Maciej Pinkwart

Kalendarz adwentowy, odc. 8

 

Ø Odc. 1

Ø Odc. 2

Ø Odc. 3

Ø Odc. 4

Ø Odc. 5

Ø Odc. 6

Ø Odc. 7

 

 

Najgorzej było wyjechać z Krakowa, bo cała ulica 29 Listopada stała w korku, który z przerwami ciągnął się pewno aż do Kielc. Policzyli wczoraj z Magdą, że najprościej będzie jechać… najprościej, z Krakowa siódemką do Warszawy, a stamtąd przez Pułtusk i Przasnysz prosto do Szczytna. Korek wymusił inną decyzję – skręcił na obwodnicę, dojechał do A-4 i nią do S-1. A potem, w dwupasmowym szpalerze turlał się do Częstochowy, skąd do Łodzi było już luźno. Skręcając potem z A-2 na mocno podrzędną drogę do Ciechanowa, pomyślał, że w zasadzie teraz nic go już w Krakowie nie trzyma. Oczywiście, miał tam pracę, mieszkanie, znajomych, parę ładnych studentek i parę fajnych wspomnień, ale w sumie… W Łodzi też jest uniwersytet, dwa kroki dalej może być Warszawa, z Warszawy parę chwil do Londynu, w Londynie ma siostrę… A z siostrą za parę godzin zobaczy się na Wigilii, można pogadać…

Sięgnął do tyłu i pogłaskał Waldiego, który spał jak niemowlę na tylnym siedzeniu, jak zawsze, kiedy użebrał wspólną jazdę z panem. Najpierw interesowało go wszystko, odwracał pyszczek za każdym autem i każdym przechodniem, w końcu zmęczony nadmiarem wrażeń zasypiał na 2-3 godziny, prosił o spacer i można było jechać dalej. Ciekawe, czy do Anglii będą mogli też pojechać razem?

 

*

 

Sadiqa aresztowali zaraz po wylądowaniu w Gdańsku. Aresztowali - to za dużo powiedziane. Ona bez najmniejszych problemów przeszła przez wszystkie kontrole, choć mocno się zawahała, czy ma wejść do części, przeznaczonych dla pasażerów ze strefy Schengen, czy nie. W końcu doszła do wniosku, że wciąż ma polski paszport, a Polska wciąż jeszcze jest w strefie Schengen. Pakistańczyk podszedł do drugiej budki, bo Wielka Brytania niby ogłosiła Brexit, co prawda jeszcze nie do końca sfinalizowany, ale w strefie Schengen nigdy nie była. Miał tylko bagaż podręczny, wszystkie dokumenty w porządku i żadnego metalu w kieszeniach – ale od razu podeszło do niego dwóch uzbrojonych pograniczników, ją błyskawicznie zatrzymano i nie pozwolono iść za nim. Czekała w holu przylotów nie wiedząc co robić. Wrócił dopiero po półtorej godziny.

Jak się okazało, pomógł dopiero telefon do konsulatu brytyjskiego. Podobno zatrzymano go dlatego, że w paszporcie miał imię Sadiq, a na liście pasażerów – Sadick. Uznano więc, że jego paszport jest skradziony lub sfałszowany, a on sam – podejrzany. Kazali mu rozebrać się do naga, każdą część ubrania prześwietlali pod rentgenem, macali, wywracali na wszystkie strony.

- Nie byli niegrzeczni? Jak do ciebie mówili? – spytała.

- Nie wiem. Nikt nie mówił po angielsku. Jak się odzywałem, to wydawało mi się, że usłyszałem coś jak stool pysck sqoorvysynoo, ale może się mylę.

- No to jak ci pozwolili zadzwonić do konsula?

Okazało się, że wcale nie pozwolili, zresztą komórkę zaraz mu zabrali i sprawdzali nie tylko co ma w środku, ale także jaką ma listę kontaktów i połączeń. No i znaleźli numer do brytyjskiego konsulatu w Gdańsku. Trochę się spłoszyli, jak właśnie w tym momencie telefon zadzwonił, i to właśnie z tego numeru. Bo po rozmowie z Natalią Sadiq zadzwonił jeszcze z Londynu do gdańskiego konsula mówiąc o swoich planach wyjazdowych i poprosił o zatelefonowanie do niego w pół godziny po planowanym terminie przylotu z Londynu. Gdyby nie odbierał, konsul miał zatelefonować do dyrekcji lotniska. No i właśnie zadzwonił.

