Krzyż katarów

Krzyż hańby
Krzyż Sernina

Krzyż Św. Saturnina

Krzyż templariuszy


Krzyż diabła


Krzyż katarski
Krzyż Langwedocji

Krzyż langwedocki
Krzyż celtycki

Krzyż celtycki
Krzyż hugenotów

Krzyż hugenotów
Krzyż krucjat

Krzyż krucjat
Krzyż Camargue

Krzyż Camargue


Maciej Pinkwart

Krzyże Południa

 

Odcinek V – Święte i Święci

 

8 Odcinek I

8 Odcinek II

8 Odcinek III

8 Odcinek IV

(Większość zdjęć po kliknięciu powinna się powiększyć)

Mapa 

Wstać trzeba rano, ale robimy to niechętnie, bo jest ponuro, słońca nie widać, chłodno i zanosi się na deszcz. Nikt tego nie lubi w wakacje, ale do podróży to pogoda idealna. Szybka toaleta, śniadanie składające się z nieco podeschniętej wczorajszej bagietki z pasztetem mazowieckim i mielonką wieprzową (mam nadzieję, że nie czyta tego moja pani kardiolog!) – smakuje pysznie. I w drogę. Dziś wyjeżdżamy poza granice Langwedocji, do regionu Midi-Pyrénées, do departamentu Hautes-Pyrénées. Naszym najdalszym celem jest Lourdes – obok Santiago de Compostela najbardziej znane miejsce pielgrzymkowe Europy. Przed nami 260 kilometrów, będziemy jechać autostradą, więc zajmie nam to prawdopodobnie jakieś dwie i pół godziny. Z postojem i bramkami – pewno trzy. Z powrotem więcej, bo mamy w planie jeszcze inne cele. Pół dnia w samochodzie. Ale przez piękną część Francji.

 

Bram

7Bram - widok z lotu ptaka

 

Dwadzieścia parę kilometrów na zachód od Carcassonne mijamy miejscowość  Bram. Właściwie jedziemy jej skrajem, bo nasza trasa przebiega niecały kilometr od centrum miasta, liczącego dziś trochę ponad 3 tysiące mieszkańców i mającego niezwykły, okrągły kształt, którego środek stanowi XIV-wieczny kościół, pod wezwaniem świętych męczenników z Egiptu, małżeństwa (białego, czyli nieskonsumowanego!) Juliana i Bazylissy, żyjących w początkach IV wieku. Ulice, obiegające kołem kościół powstały głównie w XVII w. Przedtem miejscowość długo pozostawała w ruinie, choć w początkach swojej historii prosperowała doskonale już za czasów rzymskich, jako ważny punkt na skrzyżowaniu dróg od Morza Śródziemnego do Atlantyku i od Prowansji w stronę Iberii. W -60 roku Rzymianie zaczęli tworzyć tu twierdzę obronną, która otrzymała nazwę Eburomagus. Dziś w jego miejscu, w centrum Bram znajduje się interesujące Muzeum Archeologiczne (2, avenue du Razès, wstęp 4 €). W XII w. powstał tu pierwszy kościół, wybudowano mury obronne, a wkrótce potem Bram stało się jednym z centralnych ośrodków kataryzmu.

Dygresja dla wykształciuchów - pochód ślepców z Bram:

Po opanowaniu w 1209 r. Carcassonne i przejęciu dóbr Rajmunda Rogera Trensavela, Szymon de Montfort, mianowany już oficjalnie dowódcą krucjaty i panem nad wschodnią częścią Langwedocji, został praktycznie bez wojska – „sezonowi” krzyżowcy, którzy zgodnie z zarządzeniem papieskim zobowiązywali się do 4Pochód ślepców0-dniowej zaledwie służby, pojechali do domu, a on na zimę zamknął się w carcassońskiej cytadeli zaledwie z 40 towarzyszami. Wiosną 1210 r. jego waleczna żona Alix de Montmorency przywiodła do Langwedocji kolejną zbieraninę rycerzy i pospólstwa, żądnego zaprowadzenia porządku religijnego i obłowienia się na wojnie. Choć po masakrze w Béziers i zlikwidowaniu oporu Carcassonne, wraz z fizycznym unicestwieniem potęgi Trencavelów jeszcze w 1209 r. poddało się Szymonowi kilkaset miejscowości, to przecież ani teren nie był opanowany, ani herezja wypleniona.

Pod koniec marca 1210 r. pierwszym celem krucjaty stało się właśnie Bram, gdzie za wątłymi murami kryło się kilkuset katarów i ich katolickich sąsiadów. Podobno najpierw próbował ich nawracać Dominik Guzmán. Nie odniósł sukcesu i zniechęcony opuścił miasto, zostawiając Szymonowi wolne pole. Czy powiedział mu, żeby czynił swoją powinność? Oblężeni bronili się ledwo trzy dni, po czym miasto zostało zdobyte i brutalnie spacyfikowane. Spośród tych, którzy uszli z życiem z oblężenia, Szymon de Montfort wybrał ponad stu mężczyzn, a następnie kazał ich ukarać za odstępstwo od wiary lub za nieprzeciwstawienie się herezji: wszystkim obcięto uszy, bo słuchali niewłaściwych słów, wargi, bo wypowiadali się przeciw kościołowi, nosy, bo wdychali zatrute kataryzmem powietrze, po czym wyłupiono im oczy, by nie oglądali już piękności świata. Tylko jednemu z doskonałych pozostawiono jedno oko, postawiono go na czele pochodu ślepców i polecono doprowadzić tę ślepą karawanę do zamku w Cabaret, który jeszcze skutecznie opierał się Szymonowi, by swoim świadectwem stanowili dla przeciwników krucjaty poważne ostrzeżenie. I choć Pochód ślepców Pietera Breugla starszego namalowany został przeszło 300 lat to tym wydarzeniu – nie może się nie przypomnieć w tym miejscu.

Okaleczeni ślepcy pociągnęli za swym jednookim królem do zamku w Cabaret, 40 km na północ, gdzie Piotr Roger, sprzyjający katarom, zapewnił im schronienie i opiekę. Żyli kilka miesięcy dłużej.

 

- Skąd się wzięli ci katarzy? – pyta Renatka.

- Z Kataru… - podrzuca Michał.

PielgrzymRozkładam ręce, choć w samochodzie nie daje to większego efektu,

- Nie wzięli się, byli tam już. Tylko znalazła ich pociągająca, nowa wiara.

 

 

7Heretyk pielgrzymujący

 

Dygresja dla wykształciuchów - Katarzy:

 

Herezje rozprzestrzeniły się w Europie w wieku XI i na początku XII, zwłaszcza zaraz po triumfie pierwszej krucjaty (1099), kiedy to świat zachodni poznał bliżej inne systemy polityczne, religijne i kulturowe, konfrontując się w Saracenami i „Grekami”, jak nazywano Bizantyjczyków. Kościół rzymski, wojujący, bogacący się, niekiedy otoczony skandalami stawał się dla ludzi coraz bardziej obcy i coraz mniej mający wspólnego z wyobrażeniami o ewangelicznym życiu apostołów i samego Jezusa. Wystarczyło tylko porównać przepych dworów biskupich, nie mówiąc już o papieskim, z tym, co ci sami biskupi opowiaKatarzydali o skromności i ubóstwie pierwszych chrześcijan. Ta schizofrenia ideowa kazała myśleć o tym, że świat jest coraz wyraźniej podzielony na sferę ducha i materii, a tym samym na strefę dobra i zła. Ale ten dualizm istniał na obrzeżach chrześcijaństwa już od pierwszych wieków naszej ery, bowiem jego elementy spotykało się już w zoroastryzmie, a szczególnie w doktrynie perskiego myśliciela Maniego z III w., która łączyła elementy zoroastryzmu, buddyzmu i chrześcijaństwa.

 

Katarzy, grafika z epoki 8

 

Mniej więcej w tym samym czasie elementy manicheizmu (bóg dobra i bóg zła, walka złej materii z dobrą duchowością) przejęli Paulicjanie, sekta rozwijająca się w Bizancjum, w Armenii, Tracji i potem Bułgarii, gdzie powstała kolejna mutacja tego samego ruchu, nazywająca się bogomiłami. I tak to pączkowało z kraju do kraju, z Bałkanów do zachodniej Europy, do Niemiec i północnych Włoch. Pewno sama idea doktryny dualistycznej zaszczepionej na gruncie chrześcijaństwa przyszła do Langwedocji przez Prowansję z Włoch, może też z północnej Afryki, choć sami katarzy uważali, że ich pierwsza gmina znajdowała się w akwitańskim Agen. Ale na pewno nie było tak, że któregoś dnia w którejś miejscowości pojawiło się dwóch czarno ubranych w powłóczyste szaty magów, którzy powiedzieli: dobry wieczór, jesteśmy katarzy, opowiemy wam o prawdziwej wierze…

Zapewne gdzieś, ktoś, był pierwszy. Ale na pewno nie przedstawiał się, że jest katarem, bo tę nazwę wobec nich stosowali inni, i to dość późno: pojawiła się w Niemczech w 1164 r. w dziele jednego z teologów, nawiązującego do prac św. Augustyna, który na przełomie IV i V w. greckim słowem  καθαροι (czysty) określał północno-afrykańskich wyznawców manicheizmu. Ale także z Niemiec pochodzi się obraźliwa interpretacja tej nazwy, która jakoby wywodzi się z łacińskiego catus, kot, co miało wiązać się jakoby z rytuałem inicjacyjnym, według którego żeby zostać przyjętym do sekty, należało kota pocałować pod ogon… Trudno o coś odleglejszego Katarski doskonałyod katarskich zasad czystości – ale przecież nie chodziło o zasady, ale o poniżenie przeciwnika. Echa tamtych wymysłów z XII w. trwają do dziś, kiedy wciąż jeszcze przedstawicieli niektórych wyznań nazywa się kociarzami, a ich religię – kocią wiarą. Ponieważ także w średniowieczu nazywano ichBiskup, przez kojarzenie z bułgarskimi bogomiłami, określeniem bulgaris, Anglicy chcąc zwerbować przeciwko nim chętnych do krucjaty, przekształcili tę nazwę w słowo bugger, gwarowo oznaczające homoseksualistę. Pamiętamy późniejsze zarzuty wobec templariuszy?

