Maciej Pinkwart

Tragedia urodzinowa

Z programu Teatru Witkacego

Szekspir w każdym teatrze jest wielkim wydarzeniem. Makbet Szekspira w Teatrze Witkacego jest wydarzeniem tak wielkim, że bez względu na sposób inscenizacji sztuki będzie grany i komentowany zapewne przez długi czas.

W tym teatrze nie ma złych aktorów i jeśli czasem wypada się do czegoś przyczepić, to co najwyżej do interpretacji, reżyserii lub scenografii. I jeśli czepiam się zakopiańskiego Makbeta - który tutaj został wystawiony pod tytułem Tragedia szkocka - to tylko dlatego, że chyba każdy z nas nosi w sobie jakąś własną wizję głównych dzieł światowej spuścizny teatralnej, nałożonej na własne wyobrażenie o możliwościach teatru. A wiadomo przecież, że możliwości Teatru Witkacego są ogromne.

A więc wyszedłem z premiery (26.II. 1998) z dość mieszanymi uczuciami, czując się tak, jakbym w sklepie z najnowszymi nagraniami zamiast nowego, srebrnego kompaktu dostał stary, trzeszczący longplay, co prawda z dobrą muzyką. Tragedię szkocką reżyserował gościnnie Bartłomiej Wyszomirski, młody reżyser po Krakowskiej PWST, a ja miałem wrażenie, że oglądam inscenizację z dawnych, dziecięcych lat Teatru Witkacego. Reżyser nader hojnie szafuje takimi środkami wyrazu jak ciemność, dymy z suchego lodu, krzyk, gestykulacja, aktorzy w niezrozumiałych atakach padaczki rzucają się po blaszanej podłodze sceny, żołnierze króla Duncana używają szminek maskujących z magazynów amerykańskich marines, wiedźmy noszą buty trekingowe na grubych wibramach, niewątpliwie bardzo przydatne w bagnistych terenach centralnej Szkocji, a spektakl grany jest, że użyję muzycznego terminu - molto esspressivo. Piotr Dąbrowski, obsadzony w roli Makbeta, pod koniec trwającego przeszło 2 godziny spektaklu zachrypł i krzyczał już tylko szeptem, co jakby poprawiło nastrój. Publiczności się bardzo podobało, a ja odczuwałem dejà vu - Tragedia szkocka przypomniała mi nie tylko wiele poprzednich spektakli w "Wikacym", ale także miałem nieodparte wrażenie, że reżyser inspirował się japońską adaptacją Makbeta - słynnym obrazem Akiro Kurosawy Tron we krwi. Wrażenie to pogłębiały kostiumy (autor: Maks Kreutz), w których rycerze szkoccy przypominali i wyglądem i zachowaniem samurajów, a Makbet nielojalnego szoguna. Obsada trochę jakby obok scenicznych emploi, czyli poniekąd w stylu Stanisława Ignacego: miła, sympatyczna i bardzo kobieca Marta Szmigielska jako lady Makbet, Krzysztof Łakomik jako delikatny, wręcz fertyczny Banko, Krzysztof Najbor świetny, choć krótko przecież panujący, pełen bon-tonu Duncan. Tradycyjnie zachwycałem się Adą Jerzmanowską jako demoniczną superwiedźmą - ach, jakaż ona byłaby świetna w roli Lady Makbet! Rewelacyjny Lech Wołczyk w epizodzie jako strażnik bramy w zamku Makbeta.

Mam nadzieję, że wszystkie te zaczepki nie zniechęcą nikogo do pójścia na Tragedię. Swoją drogą - nie ma "Witkacy" szczęścia do Szekspira - poprzednia realizacja dzieła mistrza ze Stadfordu nad rzeką Avon była to komedia (?) Jak wam się podoba?, przedstawiona z dopiskiem Próba w urodziny teatru w 1989 r. Nie zachwyciwszy publiczności, nie zagrzała miejsca na zakopiańskiej scenie. "Makbet" będzie z pewnością trwałym punktem repertuaru. Ale z chęcią zobaczę go za pół roku, kiedy, być może, szlachetnie się zestarzeje w cieniu drzew maszerującego pod zamek lasu.

Może zresztą nie trzeba będzie czekać tak długo - sztuka skraca czas bardzo znacznie. Co prawda, Makbet panuje na scenie Witkacego ponad 2 godziny, ale w rzeczywistości jego dyktatura trwała lat... 17 (1040-1057). Na marginesie dodam, gwoli ścisłości historycznej, że Makbet był prawowitym dziedzicem tronu, a miły Duncan uzurpatorem, którego trzeba było usunąć siłą, co rzeczywiście skończyło się dla wszystkich fatalnie. Zaś panowanie Makbeta zapisane jest w historii jako okres prosperity i sprawiedliwości. I co z tego, pytam, co z tego? Nic - sztuka Szekspira wyparła realia historyczne na nie znaczący margines. Czy nie przypominają się nam historyczne manowce, na których wszyscy błądzimy za sprawą powieści Henryka Sienkiewicza... A wracając do długiego wbrew pozorom panowania Makbeta - przypominam o tym na użytek zwolenników szybkich i radykalnych rozwiązań - a niemniej ekologów. Zmuszenie lasu do przejścia nawet kilkuset metrów musi trochę potrwać. Na wspaniałą inscenizację też warto poczekać.

Powrót do pierwszej strony Teatru