Maciej Pinkwart
Kalendarz adwentowy
Tegoroczne spotkanie opłatkowe w Klubie Gazety Polskiej nie było tak wesołe, jak
przed rokiem. Tym bardziej, jak to przed dwoma laty. Wtedy wydawało się, że
wszystko już jest w naszych rękach, że teraz życie będzie piękne i łatwe, a co
najważniejsze – zrozumiałe. Tam byli oni, tu my, tu stoimy my jak staliśmy, tam
oni stoją, gdzie stało ZOMO, proste. Oni dali się pokonać i powinno ich już w
ogóle nie być, powinni odejść tam, gdzie odeszło ZOMO. Ale nie odeszli, stąd
wniosek, że ZOMO też nie odeszło, właściwie nie wiadomo dlaczego. Na rozum dało
się to wziąć: nie można było wszystkich wsadzić do pudła, ani tych którzy myślą
inaczej, znaczy – źle, znaczy – chcą źle czynić, no bo co z tego, że im nasz
prokurator postawi oskarżenie, a nasza policja ich zaaresztuje,? Ich adwokat, z
pewnością też przestępca, wynajdzie jakiś taki oszukańczy kruczek prawny, na
podstawie którego ich sąd albo w ogóle ich przed sobą nie postawi, albo
uniewinni, albo niby to skaże, ale uwolni od kary. Tak nie może być, więc trzeba
te sądy też zrobić naszymi. Znaczy – właściwymi, dobrymi. Ale nie można tego
zrobić od razu, bo ich gazety to opiszą, a ich radio i telewizja będą znowu
szczekać i dawać głos tym, którzy nas krytykują i nie wiedzą, jak myśli lud,
czyli my. Więc tym ich gazetom i telewizjom trzeba zamknąć ryj, no a nie można
tego zrobić na razie, bo nie ma instrumentów prawnych. A wydaje się takie
proste: jeśli – w czym chyba wszyscy się zgadzamy, z wyjątkiem szpiegujących w
Polsce Niemców, Murzynów, Żydów, Rosjan, Ukraińców, Arabów, Czechów i Litwinów –
Polska jest dla Polaków, to wszystkie gazety i telewizje muszą być polskie.
Trzeba przyjąć taką ustawę, żeby zabraniała wydawać w Polsce i po polsku komuś,
kto nie jest Polakiem. Dobrym Polakiem, bo złych wciąż nie brakuje. A ponieważ
polskie – musi znaczyć narodowe, ludowe – a lud reprezentuje demokratycznie
wybrana władza, to tej władzy, tego ludu, nie wolno obrażać ani krytykować, więc
trzeba, żeby zarządzanie nad tylko polskimi, ale niedobrymi mediami, przejęła
dobra władza i wtedy będzie dobrze. Ale nie może przejąć, bo wciąż na nią
szczekają Żydzi z Unii, z której nic nie ma dobrego prócz pieniędzy, a jak
wiadomo – pieniądze szczęścia nie dają, a prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho
igielne, niż bogacz wejdzie do królestwa niebieskiego. Powiedziała to kiedyś w
domu, to ten gówniarz Elżbiety się roześmiał i zapytał, czemu ciocia propaguje
komunizm i walkę klasową i postraszył mnie IPN-em. Nie wiadomo naprawdę jak tych
młodych teraz uczą, przecież po pierwsze IPN jest nasz, więc nie ma co jej nim
straszyć, a po drugie tak powiedział Jezus Chrystus, a nie żaden komuch czy inny
Balcerowicz. Więc im szybciej wyjdziemy z tej Unii, tym dla wszystkich będzie
lepiej. To wszystko jest do zrobienia, ale dwa lata przeszły nie wiedzieć kiedy
i teraz jest tych wrogów jakby więcej, a kluby robią jakby mniej.
Siedziała wtedy obok byłej przewodniczącej i słuchała życzeń, które w imieniu
kochanego redaktora Tomasza Sakiewicza składała nowa przewodnicząca. I tylko raz
w ostatnich miesiącach poczuli, że są dla Polski naprawdę potrzebni – kiedy nowa
przewodnicząca, zresztą radna miejska, kazała im poprzeć dekomunizację ulicy
Mariana Buczka. Podobno na radzie ktoś powiedział, że to był przedwojenny,
ideowy komunista i nikomu nic złego nie zrobił, uczciwy i patriota, w dodatku
zginął za ojczyznę walcząc z Niemcami, a do walki poszedł bezpośrednio po
uwolnieniu z sanacyjnego więzienia. Dobrze mu odpowiedział inny radny –
komunista to komunista, uczciwy, czy patriota – powinien wisieć. A jak już nie
żyje – to nie wisieć na nazwie ulicy. Wtedy ktoś inny powiedział, że zamiast
Buczka powinna być ulica Jurka Owsiaka. Albo powinna dalej być Mariana Buczka,
ale biskupa, bo taki biskup też jest i ciekawe, czy jego też zdekomunizują,
powiedział, bezczelny. A jeszcze inny – żeby na Wspólną. I teraz to ostatnie
przeważa. Przewodnicząca powiedziała, że to oburzające, bo jaka wspólna, z kim?
Z zaprzaństwem z PO może? Albo z Prusakami, którzy tylko czekają, żeby Szczytno
przyłączyć do Rzeszy?
Krystyna dopiła kawę i włączyła odkurzacz, wracając do sprzątania. Za
godzinę-dwie zaczną się zjeżdżać. Cieszyła się na tę Wigilię, bo odkąd musiała
odejść z pracy, uznana za część złogów z czasów peowskich, była w zasadzie
skazana tylko na towarzystwo rodziny, no a co to za towarzystwo? Same staruchy.
W Klubie też nie było wiele lepiej – średnia wieku była 60 +, nieraz tak sobie
myślała, że najgłośniej na komunistów, postkomunistów i PRL pomstują ci, co nie
tylko doskonale tamtych władców pamiętają, ale i tamtym czasom zawdzięczają
wszystko, czego się w życiu dorobili. Inna rzecz, że dorobili się mało, a
jeszcze mniej z tego życia mieli dla siebie. Niewiele lepiej było w innych
klubach, jak jej opowiadali ci, co pojechali do Spały na Nadzwyczajny Zjazd.
Mieli teraz uszykować gigantyczną manifestację poparcia dla reformy sądów, już
trwały zapisy, ale większość jej kolegów bała się zimna na ulicach i planowane
dwa autokary do Warszawy wciąż miały wolne miejsca, zwłaszcza że nadal nie
wiadomo było, kiedy ta demonstracja miałaby być. Zresztą już ją to trochę
męczyło – nawet na dwóch ostatnich wyjazdach na miesięcznice nie była, bo
chorowała. Wstyd jej było, bo prezes też chorował i był. Inna rzecz, że ci co
byli, mówili, że nuda, prezes ledwo coś powiedział, to już skończył, nawet
protestanci przenieśli się gdzie indziej, więc w telewizji nie było szans się
pokazać i pomachać znajomym.
Krzyże bolały. Trzeba było przestać odkurzać, ustawić stół i zająć się karpiem.
I sprawdzić, czy mąż nie wymyślił czegoś paskudnego z choinką. Ostatnio powiesił
na niej prezydenta i jeszcze mówił, że jak może wisieć anioł, to może i
prezydent. I pytał jeszcze, czy u niej w klubie nie rozdawali zdjęć tych
błogosławionych piersi, które ssał prezydent, to by może
też powiesił.
*
Cdn.