 

<--Katarski doskonały

Średniowieczny biskup 8

 

Katarzy sami nazywali siebie dobrymi ludźmi, albo dobrymi  chrześcijanami. Ujawnili się w Oksytanii u progu XI wieku (niektórzy podają symboliczną datę: rok 1000) i dość szybko opanowali serca i umysły współobywateli, proponując im alternatywną wobec katolicyzmu wersję chrześcijaństwa. Zapewne dobre przyjęcie tej wersji i większa niż gdzie indziej tolerancja wobec tej „inności” na terenie Langwedocji brała się z faktu, iż właśnie tutaj ludzie byli od wieków przyzwyczajeni do współżycia w wyznawcami innych religii: po galijskich Celtach przyszli Rzymianie ze swymi wierzeniami, potem pojawili się wyznający arianizm Wizygoci, wreszcie chrześcijańscy Karolingowie, zmuszeni do koegzystencji z dominującymi za Pirenejami muzułmanami, a to wszystko w obecności tysięcy osiadłych tu Żydów. Dziś kataryzm – jak już powiedzieliśmy – jest modny, dobrze się sprzedaje i chętnie jest „kupowany” jako wyraz protestu przeciw zmurszałym strukturom chrześcijaństwa instytucjonalnego. Ale w czasach, gdy był wyznawany w Langwedocji, tak naprawdę nie przekraczał 5 % populacji tego regionu, w dodatku był chętnie instrumentalnie wykorzystywany przez suwerenów Septymanii do rozgrywek z dążącym do dominacji także w kwestiach ekonomicznych i prawnych instytucjonalnym kościołem katolickim.

Kataryzm przez pewien okres stwarzał jednak liczącą się alternatywę dla wyznawców – przez sam fakt, że był. Nawet dla tych, którzy nie akceptowali jego doktryny, był wyrazem sprzeciwu wobec panoszącego się, obnoszącego się ze swoim bogactwem i swoją władzą kościoła, wobec jego hierarchów, którzy odziani w kapiące złotem stroje, w kościołach bogatszych od pałaców wielmożów nawoływali do wiary w ubogiego Chrystusa i do posłuszeństwa wobec nauk apostołów i stosowania się do zasad Pisma, których sami nie przestrzegali, a często nawet nie znali.

 

Consolamentum

 

7Komunia średniowieczna

Consolamentum 8

 

Podstawową cechą religii katarskiej – wywodzącej się przecież z chrześcijaństwa – był podział świata na dwie zasady stworzenia i dwie cechy podstawowe: zło i dobro, materię i duchowość. Dobry Bóg stworzył świat duchowy, światło, dobro i wiedzę, Zły Bóg – świat materialny, z jego pokusami, dobrami doczesnymi, bogactwem i instytucjami, dominującymi nad człowiekiem. Miejscem, gdzie te dwa światy się spotykają, jest serce człowieka, którego obowiązkiem jest wyzwolenie się z więzów materii i powrót do anielskiego świata duchowości. Władza reprezentuje materię, a więc zło i wszelkie podporządkowanie się jej jest grzechem. Wszystkie prawa, ustanawiane przez kościół instytucjonalny są uzurpacją, wszelkie liturgie, których podstawą jest okazywanie kultu materii – są wyrazem czci dla Szatana. Zatem należy odrzucić oparte na przemocy prawa i obowiązki, zajmując się wyłącznie doskonaleniem duchowym. Nieważne są msze, sakramenty, płacenie podatków, służba w wojsku, odrabianie pańszczyzny, bogacenie się, składanie przysiąg, posiadanie czegokolwiek, przestrzeganie zasad hierarchii. Bóg dobra nie jest obecny w materialnym świecie, stanowiącym domenę zła. Spotkać go można tylko po powrocie do świata duchowości. Brzmi to jak dekalog anarchistów, ale bynajmniej nim nie było.

 

7Katarzy

 

Główną zasadą życia według katarów była skromność, dążenie do doskonalenia się poprzez zdobywanie wiedzy, unikanie kontaktu z materią na tyle, na ile to było możliwe, bo oczywiście w pewnym sensie było konieczne: trzeba było stąpać po ziemi, mieć jakieś środki materialne na skromne jedzenie i mieszkanie, czasem pracować na roli lub w warsztacie. Społeczność katarów składała się z wyznawców, którzy dążyli do doskonałości oraz doskonałych, którzy już ją osiągnęli. Ci ostatni byli zarazem wyznacznikami celów duchowych, przywódcami ideowymi i nauczycielami. Dostąpić doskonałości za życia można było po wyrzeczeniu się wszystkich pokus świata, poprzez consolamentum, pocieszenie, którego wyznawcom udzielali doskonali, nakładając ręce na ich głowy wówczas, gdy uznali, że osiągnęli oni właściwy stan duchowości. Zmarły w stanie doskonałości człowiek powracał do nieba, zaś ten, kto nie dostąpił consolamentum, po śmierci powracał do świata, wcielając się w następny byt materialny, ludzki lub zwierzęcy ciepłokrwisty, w którym trwał aż do wyzwolenia się z pęt materii. Dobrzy chrześcijanie uważali się za jedynych następców apostołów i w swoim postępowaniu dążyli do przyjęcia takiego modelu życia, jaki miały pierwsze wspólnoty chrześcijańskie, opisanego w Nowym Testamencie. Jezus

 

Katarski punkt widzenia - Jezus przyjmujący consolamentum od Magdaleny... 8

 

Z owych założeń wynikał tryb życia katarów: niepodporządkowanych kościołowi, żyjących wśród społeczności katolickiej i współpracujących z nią dla wspólnego dobra, ale nie nawracających jej inaczej, jak jedynie poprzez własny przykład, niekiedy przez publiczne nauki (w tym czytanie Pisma Świętego, dość szybko przetłumaczonego na zrozumiały dla wszystkich język oksytański, co wywoływało agresję Kościoła, gdyż papież Innocenty III zabronił przekładania Biblii na języki narodowe). Uważali za dobrego boga Jezusa i akceptowali Nowy Testament, szczególnie Ewangelie wg św. Jana i św. Łukasza, jako apoteozę duchowości. Bóg Starego Testamentu jako stwórca materii był bogiem zła. Jezus był Bogiem, wysłanym na świat po to by własnym przykładem pokazał drogę do czystej duchowości, jako taki był wcieleniem czystego ducha i nigdy nie był poddany próbie kontaktu ze złem. W konsekwencji uważali na przykład, że Maria nie karmiła Jezusa swoją krwią, gdy była w ciąży i służyła jedynie jako ochrona jego ciała. Nosili skromne, długie szaty (doskonali na ogół czarne), które sami tkali, zakładali rodziny, ale po dojściu do doskonałości nie mieli z sobą żadnego kontaktu fizycznego, gdyż obcowanie płciowe, jako należące do świata materii było czymś niedobrym, czego należało unikać poza absolutną koniecznością. Nie jadali mięsa, żeby nie mieć kontaktu ze zwierzęciem, które po pierwsze powstało jako skutek rozmnażania płciowego, a po drugie – mogło być kolejną reinkarnacją człowieka. Akceptowali Katarska doskonalajedzenie ryb, które w tamtych czasach uważano za jednopłciowe, no i były zimnokrwiste. Jedzenie musiało być poprzedzone modlitwą przebłagalną, poza tym jeść można było tylko wspólnie, w obecności innego dobrego człowieka. Z katolikami mieli tylko jedną wspólną modlitwę: Ojcze nasz. Odrzucali kult krzyża, jako przedmiotu materialnego i narzędzia kaźni, choć uznawali jego symboliczną, duchową ważność. Z tego samego powodu nie akceptowali kultu relikwii. Bardzo rygorystycznie przestrzegali postów, których w ciągu roku było u nich więcej, niż pozostałych dni. W czasie Wielkiego Postu jedli tylko chleb i pili wodę. Walczyli, gdy było to konieczne, bywali także okrutni i bezwzględni w boju, ale nie mściwi, występując jedynie w obronie własnej. W wojnie i jakimkolwiek procederze przemocy nie mogli brać udziału doskonali. Ponieważ każda postać bytu materialnego jest zła, ale ma w sobie potenKobiety katarskiecjał dobra – stosowali w praktyce zasadę równouprawnienia mężczyzn i kobiet, które także bywały doskonałymi i sprawowały duchowe przywództwo tak samo, jak mężczyźni.

 

7Katarska doskonała

 Pocałunek pokoju katarskich kobiet... 8

 

Katarzy nie uznawali żadnych kościelnych sakramentów poza chrztem, który nie może być udzielany dzieciom poniżej 14 roku życia, by mógł być przyjęty świadomie. W efekcie chrzest i bierzmowanie zostało zastąpione przez consolamentum, udzielane dorosłym, a często starym ludziom. Odrzucali Eucharystię i wiarę w transubstancjalność, czyli przekształcanie chleba i wina w ciało i krew Chrystusa. Ale na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy podczas codziennego wspólnego posiłku błogosławili chleb. Małżeństwo wg nich nie mogło też być działaniem uświęconym, bo stanowiło jedynie legalizację związku fizycznego między kobietą i mężczyzną, będącego skutkiem Grzechu Pierworodnego. Ich niechęć do małżeństwa, a nawet – w przypadku doskonałych – do jakiegokolwiek obcowania płciowego prowadziła ich przeciwników do oskarżania katarów o hoPiotr i Pawełmoseksualizm, zwłaszcza że poruszający się po kraju doskonali zgodnie z zasadami religijnymi (np. jedzenie wyłącznie w grupie) podróżowali zawsze we dwóch lub we dwie – w jednopłciowych „dwójkach”. Odrzucali także jakikolwiek kult świętych i ich pośrednictwo w relacjach z Bogiem. Nie akceptowali wojen (z wyjątkiem obronnych), tortur i kary śmierci.

