Maciej Pinkwart

Kalendarz adwentowy, odc. 7

 

Ø Odc. 1

Ø Odc. 2

Ø Odc. 3

Ø Odc. 4

Ø Odc. 5

Ø Odc. 6

 

 

Droga z domu na lotnisko w Jasionce nie była łatwa – wiatr od Bieszczad wiał mocno od wczoraj i momentami śnieżne języki przykrywały całą nawierzchnię. Ale firmowy kierowca w zasadzie zawsze jeździł po złych drogach, bo dobrych w okolicy prawie nie było, więc i tym razem dojechali bez problemów. Samolot odleciał z niewielkim opóźnieniem, bo czekali na jakichś ważniaków z rządu, ale ci w ostatniej chwili odwołali lot. Stanisław był strasznie rozczarowany: specjalnie wybrał ten dzień i ten lot, a całą logistykę podróży dostosował do tego, by z wracającym z Rzeszowa do Warszawy wiceministrem kultury uzgodnić rządową dotację na przyszłoroczne publikacje niepodległościowe. Oczywiście, rząd nie mógł dosypać kasy wprost do jego prywatnego konta, ale mógł na przykład kazać zakupić dla wszystkich bibliotek szkolnych, miejskich, powiatowych czy pedagogicznych przynajmniej kilka książek, które spełniały wymogi polityki historycznej. Na przykład: Premier Paderewski – duma i fortepian. Albo Antypolska polityka Rosji i „polskich” komunistów. Czy: Dmowski, Piłsudski, Kaczyński - czyli jak Polska wybijała się na niepodległość… I ustalone w ostatnim tygodniu: Zdrajcy w polskiej armii – od 1918 roku do dzisiaj… Sam zawsze wymyślał tytuły i śmiał się, że powinien sam sobie za to sowicie płacić.

Ale wiceministra w samolocie nie było, więc w myślach już mu załatwił dymisję i teraz zastanawiał się, jak w czasie dzisiejszego pobytu w Warszawie, między spotkaniem z dwoma czołowymi autorami, wykładem w katedrze edytorstwa na polonistyce i posiedzeniem sejmowej komisji kultury zmieścić jeszcze audiencję u wicepremiera. Bo w tej sytuacji wyglądało na to, że niżej się nie da nic załatwić, zwłaszcza teraz, przed końcem roku, a zaraz po początku nowego rządu. Nocleg zarezerwował w Hotelu Europejskim, a wynajęty samolot miał czekać w Wigilię rano na Okęciu, żeby w godzinkę dowieźć ich do samego Szczytna. Lotnisko w Szymanach było 12 kilometrów od domu jego brata. Wezmą taksówkę i wczesnym popołudniem będą na miejscu.

W samolocie było pustawo, więc Irena przesiadła się na drugą stronę koło okna, a on mógł postawić koło siebie torbę, wypełnioną prezentami: zawsze bardzo uważał, żeby nikt go nie uważał za skąpca, którym w istocie był. Dla kobiet wybrał książki, oczywiście z własnego wydawnictwa, dla ojca, brata i bratanków kupił najtańsze whisky, synowi Elżbiety, którego nie lubił – gumę do żucia. Na wierzchu położył ozdobną kopertę dla bratowej: Krystyna była dewocyjnie religijna, więc na pewno się ucieszy listem od papieża, w którym Franciszek dziękuje za darowany mu piękny kalendarz adwentowy i błogosławi jemu oraz całej jego rodzinie. Czyli Krysi też. Oczywiście, był to tylko skan, wydrukowany na ozdobnym papierze, bo oryginał, oprawiony od razu w szerokie, złote ramy ozdobione koroną papieską, wisiał już od miesiąca w jego dyrektorskim gabinecie.

- Wysłałeś prezenty dla Tomka i jego rodziny? – żona pochyliła się do niego przez przejście między fotelami.

- Nie. Kazałem wysłać z sekretariatu. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. I tobie też nie radzę.

Odkąd Tomasz odszedł z firmy ojca i za kredyty unijne wybudował sporą drukarnię – stosunki rodzinne się zdecydowanie popsuły. Ale kiedy w tym roku zaczął drukować nie tylko na zlecenie wydawnictwa rodzinnego – po paskarskich cenach, jak uważał Stanisław, lecz także realizował zamówienia konkurencji, przestał się do niego odzywać, zerwał swoje umowy i przeniósł druk za granicę, życząc synowi szybkiego bankructwa. Tomasz złożył do sądu pozew o niezgodne z prawem odstąpienie od kontraktu i pierwsza rozprawa miała się odbyć po Nowym Roku. O jakich jeszcze prezentach miał myśleć?

*

 

Cdn.