpracującą ze szkołą... Marty nie ma już wśród nas, jeszcze żywych: odeszła parę lat temu i boli mnie to do dziś.

Niemal od początku jest z teatrem muzyk, kompozytor i obecny wicedyrektor Teatru - Jerzy Chruściński. Wspominam o nim w kontekście Marty dlatego, że spektakl Dla ciebie - droga, recital piosenek z jego doskonałą muzyką, do wspaniałych poetyckich tekstów dawnych poetów i poetek był ogromnym sukcesem Marty i jego właśnie, a także Piotra Dąbrowskiego, który prezentował jako intermedia filozoficzne teksty chińskiego mędrca Lao-Tsy. Kiedyś znałem wszystkie piosenki na pamięć, byłem na wszystkich spektaklach (kilkanaście? bliżej dwudziestu?) z wyjątkiem dwóch (nieobecność usprawiedliwiona wyjazdem), przynosiłem Marcie kwiaty, czasem odwoziłem do domu. Do dziś pamiętam (a minęło przeszło 20 lat....) moment, w którym Marta wychodzi na scenę przebrana za japoński strach na wróble i zupełnie niewidoczna zza kostiumu wykonuje piosenkę o trzech zającach... A potem rewelacyjnie zaśpiewana - ze łzami w oczach - modlitwa Boże mój z tekstem Haliny Poświatowskiej i rzucająca publiczność na kolana przepiękna ballada Blaise Cenderasa Kiedy się kocha - trzeba odjechać...

Potem (1996) do Teatru przyszła Kasia Pietrzyk (wówczas - Sobczak), pierwsza zakopianka na deskach zakopiańskiego Teatru, debiutując w sztuce Witkacego Wariat i zakonnica. Też przychodziłem na prawie każdy spektakl i miałem wrażenie, że uczestniczę we wspaniałym koncercie gry aktorskiej. Pamiętam też debiut - nieco wcześniejszy - Adrianny Jerzmanowskiej, w towarzystwie zapomnianego już w Zakopanem Macieja Stępniaka, w sztuce o mało efektownym tytule Nic, zestawionej przez Andrzeja Dziuka z czterech jednoaktówek Feliksa Miterrera. Pisałem wtedy w recenzji, że w osobie Adrianny Jerzmanowskiej narodziła się oto gwiazda pierwszej wielkości - utalentowana, wrażliwa, scenicznie niebywale plastyczna i, co nie bez znaczenia, bardzo piękna. Jak więc widać - nie byłem szczególnie wierny w swoich uczuciach wobec Witkacowskich aktorek, ale oklaskiwałem gorąco także aktorów, szczególnie bardzo kunsztownie i efektownie duety dwóch Krzysztofów: Najbora i Łakomika. Najbardziej mi się podobali  sztuce opartej na komedii Woody Allena Bóg oraz w Sztuce Yasminy Rezy. Od początku obdarzałem cały Teatr miłością wielką, choć zmienną w czasie. Co nie znaczy, że wszystko widziałem (116 premier!) i że wszystko mi się podobało. Niezmiennie jednak byłem zafascynowany sposobem prowadzenia zespołu i pomysłowością reżyserską Andrzeja Dziuka, którego uważałem i uważam za jednego z największych intelektualistów w dziejach teatru.

30 lat to piękny wiek, zwłaszcza dla kogoś, kto już dawno dwukrotnie przekroczył tę kwotę. Co prawda, 25 lat to też piękny wiek, a niekiedy nawet 18-ka warta jest uczuć. Ba, nawet 40... Ale 30 to jest w sam akurat: wiek dojrzały, ale jeszcze młodzieńczy, otwarty na nowe eksperymenty, pomysły, a nawet, jakby powiedział patron - perwersje. Mam nadzieję, że tę młodzieńczość Teatr Witkacego zachowa i nie popadnie w rutynę i samozachwyt. Jego twórca, Andrzej Dziuk i cały zespół muszą być świadomi, że uczestniczą w czymś niezwykłym. Chciałbym tutaj rzucić na szalę argumentów swój (Boże, odpuść!) autorytet historyka Zakopanego, a zwłaszcza zakopiańskiej kultury. Powstanie w 1985 roku Teatru im. Stanisława Ignacego Witkiewicza było największym, jak dotąd, wydarzeniem kulturalnym w całej historii Zakopanego. I to wydarzeniem, które jest jak present perfect tense: zaistniało w przeszłości, ale jego skutki trwają.

Rocznicowo przypominam kilka dawniejszych spektakli w swoich recenzjach:

Gracz, Czarownice z Salem, Bóg, Nic, Wariat i zakonnica, Kochanek, Droga, Miguel Mañara, Tartuffe, Sztuka, Tragedia szkocka, Kain, Pif-paf-puf!, Godni cas, Mistrz i Małgorzata, Mazepa, Medea, Świat, wydanie drugie, Intermezzo.

 

Poprzedni zapis

Powrót do strony głównej