 

7Apostołowie Piotr i Paweł

 

Odrzuciwszy większość działań instytucjonalnego Kościoła chrześcijańskiego jako szkodliwe, sprzeczne z Ewangelią lub po prostu zbyteczne, kataryzm w rejonie Midi wypracował system własnych reguł liturgicznych (ponad 1000 procedur, modlitw, zasad postępowania), a także stworzył strukturę organizacyjną, z diecezjami w Albi (działała jako pierwsza, od 1167 r.), Tuluzie, Carcassonne i akwitańskim Agen, skąd podobno herezja dotarła w głąb kraju. Potem powstała także diecezja na północy Francji, a ok. 1225 r. już w czasie krucjaty, utworzono diecezję w Razès, prawdopodobnie z siedzibą w Rennes-le-Château. Na czele diecezji stali doskonali, uznawani za biskupów, mający dwóch asystentów: jeden, filius maior (syn większy) był zazwyczaj następcą biskupa, drugi, filius minor (syn mniejszy), zajmował się liturgią, mając potem do pomocy diakonów. Katarzy nie mieli żadnych kościołów, na nabożeństwa, spotkania ewangeliczne czy przekazywanie consolamentum wybierano zwykłe domy wyznawców, lub miejsca publiczne. Światopoglądowe dyskusje z przedstawicielami kleru katolickiego, często z udziałem lokalnych biskupów lub hierarchów zakonnych, organizowane przed rozpoczęciem krucjaty albigeńskiej odbywały się najczęściej w katolickich kościołach lub klasztorach.

Albigensami nazywano zwykle właśnie katarów – od tego, że w Albi zorganizowali swój pierwszy ośrodek. Ale słowem tym określano wszystkie langwedockie ruchy wymierzone w kościół instytucjonalny, poza katarami głównie waldensów i być może jakieś resztki paulicjanów i bogomiłów. Był to jednak, jak już wiemy, ruch marginalny i dziwić może niewspółmierna do wagi herezji reakcja hierarchii katolickiej i samego papiestwa, co doprowadziło do jedynej w zachodniej Europie krucjaty, wymierzonej w ruch chrześcijański. Stało za tym kilka czynników. Po pierwsze – Watykan doskonale wiedział, jak bardzo uzasadnione są zarzuty dobrych chrześcijan wobec pyszałkowatych i nadmiernie bogacących się oraz żyjących niemoralnie langwedockich hierarchów.  Wiedział też, że poglądy katarów na ten właśnie temat (choć niekoniecznie ich wyznanie wiary) podziela cKrucjataoraz większa liczba ludzi w tym terenie, także władze świeckie, chętnie wykorzystujące te zarzuty do swych prywatnych utarczek z biskupami – przecież nie o rząd dusz, tylko o władzę i pieniądze. Od czasów papieża Urbana II i pierwszej – notabene jedynej zwycięskiej – krucjaty z lat 1096-1099 do głównych elementów polityki papiestwa wobec świeckich przeciwników zaczęła należeć brutalna siła, reprezentowana przez rycerstwo zachodniej Europy. Jednakże Europa ta była podzielona, a niemal cały XII wiek upłynął na zmaganiach, często militarnych, między siłami popierającymi papiestwo a kolejnymi cesarzami niemieckimi. Osobną, ale także zapalną sprawą były relacje między Rzymem a Bizancjum.

7 Krzyżowcy i albigensi

 

Stworzenie przeciwwagi militarnej i prestiżowej dla cesarstwa stało się głównym celem papieża Innocentego III, obranego na tron Piotrowy z początkiem 1198 r. Doskonałym pretekstem do stworzenia silnej armii po drugiej stronie Renu były wichrzycielskie – zdaniem biskupów – działania heretyków langwedockich, którym w żaden skuteczny sposób nie przeciwstawiali się hrabiowie Tuluzy i podlegli im wicehrabiowie innych lokalnych ośrodków. Interwencja francuska wydawała się sprawą oczywistą, jako że Langwedocja, odbita na Wizygotach przez wojska frankijskich Karolingów, formalnie wciąż będąca lennem Francji, ciążyła ekonomicznie, ideowo i kulturowo raczej ku rozbudowującemu się ośrodkowi spoza Pirenejów. Tam istniejące od 1035 r. królestwo Aragonii w 1137 r. połączyło się z Katalonią i miało coraz większe apetyty na ekspansję na północ i na wschód, do Langwedocji i Prowansji. Przez koneksje rodzinne i działania dyplomatyczne na przełomie XII i XIII w. Piotr II Aragoński został – nominalnie – suwerenem Carcassonne i Tuluzy.

Z końcem 1208 r. król Francji Filip II August dał zgodę na udział francuskich panów w krucjacie przeciwko Albigensom. 22 lipca 1209 r. padło Béziers. Krucjata trwała 20 lat, a jej jedynym liczącym się skutkiem było zniszczenie najważniejszych miejscowości regionu, odebranie posiadłości lokalnym władcom przez dowódców krucjaty, a następnie – podporządkowanie całego Midi bezpośrednio koronie francuskiej.

 Efekty krucjaty... 8

 

Esclarmonde

Katarzy przetrwali jeszcze przez wiele lat po oficjalnym zakończeniu krucjaty. Choć koniec końców wybitą całą ich elitę – jako religia i praktyka kataryzm funkcjonował jeszcze w XIV w. i wciąż był tępiony przez kościół. Później alternatywą dla katolicyzmu stały się religie protestanckie. Dziś na fali rozmaitych ruchów antykościelnych oraz ideologii New Age pojawiają się – nie tylko we Francji – ideolodzy neokataryzmu, którzy jednakże z dawną herezją nie mają nic wspólnego. Niejako ubocznym skutkiem podjęcia zbrojnej rozprawy z katarami było uznanie przez papieża Innocentego III w 1210 r. działalności Franciszka z Asyżu za legalną i zgodną z naukami kościoła, choć i jemu – za propagowanie ubóstwa i przeciwstawianie się obyczajom ówczesnego kleru – groziła ekskomunika i zaliczenie do grona heretyków. Jednak papiestwa nie stać było na wojnę na dwa fronty, Innocenty III po długim wahaniu zaakceptował działalność Franciszka i zgodził się na powstanie zakonu franciszkanów. Opłaciło się stukrotnie – bowiem tak jak dominikanie, początkowo programowo biedni i unikający przemocy, tak i zakonni bracia Biedaczyny z Asyżu po latach staną się główną podporą Świętej Inkwizycji, rozkręcającej swoją machinę po zakończeniu krucjaty przeciw Albigensom i ćwiczącej się w boju przeciwko niedobitkom katarów i ich stronników.

 

7 Esklarmonda

 

Na marginesie warto dodać, że obecne w masowej wyobraźni, mediach, literaturze i filmach łączenie działalności langwedockich katarów z kultem Marii Magdaleny jako żony Jezusa i matki jego dzieci, jak również z działalnością templariuszy, rzekomo będących stronnikami katarów, czy wreszcie z mitem Świętego Graala, którego depozytariuszami mieli być katarzy – jest kompletnym nieporozumieniem, ahistorycznym i alogicznym zarazem. Przynajmniej jak dotąd takie mam przekonanie. Jak już wspominałem, katarzy w Langwedocji stali się towarem, interpretacja ich działalności zazwyczaj jest kompletnie ahistoryczna, a niektóre postacie tego ruchu stały się bohaterami komiksów. Szczególnie oczywiście dotyczy to dzielnych katarskich kobiet, które są pokazywane jako coś w rodzaju skrzyżowania Brigitte Bardot z Joanną d'Arc. Jedną z takich gwiazd po wiekach stała się siostra Rajmunda Rogera z Foix, doskonała Esklarmonda, uważana w niektórych Obeliskdziałach współczesnych za katarską Marię Magdalenę, bojowniczkę zarazem i depozytariuszkę Świętego Graala...

7Obelisk Riqueta

 

Przejeżdżamy obok interesującej miejscowości Castelnaudary, którą – jako miejsce gdzie wynaleziono  cassoulet (jak wspominałem, później się wyjaśni, co to) - przynajmniej w celach gastronomicznych musimy koniecznie zwiedzić i jedziemy przez pagórkowatą krainę Lauragais, rozciągniętą między przedpolem Pirenejów, a południowym pogórzem Masywu Centralnego, obejmującą znaczną część langwedockiego departamentu Aude oraz departamentu Górnej Garonny, znajdującego się w regionie Środkowych Pirenejów. Autostrada A-61 biegnie mniej więcej równolegle do najciekawszej drogi wodnej regionu, słynnego Canal du Midi. Mijamy miasteczko La Ségala i widzimy po prawej stronie niewysokie (194 m) wzgórze Seuil de Nauroze. Tędy przebiega dział wodny między Morzem Śródziemnym a Atlantykiem. Tutaj też stoi obelisk, dedykowany  twórcy Canal du Midi, Pierre-Paulowi Riquetowi (1609-1680), wystawiony przez jego potomków w 1827 r.

To jeden z najciekawszych ludzi Francji z epoki Ludwika XIV i… malarza Nicolassa Poussina, choć z tymRiquet  ostatnim nie miał raczej nic wspólnego. Urodzony w nieszczęsnym Béziers w rodzinie bogatego notariusza, w młodym wieku został królewskim poborcą podatku solnego, wykonującym swoją pracę tak solidnie, że nie tylko pozwoliło mu to szybko dojść do wielkiego majątku, ale i zdobyć dojście do królewskiego ucha. Był fantastą i marzycielem, ale swoje fantazje opierał na wyliczeniach technicznych, a marzenia zdołał zrealizować. W 1665 roku, już jako mężczyzna przeszło 50-letni rozpoczął realizację największego projektu wodnego Europy – kanału, łączącego Morze Śródziemne z Atlantykiem.

