Maciej Pinkwart
Kalendarz adwentowy
Droga z domu na lotnisko w Jasionce nie była łatwa – wiatr od Bieszczad wiał
mocno od wczoraj i momentami śnieżne języki przykrywały całą nawierzchnię. Ale
firmowy kierowca w zasadzie zawsze jeździł po złych drogach, bo dobrych w
okolicy prawie nie było, więc i tym razem dojechali bez problemów. Samolot
odleciał z niewielkim opóźnieniem, bo czekali na jakichś ważniaków z rządu, ale
ci w ostatniej chwili odwołali lot. Stanisław był strasznie rozczarowany:
specjalnie wybrał ten dzień i ten lot, a całą logistykę podróży dostosował do
tego, by z wracającym z Rzeszowa do Warszawy wiceministrem kultury uzgodnić
rządową dotację na przyszłoroczne publikacje niepodległościowe. Oczywiście, rząd
nie mógł dosypać kasy wprost do jego prywatnego konta, ale mógł na przykład
kazać zakupić dla wszystkich bibliotek szkolnych, miejskich, powiatowych czy
pedagogicznych przynajmniej kilka książek, które spełniały wymogi polityki
historycznej. Na przykład: Premier
Paderewski – duma i fortepian. Albo
Antypolska polityka Rosji i „polskich” komunistów. Czy:
Dmowski, Piłsudski, Kaczyński - czyli jak
Polska wybijała się na niepodległość… I ustalone w ostatnim tygodniu:
Zdrajcy w polskiej armii – od 1918 roku do
dzisiaj… Sam zawsze wymyślał tytuły i śmiał się, że powinien sam sobie za to
sowicie płacić.
Ale wiceministra w samolocie nie było, więc w myślach już mu załatwił dymisję i
teraz zastanawiał się, jak w czasie dzisiejszego pobytu w Warszawie, między
spotkaniem z dwoma czołowymi autorami, wykładem w katedrze edytorstwa na
polonistyce i posiedzeniem sejmowej komisji kultury zmieścić jeszcze audiencję u
wicepremiera. Bo w tej sytuacji wyglądało na to, że niżej się nie da nic
załatwić, zwłaszcza teraz, przed końcem roku, a zaraz po początku nowego rządu.
Nocleg zarezerwował w Hotelu Europejskim, a wynajęty samolot miał czekać w
Wigilię rano na Okęciu, żeby w godzinkę dowieźć ich do samego Szczytna. Lotnisko
w Szymanach było 12 kilometrów od domu jego brata. Wezmą taksówkę i wczesnym
popołudniem będą na miejscu.
W samolocie było pustawo, więc Irena przesiadła się na drugą stronę koło okna, a
on mógł postawić koło siebie torbę, wypełnioną prezentami: zawsze bardzo uważał,
żeby nikt go nie uważał za skąpca, którym w istocie był. Dla kobiet wybrał
książki, oczywiście z własnego wydawnictwa, dla ojca, brata i bratanków kupił
najtańsze whisky, synowi Elżbiety, którego nie lubił – gumę do żucia. Na
wierzchu położył ozdobną kopertę dla bratowej: Krystyna była dewocyjnie
religijna, więc na pewno się ucieszy listem od papieża, w którym Franciszek
dziękuje za darowany mu piękny kalendarz adwentowy i błogosławi jemu oraz całej
jego rodzinie. Czyli Krysi też. Oczywiście, był to tylko skan, wydrukowany na
ozdobnym papierze, bo oryginał, oprawiony od razu w szerokie, złote ramy
ozdobione koroną papieską, wisiał już od miesiąca w jego dyrektorskim gabinecie.
- Wysłałeś prezenty dla Tomka i jego rodziny? – żona pochyliła się do niego
przez przejście między fotelami.
- Nie. Kazałem wysłać z sekretariatu. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. I tobie
też nie radzę.
Odkąd Tomasz odszedł z firmy ojca i za kredyty unijne wybudował sporą drukarnię
– stosunki rodzinne się zdecydowanie popsuły. Ale kiedy w tym roku zaczął
drukować nie tylko na zlecenie wydawnictwa rodzinnego – po paskarskich cenach,
jak uważał Stanisław, lecz także realizował zamówienia konkurencji, przestał się
do niego odzywać, zerwał swoje umowy i przeniósł druk za granicę, życząc synowi
szybkiego bankructwa. Tomasz złożył do sądu pozew o niezgodne z prawem
odstąpienie od kontraktu i pierwsza rozprawa miała się odbyć po Nowym Roku.
O jakich jeszcze prezentach miał myśleć?
*
Cdn.