- Nawet bez proszenia pozwolili mi odebrać, ale zdążyłem tylko powiedzieć gdzie jestem i co robię, jak mi telefon odebrali i gdzieś z nim poszli. A potem wrócili, pozwolili się ubrać, oddali wszystkie rzeczy i wypuścili. No i jestem.

- Przeprosili cię chociaż?

- Nie wiem. Nikt nie mówił do mnie po angielsku.

 

*

 

Assistance przyjechało po 20 minutach. Trochę kręcili nosem, że interweniowania na parkingu nie ma w umowie, ale przekonał ich argumentem, że dopłaci, no i tym, że cztery opony nie dadzą się naprawić samemu. Jednak ktoś, kto chciał mu utrudnić życie, zrobił to dość skutecznie. Laweta nie dała rady wjechać na zatłoczony parking, więc mechanik najpierw rozłożył bezradnie ręce, potem zatelefonował do warsztatu, w którym Andrzej trzymał opony na zmianę. On sam pewno też mógłby na to wpaść, ale był tak roztrzęsiony, że po prostu przestał myśleć. Trzymał w ręku walizkę z ubraniem świątecznym i prezentami dla rodziny i zdał się całkowicie na pomoc fachowców. Kierowca lawety najpierw zaproponował, żeby walizkę włożyć do bagażnika uszkodzonego forda, wyciągnął z niego czapkę i rękawiczki, przymusił Andrzeja do ubrania się, a potem poczekał, aż przyjadą ludzie z warsztatu, pomógł im wysunąć forda na alejkę parkingową. Tam wyciągnęli z paki cztery nowe koła, błyskawicznie je wymienili, przebite wsadzili do swojego jeepa, po czym widząc stan kierowcy, kazali mu wsiąść do ich samochodu, a jeden z chłopców pojechał za nimi uszkodzonym autem do warsztatu. Zbyteczna laweta odjechała i było po sprawie.

Wulkanizacja musiała potrwać, zwłaszcza że jak na Wigilię, klientów było sporo, bo ludzie wyjeżdżający do rodzin na święta w ostatniej chwili uświadomili sobie, że na drodze zimą czasem leży śnieg, a temperatura już dawno spadła poniżej plus 10 stopni. Właściciel warsztatu zaproponował więc, żeby przebite opony poczekały na swoją kolej, a Andrzej pojechał do Szczytna na tych kołach, które mu teraz założyli.

- Tylko uważaj. Mają opony wielosezonowe, czyli takie i na zimę, i na lato. Latem zachowują się jak zimowe, zimą jak letnie.

Czekając na światłach przed wyjazdem z Olsztyna, zauważył na przednim siedzeniu starannie złożony papierek.

Ostrzeżenie! – przeczytał – następnym razem będziesz musiał kupić nowe auto, a twój kochaś będzie musiał poszukać nowego tyłka.

Zmiął papier i rzucił na podłogę. Nie zastanawiał się nad tym, dlaczego mu grożą, tylko jak włożyli do samochodu kartkę. Okna na pewno zostawił zamknięte, do środka wchodził facet z Assistance i mechanik z warsztatu, obaj odpadają raczej. Zapasowe kluczyki? Tak, to możliwe. Wisiały w korytarzu u Karola.

Przed zjazdem do Pasymia zatrzymał się koło zatoczki autobusowej, podniósł zmiętą kartkę i włożył do kieszeni marynarki. Wyjął telefon.

- Przepraszam, że jeszcze dzwonię. Słuchaj, czy ja zostawiłem u ciebie zapasowe kluczyki do forda?

- Tak, oddam ci jakoś po świętach. A coś się stało?

- Nie, spoko. Tylko sprawdzam swoją pamięć. A gdzie są? Na pewno je masz?

Usłyszał, jak Karol przechodzi do innego pomieszczenia.

- Dziwne… Zawsze wisiały w korytarzu, z innymi kluczami. Musiałem gdzieś przełożyć, bo nie widzę. Jeśli teraz ci nie potrzebne, to poszukam potem i po świętach podrzucę ci do skrzynki na listy.

- Dzięki.

Wszystko było jasne.

*

 

Cdn.