 

Pierre-Paul Riquet 8

 

Dygresja dla wykształciuchów - Canal du Midi:

 Myśleli już o nim Rzymianie, cesarz Karol Wielki i król Franciszek I, który nawet powierzył opracowanie takiego projektu swojemu przyjacielowi i protegowanemu, Leonardowi da Vinci. Później mierzyli się z tym problemem inni fachowcy, a przed Riquetem projekt taki przedstawiono jego ojcu do opinii prawnej – i ojciec go odrzucił. Cele budowy były oczywiste: poprawa sytuacji ekonomicznej Langwedocji, która była wielkim producentem zboża i nie miała jak go tanio i skutecznie eksportować do innych regionów oraz kwestia strategiczna – możliwość transportu ładunków militarnych z portów atlantyckich na Morze Śródziemne z pominięciem opanowanych przez wrogich Hiszpanów wybrzeży iberyjskich i bez narażania się na ataki piratów berberyjskich.

Poza ogromnymi kosztami samego przekopania drogi wodnej były do pokonania dwa podstawowe problemy techniczne: przejście przez wzniesienia terenowe, sięgające nieraz kilkudziesięciu metrów oraz zapewnienie wystarczającej ilości wody w kanale, szczególnie w miesiącach letnich. Pierwsze rozwiązano budując system śluz w kilku newralgicznych punktach, drugi – tworząc parę sztucznych zbiorników, gromadzących wodę ze źródeł pasma Montagne Noire na pograniczu departamentów Aude, Tarn, Hérault i Górnej Garonny, co w praktyce oznaczało konieczność budowy dodatkowych kanałów zasilających.

Canal RoyalDzięki wsparciu arcybiskupa Tuluzy Charlesa-François d'Anglure de Bourlémonta, Riquet dotarł do potężnego ministra Jeana-Baptiste Colberta, pełniącego funkcję premiera na dworze Ludwika XIV. Król zainteresował się projektem i obiecał wsparcie finansowe, ale potem stracił entuzjazm i zajął się innymi sprawami, w efekcie kanał – nieco pochopnie nazwany w trakcie budowy Kanałem Królewskim – miał być finansowany przez króla i przez władze prowincji po 40 % oraz Riqueta i jego spadkobierców – 20 %. Oni też mieli otrzymać koncesję na zarządzanie kanałem.

W efekcie kanał budowało 12 tysięcy robotników przez prawie 15 lat. Po stronie „atlantyckiej”, do Garonny, trzeba było przekopać 57 km, po stronie „śródziemnomorskiej”, do Etang de Thau przy Sète – 189 km. Najwyższym punktem kanału jest Seuil de Naurouze (189 m), który właśnie mijamy, gdzie znajduje się największy zbiornik dodatkowy – i obelisk twórcy inwestycji. Kanał ma 1,8–2 m głębokości, średnią szerokość 20 m, na znacznej części jest obsadzony przyjemnie zacieniającymi szlak wodny platanami i przepływa na terenie Langwedocji przez kilka ważnych miast: Tuluzę, Castelnaudary, Carcassonne, Trèbes, Béziers, Agde i Sète. Canal du Midi został ukończony w 1681 r., ale jego twórca nie dożył końca robót – zmarł 8 miesięcy wcześniej i został pochowany w katedrze Św. Stefana w Tuluzie.

Początkowo nazywany Kanałem Królewskim w Langwedocji, po Rewolucji został przemianowany na Kanał Dwóch Mórz, a potem otrzymał dzisiejszą nazwę. Ekonomiczna prosperity kanału skończyła się po roku 1857, kiedy to otwarto linię kolejową, łączącą Sète z Bordeaux. Kolej jako środek transportu była tańsza, wygodniejsza i bardziej efektywna. Z biegiem czasu droga wodna została niemal całkowicie zaniechana, kanał się zamulił, śluzy przestały funkcjonować – aż do czasu, kiedy w XX w. zyskał drugą młodość stając się atrakcją turystyczną dla osób, zwiedzających Langwedocję drogą wodną. Dziś pływanie barkami po Canal du Midi, wycieczki rowerowe trasami wzdłuż jego brzegów czy wędrowanie szlakiem pieszym cieszą się wielkim powodzeniem. W 1996 r. Kanał został wpisany na listę zabytków światowego dziedzictwa UNESCO.

 

Wjeżdżamy w obszar atlantycki, na teren regionu Środkowych Pirenejów (jak już wiemy, od lipca tego roku połączonych administracyjnie zMuret  regionem Langwedocji i Roussillon). Jedziemy przez peryferie Tuluzy, zostawiając centrum po prawej stronie. Wrócimy tu za kilka godzin. Autostrada biegnie tuż koło 30-tysięcznego dziś miasta Muret, które w 1213 r. było miejscem walk między krzyżowcami Szymona de Montfort a obrońcami Tuluzy, na czele których stał Rajmund VI de Saint Gilles, uwikłany we własną kunktatorską politykę, człowiek, który przez długi czas chciał naraz zjeść ciasteczko i mieć ciasteczko: zachować swoje posiadłości w Langwedocji i nie przeciwstawiać się krzyżowcom. A jednocześnie nie walczyć z własnymi poddanymi. Wtedy, w 1213 r., ekskomunikowany po raz kolejny, uważany za osobistego wroga nie tylko Pana Boga, ale i papieża (co było gorsze!) skończył z grą na dwa fronty i stanął otwarcie do boju z Szymonem de Montfort, w obronie Tuluzy, będącej stolicą jego dominium.

Piotr II AragońskiA Szymon we wrześniu 1213 zdobył zamek w Muret, zaledwie 20 km od Tuluzy. Właściwie nie zdobył, tylko zajął, bo miasto poddało się bez walki. I wtedy sam znalazł się w zasadzce: pospolite ruszenie mieszkańców Tuluzy oraz największa w historii tej wojny koalicja szlachty z obu stron Pirenejów stanęła przeciwko krzyżowcom, oblegając Muret. I próżno byłoby wśród tej armii szukać katarów czy popierających ich szlachetków z Langwedocji; zapewne byli, ale stanowili ułamek procenta. Przeciwko ultrakatolickiemu Szymonowi de Montfort stanęła ultrakatolicka koalicja, na czele której stanął wielki bojownik chrześcijański, nieustraszony pogromca Saracenów, osobisty przyjaciel i lennik papieża, król Piotr II Aragoński, nazywany też Piotrem Katolickim.

 

7Król Piotr II Aragoński

 

Dygresja dla wykształciuchów - Upadek Piotra Aragońskiego:

 

Rok wcześniej, stojąc na czele 70-tysięcznej armii, także uważającej się za krzyżowców, starł w pył muzułmańskie wojska Almohadów w pobliżu andaluzyjskiej miejscowości Las Navas de Tolosa, otwierając drogę do całkowitego wyparcia Saracenów z Europy. Było to pierwsze od lat, bardzo potrzebne Kościołowi zwycięstwo nad niewiernymi, jasne i wyraziste, które mogło zmienić fatalne wrażenie, jakie wśród katolików w Europie robiła dwuznaczna krucjata przeciw Albigensom. Piotr Aragoński, już przedtem sławny i mający wielkie znaczenie władca, stał się najważniejszym sojusznikiem kościoła.

I wtedy Piotr złożył papieżowi ofertę, wydawałoby się – nie do odrzucenia. Otóż właśnie w tym czasie, gdy on na czele armii, w skład której wchodzili również jego wasale z Langwedocji, gromił muzułmanów – działający rzekomo z upoważnienia papieża Szymon de Montfort napadał na ich osłabione zamki, grabił, mordował, niszczył miasta i pola. Było to sprzeczne nie tylko z zasadami rycerskimi, ale i z prawami krucjat: krzyżowcy mieli zagwarantowane przez papieża nie tylko wieczne zbawienie, ale i ziemskie bezpieczeństwo opuszczonych na czas krucjaty włości. Piotr wyjawiwszy to wszystko papieżowi zażądał by ten odwołał krucjatę katarską, pozwolił, by Aragończyk przejął pełną kontrolę nad swoimi wasalami w Langwedocji, a on zobowiązuje się zlikwidować herezję i zaprowadzić porządek w całej krainie, m.in. odsuwając od władzy niemiłego Kościołowi Rajmunda VI z Tuluzy i przekazując jego ziemie synowi, Rajmundowi VII, wychowanemu w ultrakatolickim duchu na dworze Aragończyka. Langwedocja bez dalszych bratobójczych walk stanie się całkowicie katolicka. Podobne zobowiązanie złoży także jego brat Sancho, hrabia Prowansji.

Równało się to oczywiście wyrzuceniu z ziem południowych Szymona de Montfort, albo całkowitego podporządkowania go Piotrowi. Tym samym Kościół musiałby jeśli nie przyznać się do błędów, to przynajmniej zweryfikować swoje dotychczasowe oceny. Była to cena za pokój i wyrugowanie herezji.

Papież milczał przez kilka miesięcy.

Przyjęcie oferty Piotra – a Innocenty III nie wątpił, że aragoński król jest w stanie zrealizować swoje zapowiedzi – oznaczało powstanie mocarstwa obejmującego tereny od Saragossy, a może i dalej na południe, do Bordeaux na północy i Nicei na wschodzie, jednego z największych i najbogatszych w Europie. Co prawda Szymon de Montfort swoimi działaniami podporządkował sobie terytorium na południu większe od tego, którym dysponował król Francji na północy, ale Szymon był mało znaczącym szlachetką spod Paryża, który – co prawda z błogosławieństwem papieża - wszedł w posiadanie langwedockich włości prawem kaduka, jeśli nie prawem bandyty. A Aragończyk i jego wasale z Tuluzy, Carcassonne, Foix i Rèdes dzierżyli swoje ziemie prawem krwi, dziedzicząc je po swoich odległych przodkach.

To jednak w zasadzie było dla papieża argumentem przeciw, a nie za. Po pierwsze Innocenty Piotrowi Katolickiemu nie ufał: mimo spektakularnych zwycięstw nad poganami i wielkodusznych gestów wobec Kościoła, Aragończyk sam tolerował na swoich ziemiach nie tylko heretyków, ale i Żydów, a nawet samych Saracenów, jeśli nie stanowili dla niego zagrożenia. Po drugie – papiestwo miało już liczący kilkaset lat spór z innym silnym państwem, jakim było Cesarstwo Niemieckie, a Innocenty III był zdecydowanym zwolennikiem teokracji. I wiedział doskonale, że władzę Kościoła łatwiej będzie sprawować wobec tolerowanego uzurpatora, utrzymującego się w swojej roli wyłącznie dzięki poparciu papieża i całkowicie odeń zależnego, niż wobec dumnego władcy z historycznym rodowodem.

Oferta Piotra Katolickiego została odrzucona. Szymon de Montfort okopał się w Muret i czekał na okazję, żeby rozbić langwedońsko-aragońskąBitwa pod Muret zbieraninę rycerską i dobić wrogów w ich stolicy – Tuluzie. Na czele wojsk rycerskich oblegających Muret stał niezwyciężony Piotr Aragoński. Do walki przeciw swojemu miastu zagrzewał krzyżowców biskup Tuluzy – Fulko, mający osobiste anse do Piotra na tle męsko-damskim: poprzednią żoną Aragończyka była córka pani serca Fulka – byłego trubadura… Szymon miał do dyspozycji armię slabą i pozycję fatalną: otoczony w ciasnym mieście nie wytrzymałby dłużej niż kilka dni oblężenia. No i krzyżowców było dwadzieścia razy mniej niż przeciwników.

Bitwa pod Muret, z XIV-wiecznej ryciny 8

Na naradzie wojennej pan Tuluzy, stary już Rajmund VI radził czekać. Zamknąć krzyżowców w oblężeniu, nękać ich wojsko atakami łuczników i dopiero kiedy osłabną – zaatakować w polu. Został wyśmiany przez krewkich Aragończyków, którzy wierzyli w swoje doświadczenie wojenne i przewagę liczebną, no i chcieli znów się wykazać w boju. Biskup Fulko i jego ludzie zagrzewali do bitwy. Rozpoczęła się w południe 12 września 1213 r.

I po południu tego samego dnia Piotr II Aragoński został zabity, właściwie przypadkiem, bo dla kamuflażu zamienił się zbroją z jednym ze swoich rycerzy i ścierający się z nim krzyżowiec nie wiedział, kogo atakuje. Armia langwedocko-aragońska poszła w rozsypkę. Zwycięstwo Szymona de Montfort było pełne. W gruzach legła też idea utworzenia wielkiego państwa w rejonie Midi, obejmującego Langwedocję, Akwitanię, Prowansję, Katalonię, Aragonię, być może Andaluzję i Gaskonię. Gdyby bitwa pod Muret potoczyła się inaczej, zapewne historia Europy i dzisiejsza jej mapa bardzo by się różniła od tej, którą znamy.

Pomykamy dalej autostradą, która teraz nosi numer A-64 aż do Tarbes, gdzie zjeżdżamy na południe, w stronę coraz bliższych Pirenejów. Przed nami Lourdes.

 

Lourdes Lourdes Lourdes Lourdes Lourdes

 

Miasto jest w zasadzie małe (ok. 14 tys. mieszkańców), ale stanowiąc jeden z największych ośrodków kultu maryjnego na świecie, przyciąga rocznie ok. 6 milionów pielgrzymów i turystów, odwiedzających je w okresie Lourdesod marca do listopada. Uliczki są ciasne, część zabudowy centrum pochodzi jeszcze ze średniowiecza, poruszanie się samochodem między setkami innych pojazdów (w tym między blokującymi wszystko autokarami Zamek w Lourdespielgrzymkowymi!) i pieszych sprawia, że główną potrzebą turysty jest jak najszybsze pozostawienie samochodu na parkingu. Nie jest to jednak łatwe, bo oznakowanie jest kiepskie. Wreszcie trafiamy na wygodny parking koło rzeki Gave de Pau, niedaleko centrum maryjnego.

Po prawej stronie nad rzeką wznosi się zamek, wybudowany w XIII-XIV w. w miejscu, gdzie znajdowała się twierdza rzymska i warownia Karola Wielkiego, potem rezydencja obronna panów tych ziem – hrabiów Bigorre. W XII w. zamek przeszedł w posiadanie królów Navarry, zarazem hrabiów Szampanii, a potem przejął go król Francji, Filip Piękny. W XVII w. wykorzystywano go jako więzienie, od 1921 r. mieści się tu Muzeum Pirenejskie. Jego inicjatorami byli wielcy znawcy tematu i kolekcjonerzy pamiątek pirenejskich, Margalida i Louis Le Bondidier. Zbiory obejmują przede wszystkim kolekcje etnograficzne, dzieła sztuki i obiekty religijne, archiwalia dokumentalne i fotograficzne. Jest tam także spora biblioteka specjalistyczna.

Idziemy w stronę widocznej z daleka Bazyliki Matki Bożej Różańcowej, przepychając się między setkami sklepików z dewocjonaliami i pamiątkami. Najwięcej jest pojemników na słynną wodę z Lourdes, mającą moc uzdrawiania chorych. Są to często zwykłe plastikowe kanistry, ale niekiedy bardzo wyszukane i kolorowo ozdobione puste figury Matki Boskiej z Lourdes, plastikowe, metalowe i szklane. Największym powodzeniem cieszy się oczywiście najtańszy model za 1 €, z odkręcaną koroną MB, która służy jako korek. Są też kolorowe kubki, różańce, figurki świętych oraz interesujące wśród dewocjonaliów – drapaczki do pleców z Matką Boską i napisem Lourdes…

Na uliczkach mnóstwo osób chorych na wózkach, wiezionych albo przez rodziny, albo przez tutejszą służbę pomocniczą, są także liczne grupy pielgrzymkowe z wielu krajów, także oczywiście z Polski. Między nimi kręcą się pomocnicze patrole pielęgniarskie i lekarskie. Spore wrażenie.

Plac przed Bazyliką (Esplanade) to dość oryginalna mieszanina religijności, odpustowego kiczu, tradycyjnej informacji turystycznej i funkcjonalności. Ludzi sporo, ale rozległość miejsca sprawia, że nie odczuwa się tłoku. Dopiero, gdy podchodzimy do wejścia do Bazyliki – trzeba czekać w kolejce, powodowanej głównie przez tłoczące się przed drzwiami pielgrzymki.Lourdes

LourdesKompleks maryjny w Lourdes składa się z czterech części, usytuowanych na wspólnym terenie. Największą część zajmuje Bazylika Matki Bożej Różańcowej, wybudowana w latach 1883-1889 wg projektu Léopolda Hardy i konsekrowana w 1903 r. Jest usytuowana dość nietypowo – z wejściem od strony wschodniej i prezbiterium od zachodu, co wymuszone jest konfiguracją terenu (góry, rzeka) oraz symbolicznym niejako otwarciem w stronę miasta i górującego naprzeciw zamku. Interesujący portal wejściowy ozdobiony jest nowoczesnymi mozaikami, przedstawiającymi sceny z życia św. Rodziny, nad którymi znajduje się płaskorzeźba Matki Boskiej, ofiarującej różaniec św. Dominikowi. Kościół (od 1926 r. noszący tytuł bazyliki mniejszej) wybudowany jest w stylu neoromańsko-bizantyjskim, ma kształt krzyża greckiego o rozmiarach 52 x 48 m i może pomieścić 1500 wiernych na miejscach siedzących i dodatkowo 1000 stojących.

To dość szybko okazało się zbyt mało, jak na tutejszy ruch pielgrzymkowy. Stąd też już w 1956 r. rozpoczęto budowę kościoła dolnego, ukończonego po dwóch latach i poświęconego w 1958 r. jako Bazylika św. Piusa X, przez ówczesnego nuncjusza papieskiego we Francji, Angelo Roncalli – tuż przed jego wyborem na papieża Jana XXIII. Autorem projektu jest Pierre Vago. Świątynia jest ogromna: ma 191 metrów długości, 61 m szerokości i 10 m wysokości. Może pomieścić podobno 25 tysięcy osób. Lourdes

Głównym elementem dekoracyjnym Bazyliki MB Różańcowej jest ogromna złota korona, wieńcząca kopułę, stanowiącą dach świątyni. Najlepiej ją jednak oglądać z dziedzińca bazyliki górnej – najstarszej spośród wszystkich trzech kościołów - Bazyliki Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Lourdes. Usytuowano ją na szczycie góry, we wnętrzu której znajduje się Grota Massabielle, nazwana Grotą Objawień. Bazylikę zbudowano w latach 1866-1872 w stylu neogotyckim, według projektu Hippolyte’a Duranda w postaci kościoła jednonawowego, z pięcioma przęsłami i otoczonego 21 kaplicami z ołtarzami. Wieża kościoła ma 70 m wysokości. Ołtarz główny, z figurą Matki Bożej, wykonany z marmuru z Carrary przez Émiliena Cambucheta, znajduje się dokładnie nad miejscem objawień. We wnętrzu znajduje się relikwiarz św. Bernadety. Sama świątynia, mimo że sprawia wrażenie ogromnej ma zaledwie 550 miejsc siedzących.

Szerokie schody prowadzą nas w dół, w stronę bulwaru nad rzeką Gave. Sto metrów dalej stoi długa kolejka chętnych do wejścia do Groty Objawień. Trzeba czekać, bo na razie nie wpuszczają – przed grotą trwa kolejne nabożeństwo. Po prawej stronie od wejścia znajduje się znana figura Matki Bożej z Lourdes w białej, powłóczystej szacie, z różańcem, a pod spodem napis w języku gaskońskim: Que soi era Immaculada Councepciou – „Ja jestem Niepokalanym Poczęciem”.

 

LourdesDygresja dla wykształciuchów- Objawienia w Lourdes:

 

11 lutego 1858 r. 14-letnia wówczas córka młynarza z Lourdes, Bernadette Soubirous poszła z siostrą Toinette i 12-letnią koleżanką Jeanne Abadie do gminnego lasu koło groty w Massabielle, żeby tam zbierać chrust i suche drzewo. Właśnie ściągała pończochy, by przejść na drugą stronę strumyka, gdy usłyszała hałas, przypominający uderzenie wiatru, więc podniosła wzrok i u wejścia do groty zobaczyła kobietę w białej szacie z niebieskim paskiem i żółtymi różami na stopach. Przeżegnała się wtedy, i zaczęła odmawiać różaniec, a biało ubrana dama razem z nią. Gdy modlitwa się skończyła, postać znikła.

Dziewczyna opowiedziała o wszystkim rodzicom, a ci zabronili jej iść ponownie do groty. Ale uprosiła matkę i ta się zgodziła. Bernadeta poszła tam drugi raz 14 lutego 1858, nikogo nie było, więc zaczęła odmawiać różaniec i po chwili biała pani pojawiła się w tym samym miejscu. Matka dała dziewczynie buteleczkę wody święconej, więc usiłowała nią skropić zjawę. Biała pani uśmiechnęła się i odchyliła głowę, po czym dokończyła modlitwę i znikła. W czasie kolejnego widzenia Bernadeta poprosiła panią, żeby powiedziała jej swoje imię, ta zaś rzekła, że to na razie nie jest potrzebne. Potem kazała dziewczynie wykopać dołek pod skałą, skąd wypłynęło nowe źródło, którego woda miała być traktowana jak lekarstwo. Z czasem sprawa się rozniosła i Bernadecie zaczęło towarzyszyć w grocie coraz więcej ludzi, przychodzili z całej okolicy, na początku marca było ich już 8 tysięcy, wśród nich policjanci, a nawet ksiądz. Nikt dziewczynce nie wierzył, bo oczywiście poza nią nikt Pani nie widział, zwłaszcza, że opis, jaki Bernadeta przedstawiła wszystkim był nie do przyjęcia: otóż miała ona być bardzo piękna, najpiękniejsza ze wszystkich kobiet, jakie do tej pory poznałam. Była bardzo młoda. Nie była starsza ode mnie. To ostatnie było tak bardzo nie do uwierzenia, że kiedy wreszcie wg opisu Bernadety w skalnej niszy obok groty postanowiono umieścić figurę Matki Boskiej – w 1864 r. rzeźbiarz z Lyonu Joseph-Huges Fabisch znacznie ją postarzył.

Pani zaleciła ludziom, by pili ze źródła i obmywali się w nim, a wyleczy to ich choroby. Nakazała im pokutować i modlić się o odpuszczenie grzechów. Zażądała też zbudowania jej świątyni, a gdy ponownie została poproszona o przedstawienie się – powiedziała owo słynne Ja jestem Niepokalane Poczęcie. Dogmat o niepokalanym poczęciu Maryi został ogłoszony przez papieża Piusa IX zaledwie trzy lata wcześniej i wątpliwe, by zaprzątała sobie nim głowę 14-letnia córka młynarza z zabitej dechami miejscowości w Pirenejach.

Ostatnie, osiemnaste objawienie miało miejsce 16 lipca 1858 r. Oficjalny Kościół długo wahał się przed uznaniem opowieści Bernadety za prawdziwe, lokalny proboszcz wprost nazywał dziewczynę kłamczuchą, wreszcie w 1862 r. miejscowy biskup z pobliskiego Tarbes, Bertrand-Sévère Laurence wydał oświadczenie, w którym uznał objawienia w Lourdes za prawdziwe, pisząc, że jego potwierdzenie spowodowSarkofag Bernadetyane jest świadectwem Bernadety, ale przede wszystkim faktami, które zdarzyły się potem, a które nie mogą być wyjaśnione inaczej niż interwencją boską.

Biskup miał na myśli wiele przypadków uzdrowień przy pomocy wody ze źródła, które wskazała Bernadecie kobieta z jej wizji. Kronika, skrupulatnie prowadzona przez sanktuarium w Lourdes odnotowała do dziś około 7 tysięcy przypadków niewytłumaczalnych medycznie uzdrowień po kontakcie z wodą z groty Massabielle. 69 z nich kościół oficjalnie uznał za cud.

Sama Bernadeta Soubirous, jak to zazwyczaj bywa z bohaterami tego rodzaju zdarzeń, najmniej skorzystała z efektów swojego objawienia. Kiedy wreszcie uwierzono, że jej relacja z wydarzeń w grocie nie jest świadomym zmyśleniem, kiedy ludzie zaczęli doznawać niewytłumaczalnych uzdrowień i kiedy wreszcie autentyczność objawień zatwierdził biskup, a ona zyskała medialny rozgłos – poczuła się tym wszystkim tak udręczona, że postanowiła uciec od świeckiego życia, wyjechała na zawsze z Lourdes i w 1866 r. wstąpiła do klasztoru Sióstr Marii Panny w Nevers.

Nie była to decyzja pochopna, ani nieoczekiwana. Mało kto wie o tym, że na kilkanaście dni przed rozpoczęciem się serii objawień, w styczniu 1858 r. Bernadeta została eksternistyczną uczennicą przy hospicjum sióstr szarytek w Lourdes. Siostry Miłosierdzia zaczęły ją tam uczyć czytać i pisać, poznawała zasady religii, pobierała też lekcje krawiectwa. W 1860 r. wyprowadziła się z domu i zamieszkała i sióstr, gdzie wkrótce została postulantką. W 1866 r., jak już wiemy, znalazła się w klasztorze Szarytek w centrum Francji, ponad 700 km od Lourdes.

Nigdy nie doświadczyła na sobie zbawiennych skutków kontaktu z cudowną wodą ze źródła, które sama objawiła ludziom. Od dziecka była słabego zdrowia, chorowała na chroniczną astmę, później ujawniła się gruźlica. Zmarła w 1879 r. i została pochowana w Nevers. Z początkiem XX w. rozpoczął się jej proces beatyfikacyjny, podczas którego ekshumowano kilkakrotnie jej ciało i stwierdzono, że nie uległo rozkładowi. Jednak wskutek kontaktu z powietrzem na odsłoniętych częściach pojawiła się pleśń, więc wykonano jej woskową maskę i odlewy rąk, które przykryły ciało. W 1925 r. Bernadeta Soubirous została beatyfikowana przez papieża Piusa XI, który w 1933 r. ją kanonizował podkreślając, że została wyniesiona na ołtarze nie dlatego, że była świadkiem objawień, ale z powodu jej wiary i religijnego życia.

 

Lourdes Lourdes Lourdes Lourdes Lourdes

Miniatura Lourdes

LourdesGrota Objawień jest niewielka – to w zasadzie wypłukana przez wodę wnęka skalna o niespełna 10 metrach głębokości i podobnej szerokości, o wysokości blisko 4 metrów. Ściany są wilgotne, komora dzieli się na trzy części. W pierwszej, największej jest ołtarz, przy którym odprawiane są msze, po jego lewej stronie tablica pamiątkowa oznacza miejsce, gdzie pierwszy raz Bernadeta modliła się z Matką Boską, nieco dalej jest cudowne źródło, właściwie wywierzysko krasowe, z którego woda ujęta została w system wodociągów, pozwalająca przy pomocy kranów zaopatrzyć się w nią wielu pielgrzymom naraz. Inny wodociąg doprowadza wodę do basenów dla chorych. Do urny za ołtarzem można wrzucać kartki ze swoimi intencjami, kierowanymi do Matki Boskiej. Przed ołtarzem inna tablica pamiątkowa przypomina o odwiedzeniu tego miejsca przez papieża Jana Pawła II w 1983 r.

Przed ścianą z kranami cudownej wody kolejki nie ma. Napełniamy naszą buteleczkę i idziemy na kawę. Wystawione na ulicę stoliki pozwalają na obserwację życia turystyczno-pielgrzymkowego. Po południu ruch jest już znacznie mniejszy, niektóre kramy zapewne mają sjestę czy przerwę obiadową.

Wracamy na parking. Trzeba jeszcze wydostać się z miasta i jechać na północny wschód. Do Tuluzy  mamy prawie dwie godziny jazdy.

 

Pogoda utrzymuje się, niestety, na granicy mżawki i deszczu. Znajdujemy parking podziemny w samym centrum, pod placem Kapitolińskim, koło merostwa. Ten parking, podobnie jak większość podobnych biznesów w miastach i przy autostradach prowadzi firma o wdzięcznej nazwie Vinci. Oczywiście, i tu witają nas tony muzyki poważnej, tym razem zdaje się barokowej. Jeszcze jedna kawa/herbata przyda się przed spacerem po mieście, no i może się trochę przejaśni.

Święty SaturninDygresja dla wykształciuchów - Tuluza:

 

Tuluza to wielkie miasto – czwarte co do liczby mieszkańców we Francji. Leży nad Garonną – liczącą 575 km, także czwartą pod względem Tuluzadługości rzeką kraju. Nazwa miasta wywodzi się prawdopodobnie od zamieszkującego tu w III w. p.n.e. celtyckiego plemienia Tolosatów, należących do ludu Wolków Tektosagów, którzy wyparli stąd rozproszone grupy neolityczne. Wolkowie zostali wypędzeni przez Rzymian, którzy w -107 r. włączyli Tuluzę do swojego imperium, czyniąc z niej jedną z ważniejszych metropolii Galii Narbońskiej. Starówka, która teraz rozpościera się przed naszymi oczami, powstała w większości za czasów cezara Augusta, pod koniec I w. p.n.e. W tych czasach powstały akwedukty, teatr, arena z 14 tysiącami miejsc, termy i liczne świątynie. W 30 r. Rzymianie otoczyli miasto ceglanym murem obronnym, którego fragmenty widoczne są do dziś.

 

7Śmierć świętego Saturnina

 

Początki chrześcijaństwa w Tuluzie wiążą się z osobą świętego Saturnina (tutaj: Saint Sernin). To jeden z tych siedmiu papieskich legatów, wysłanych przez papieża Fabiana do Galii w celach ewangelizacyjnych (był wśród nich m.in. św. Trofim z Arles i św. Dionizy z Paryża), którzy działali podobno w III w. i podobnie jak ich mocodawca zginęli męczeńską śmiercią. Saturnin podróżował przez Nîmes i stolicę Navarry – Pampelunę, skąd ok. 250 r. dotarł do Tuluzy, gdzie zorganizował wspólnotę chrześcijańską i został jej pierwszym biskupem. W mieście wciąż panowali Rzymianie, tolerujący co prawda istnienie chrześcijan, lecz ich nie lubiący, a przede wszystkim wyznający oficjalnie kult cesarza jako najwyższego boga i kierujący się w swoim postępowaniu orzeczeniami wyroczni na tuluzańskim Kapitolu, która jednak od pewnego czasu milczała. Ponieważ biskup często przechadzał się przed główną świątynią pogańską, przypisano mu zły wpływ na wyrocznię. Świątynni kapłani zażądali, by Saturnin oddał hołd cesarzowi, składając mu w ofierze byka. Gdy odmówił, przywiązano go do zwierzęcia. Byk wpadł w furię i popędził po schodach w górę Kapitolu, ciągnąc za sobą nieszczęsnego biskupa, którego głowa roztrzaskała się przed wejściem do świątyni. Ciało bez życia zostało pociągnięte przez drogę, która dziś nosi nazwę Rue du Taur, a sam byk daleko nie uciekł i został zabity w północnej dzielnicy, do dziś noszącej nazwę Matabiau, co po oksytańsku znaczy „zabity byk”… A biskup został pochowany przez dwie chrześcijańskie panny wspominane dziś jako Saintes Puelles, święte dziewczyny, w miejscu, gdzie dziś się znajduje kościół Marii Panny, na ulicy Byczej, dokładnie tam, gdzie tragedia się zdarzyła.

Miasto rozwijało się coraz szybciej – aż w 413 r. najechali je germańscy Wizygoci i na sto lat uczynili stolicą swego rozległego królestwa, obejmującego Galię Narbońską, Akwitanię i większą część Półwyspu Iberyjskiego. Po kolejnych najazdach Merowingów od północy, do ataku od południa przystąpili Arabowie, ale w 721 r. połamali sobie zęby na Tuluzie, która nie dała się zdobyć, a swoisty cud nad Garonną zatrzymał inwazję Saracenów na zachodnią Europę. Niebawem całe Midi zajął Karol Wielki i w 778 r. utworzył hrabstwo Tuluzy, które – jak już wiemy – otrzymał w darze Guillaume de Gellone, a w drodze kolejnych spadków w 1065 r. odziedziczył je Rajmund IV de Saint Giles, w którego rodzinie Tuluza pozostała przez dwa stulecia – aż do przejęcia przez koronę francuską po zakończeniu tragicznej krucjaty katarskiej.

Przejeżdżając przez Muret, przerwaliśmy naszą opowieść na tragicznej śmierci Piotra II Aragońskiego w 1213 r. i całkowitym triumfie krzyżowców Szymona de Montfort. Zdobycie Tuluzy wydawało się kwestią dni. Rajmund VI – z którego w polu walki i tak nie było większego pożytku, ale który był symbolem upartego oporu przeciw najeźdźcom – uciekł wraz z synem do Londynu. Jednak Tuluza wciąż nie uznawała władzy Szymona, mimo że została ona potwierdzona edyktem papieskim na soborze laterańskim w 1215 r. Biskup Fulko – o którym będzie jeszcze mowa – powołał własną milicję, Białe Bractwo, składające się z jego zwolenników, noszących czarne płaszcze z wielkimi białymi krzyżami. Ten langwedocki Ku-Klux-Klan organizował nocne prRajmund VIocesje z pochodniami, prowokował awantury, śpiewając pieśni religijne podpalał i rabował domy bogatych Żydów, odmawiając modlitwy napadał na katarów. Zresztą, nie trzeba było być katarem – wystarczyło być nielubianym sąsiadem-katolikiem, albo wierzycielem – pretekst do napadu znajdował się łatwo. Napadani też nie chcieli tanio sprzedać swej skóry i dla obrony założyli Czarne Bractwo, ubierające się odwrotnie. Tuluza z błogosławieństwem biskupa pogrążała się w chaosie bratobójczych walk. Jednak on sam został przez mieszkańców wyrzucony z Tuluzy, gdy okazało się, że osobiście uczestniczył w masakrach katarów i w innych miastach…

Szymon de Montfort

 

7Szymon de Montfort

 

A Szymon zwlekał. Miał co prawda obsadzony główny garnizon w mieście, swoich agentów na ulicach, a nawet żonę, strzegącą przedpola w wysuniętym forcie – ale związał go walką syn Rajmunda, w przeciwieństwie do ojca waleczny i skuteczny, który odbił z rąk krzyżowców swoje miasto rodzinne Beaucaire nad Rodanem. W Tuluzie zaczęły się rozruchy, więc Szymon zostawił Beaucaire w rękach młodego Rajmunda VII , w trzy dni dotarł do Tuluzy i postawił miastu warunek: mieszczanie mają mu zapłacić okup i dać zakładników, w przeciwnym razie czeka go los Béziers.

Warunek został odrzucony, i wtedy nieoceniony biskup Fulko przekonał miejscowych notabli, że trzeba negocjować z nowym hrabią zatwierdzonym przez papieża, ale nie w warunkach bojowych w mieście, tylko poza murami, na pięknej łące, w ciszy i spokoju. On, biskup, będzie z nimi i będzie im gwarantował bezpieczeństwo. Nie pomni losów Carcassone, mieszczanie w grupie blisko 300 osób wyszli na otwarty teren – prosto w przygotowane przez Francuzów sznury i łańcuchy. Szymon miał już teraz zakładników, więc zażądał okupu. Nie dostał. Pozwolił zatem wojsku na rabunek, ale – ku zdziwieniu wszystkich – zakładników nie pozabijał, tylko rozkazał wywieźć daleko poza Tuluzę bez prawa powrotu – i puścił wolno. Ale ta jego dobroć (mógł pozabijać, ale nie pozabijał…) jakoś nie przysporzyła mu w mieście zwolenników.

MontfortWe wrześniu 1217 potajemnie wrócił do miasta hrabia Tuluzy, Rajmund VI. Witano go jak bohatera, co poskutkowało tym, że natychmiast wybito wszystkich Francuzów, jacy się jeszcze znajdowali na ulicach, a cała ludność przystąpiła do odbudowy murów obronnych. Kolejne ataki krzyżowców były bohatersko odpierane, a szaleńcze wypady podpirenejskich górali, którymi w Tuluzie dowodził Roger Bernard, syn brutalnego hrabiego Foix Rajmunda Rogera i katarskiej doskonałej Philippy dziesiątkowały oblegających. Entuzjazm obrońców wzmógł się jeszcze bardziej, gdy w mieście nagle pojawił się bohaterski i przystojny dwudziestolatek, Rajmund VII, który tylko co pogonił Szymona z Beaucaire.

Szymon de Montfort nie mógł dłużej zwlekać: zdobycie i zniszczenie Tuluzy stało się dla niego kwestią życia i śmierci. Dosłownie, jak już wiemy. Kolejny 40-dniowy zaciąg krzyżowTuluzaców z północy, przyprowadzony niedawno nad Garonnę przez Alicję de Montfort i biskupa Fulko lada dzień miał się zbierać z powrotem. Należało przy pomocy wielkiej machiny oblężniczej rozbić mury i sprawić tym wszystkim Rajmundom krwawą łaźnię. Wyszło zupełnie inaczej.

7Śmierć Szymona de Montfort, obraz Alfonsa de Neuville'a

25 czerwca 1218 roku kamień z obsługiwanej przez tuluzańskie mieszczki, damy i dziewczyny katapulty rozstrzygnął bitwę. Mózg Szymona de Montfort rozprysnął się na przedpolu miasta, które było symbolem oporu przeciw krucjacie, rozpoczętej od dyskusji teologicznych, a skończonej rzezią i rabunkiem. Jak się okazało – nieskutecznej. W lipcu 1218 Tuluza była wolna. Katarzy przetrwali, miasto odżyło, ale pewna epoka powoli się kończyła. 11 lat później już nie zbieranina krzyżowców, ale wojska króla Francji zdobyły wszystkie miasta, obsadziły garnizony i włączyły Langwedocję w strukturę administracyjną władzy, rezydującej w Paryżu.

Kawa/herbata wypita. Wzmocnieni na ciele, a osłabieni na portfelu ruszamy z Placu Kapitolińskiego w stronę centrum ulicą Byczą. Byk ma tu spore wzięcie, nie tylko dlatego, że ogólnie zwierzątko jest popularne, szczególnie na żyznych łąkach, na arenach i w restauracjach, ale tu akurat ma konotacje religijne, związane z nieszczęsnym losem patrona religijnego Tuluzy - Świętego Saturnina. Między kamienicami wąskiej rue du Taur odnajdujemy gotycki obecnie kościół Notre Dame du Taur, czyli jakby Matka Boska od Byka… Tutaj następca Saturnina, święty Hilary wybudował maleńki drewniany kościółek, który wkrótce stał się celem pielgrzymek, podczas których oddawano cześć zabitemu przez byka męczennikowi. Ludzi przybywało tak dużo, że już niebawem, w 402 r. szczątki biskupa Saturnina ceremonialnie przeniesiono do nowo zbudowanej bazyliki, usytuowanej nieopodal. Jak zwykle w takich przypadkach, kronikarze odnotTuluzaowali, że ciało świętego zachowało się niemal bez rozkładu, w dodatku wydzielało uroczy zapach. Jak dotąd, wykopaliska czynione w świątyni przy okazji jej kolejnych remontów nie natrafiły ani na miejsce dawnego pochówku, ani na jakiekolwiek pozostałości świątyni z okresu wczesnochrześcijańskiego.

Kościół w obecnym kształcie powstał w XIII-XIV w. Wcześniejszą, romańską świątynię aż do XI w. nazywano Eglise du Taur, kościół byka... Później był to kościół Św. Saturnina od byka, a od 1534 r. poświęcony został Marii Pannie, wciąż jednak z owym byczym dodatkiem. Tuluzanie są bardzo tradycjonalistyczni. Budowla wzniesiona jest z cegły, a jej gotycki portal to typowy przykład gotyku południowego, charakteryzującego się surowością i prostotą konstrukcji, powstałych w epoce pokatarskiej, czyli w czasach, gdy pamiętano jeszcze zasady doskonałych, potępiających fasadowość i blichtr Kościoła instytucjonalnego i jego manifestacyjne bogactwo.

We wnętrzu fascynuje przede wszystkim kolejna figura Czarnej Madonny, drewniana i polichromowana, pochodząca z połowy XVI w. i umieszczona przedtem w jednej z bram murów miejskich, nazywana tam Matką Boską od Murów, albo Matką Boską Nieustającej Pomocy. Była tam obiektem kultu od czasów, gdy – jak wierzono – pomogła katolikom w czasie walk z hugenotami. W głównym ołtarzu obecnego kościoła umieszczono ją w 1785 r. Na ścianie prezbiterium wielki fresk Bernarda Bénézeta z końca XIX w. przedstawia w nieco komiksowy sposób dramatyczne dzieje świętego Saturnina. Tę samą tematykę zawiera umieszczony po lewej stronie obraz Jeana-Louisa Bézarda z 1835 r. Interesująca jest także – przedstawiona po prawej stronie w postaci fresku – genealogia św. Jakuba.

Ulica Bycza prowadzi wprost do bazyliki Św. Saturnina. Najpierw jednak mijamy po lewej stronie wejście do maleńkiego teatrzyku w podziemiach, o ładnej nazwie Jaskinia Poezji (Cave Poésie), stworzonego i kierowanego przez 40 lat przez wybitnego aktora René Gouzenne (1925-2007), gdzie prezentowane są spektakle poetyckie, teatrzyki piosenki, prezentacje prozy, tańca i opowieści. Bar co prawda czynny od 10-tej, ale spektakle (6-12 €) dopiero o 19.30. Może kiedyś…

 

Tuluza Tuluza Tuluza Sw. Sernin St. Sernin

 

Wychodzimy na place Saint-Sernin. Przed nami największy na świecie jednolicie romański kościół, zbudowany z miejscowej cegły i wapienia. Mamy pTuluzaecha – południowa fasada jest w remoncie… Ale nic nie da się zrobić: udajemy, że tego nie widzimy…

TuluzaJak już wiemy, pierwszy kościół w formie bazyliki wzniesiono tu na początku V w., by umieścić w nim relikwie św. Saturnina. Obecna imponująca budowla (ośmiokątna wieża ma 65 m wysokości, nawa - 115 m długości) pochodzi z pierwszych lat XI wieku – ukończona ok. 1070 roku, w 1096 została uroczyście konsekrowana przez papieża Urbana II, który właśnie wracał z synodu w Clermont, gdzie ogłosił wezwanie do pierwszej krucjaty. Papież koncelebrował mszę (wraz z arcybiskupami Albi i Toledo) przy nowym ołtarzu, wyrzeźbionym przez Bernarda Gilduina. Mimo tego, że prace związane z wyposażaniem wnętrza trwały niemal do końca XIV w., a więc do końca epoki gotyku – w bazylice zachowano jednolicie romański charakter. Budynek został częściowo zniszczony w czasie wielkiego pożaru Tuluzy w 1463 r., ale odbudowano go w znacznej mierze z funduszy królewskich, bowiem wkrótce potem przybył do miasta król Ludwik XI i ufundował dla bazyliki stałe subsydium w kwocie 100 liwrów rocznie.

Kościół jest orientowany, wejście główne jest więc od zachodu, ale najciekawszy jest portal południowej bramy, tej do której właśnie dochodzimy od strony rue du Taur. Są to Drzwi Śródmiejskie, Porte Miègeville, od oksytańskiego mièjo vilo, śródmieście. Portal powstał w początku XII w. i ma już wszystkie tradycyjne elementy dekoracyjnego wejścia: półokrągły tympanon zdobiony płaskorzeźbami przedstawiającymi wniebowstąpienie Chrystusa podtrzymywanego przez anioły, łukowe archiwolty ponad tympanonem, nadproże rzeźbione w postacie starotestamentowe, kolumny z kapitelami, ozdobionymi także postaciami ludzkimi.

Wnętrze sprawia monumentalne wrażenie, a wzruszający jest skromny ołtarz z 1096 r. Obok znajduje się grobowiec św. Saturnina nakryty barokowym baldachimem z lat 1718-1759. Ściany zdobią freski z okresu romańskiego. Ciekawym miejscem jest krypta pod prezbiterium, stanowiąca wielką kolekcję relikwiarzy, przechowujących podobno ok. 200 szczątków świętych kościoła katolickiego – w tym rzekomo fragment kości i czaszkę św. Jakuba Większego (którego nienaruszone ciało podobno spoczywa w Santiago de Compostella; notabene miejsc, gdzie znajdują się ciała i czaszki Jakuba jest chyba kilkanaście), oraz fragment Świętego Krzyża.

Także przy placu Saint-Sernin znajduje się archeologiczne muzeum Saint-Raymond (10.00-18.00, 4 €), usytuowane w budynku z 1523 r., z najciekawszymi zbiorami z okresu prehistorycznego i z czasów rządów rzymskich w Galii Narbońskiej.

Ulicą Byczą wracamy do placu Kapitolińskiego. Błądząc wąskimi uliczkami starówki na południe, w kwadrans można dojść do najdziwniejszego kościoła Tuluzy, stanowiącego siedzibę biskupstwa – katedry pod wezwaniem świętego Stefana St. Etienne(St. Etienne). Historycznie zawsze w cieniu starszej i zasobniejszej w łaski bazyliki Saint-Sernin, jest jednak także ważnym obiektem historycznym. Wybudowana jest podobno w miejscu kapliczki, wzniesionej w III w. za sprawą św. Saturnina obok rzymskiego akweduktu i term, gdzie mogło się znajdować pierwsze chrześcijańskie baptysterium. Ale pierwsze historyczne wzmianki o tym kościele pochodzą z 1071 r., kiedy to biskup Isarn z Lavour wybudował kościół o długości 85 m z dwiema wysokimi wieżami w fasadzie. Prace nad rozbudową katedry podjął jeden z bohaterów, by nie rzec: czarnych charakterów krucjaty albigeńskiej, wielokrotnie tu wspominany sławny biskup, nazywany Fulko z Tuluzy (1155-1231).

Dygresja dla wykształciuchów - biskup-trubadur:

Prawdę powiedziawszy, sławny był wcześniej, jako Folquet z Marsylii, znany trubadur i rycerz, zwycięzca wieku turniejów pieśniarskich w Katalonii, Langwedocji i Prowansji, autor kilkudziesięciu pieśni, z który wiele się zachowało, także z melodiami. Pisał, oczywiście, po oksytańsku:Fulko

Per Dieu, Amors, ben sabetz veramen

Qu'on flus deissen plus poi' Humilitatz

Et Orguoills chai on plus aut es poiatz!

Don dei aver gaug e vos espaven

C'ancse mostratz orguoill contra mesura

E brau respos a mas humils chanssos,

Per qu'es semblans que l'Orguoills chaia jos,

Qu'apres bel jorn ai vist far nuoich escura…

(przetłumaczę w wolnej chwili…)

 

Fulko z Marsylii, rycina średniowieczna 8

Musiał być sławny, jeśli kilkadziesiąt lat po jego śmierci Dante Alighieri umieścił go w swej  Boskiej komedii, jako jednego z pozytywnych bohaterów – w rozdziale Raj.

St. Etienne, Rozeta FulkaChyba był z pochodzenia Liguryjczykiem, prawdopodobnie jednak urodził się w Marsylii jako syn genueńskiego kupca i w tym zawodzie rozpoczął pracę zawodową. Wkrótce jednak przekonano się o jego talentach poetyckich i muzycznych, więc rozpoczął karierę wędrownego trubadura. Odnosił mnóstwo sukcesów, ale nieszczęśliwie zakochał się w kobiecie praktycznie dlań nieosiągalnej – co zresztą było główną cechą miłości, opiewanej przez trubadurów. Mówiono co prawda dowcipnie, że w epoce ortodoksji religijnej, w której trochę nieszczerze powtarzano słowa Ewangelii kochaj bliźniego swego, trubadurzy stosowali się raczej do przykazania kochaj żonę bliźniego swego, ale Fulko naprawdę się zakochał wybitnie pechowo: wybranką była księżniczka bizantyjska Eudoksja Komnen, panna z cesarskiego rodu, którą najpierw obiecano królowi Alfonsowi II z Aragonii, a gdy ten nie czekając aż obiecanka dorośnie ożenił się z Sanczą Kastylijską, przymusem wydano za Wilhelma VIII z Montpellier, który posiadł ją, gdy miała 9 lat. Gdy Eudoksja się zestarzała i miała już 22 lata, w 1187 r. Wilhelm wypędził ją, choć była matką jego córki (mówiono, że powodem rozwodu były miłosne pieśni Fulka, wyśpiewywane pod jej adresem, ale to chyba późniejsza legenda) i ożenił się z Agnieszką Kastylijską – kuzynką królowej Aragonii, która ukradła Eudoksji pierwszego narzeczonego. Nieszczęśliwa kobieta nie miała już innego wyjścia i wstąpiła do klasztoru, gdzie spędziła resztę życia. Na domiar złego jej córka Maria z Montpellier wyszła za mąż za Piotra II Aragońskiego – syna tego człowieka, który nie ożenił się z jej matką…

Doprawdy, mógł Fulko lepiej ulokować swoje uczucia. Fakt, że jego wybranka była żoną innego zapewne nie przeszkadzał mu aż tak bardzo, jak to, że dama zamknęła za sobą furtę. Załamany tym pasmem nieszczęść – nie swoich, co prawda – w 1195 napisał ostatni wiersz, złamał pióro i wstąpił do zakonu cystersów. Już tylko na marginesie dodam, że sentymentalny trubadur sam był żonaty i miał dwóch synów, a jego porzucona rodzina też znalazła schronienie w instytucjach kościelnych. W zakonie dość szybSt, Etienne, tablica Riquetako zrobił karierę, został opatem w prowansalskim Thoronet, był dobrym mówcą i tępicielem herezji, przeto gdy papież już wystarczająco zirytował się na nieumiejącego się przeciwstawić katarom dotychczasowego biskupa Tuluzy Raymonda de Rabastensa – na jego miejsce w 1205 r. mianował Fulka: człowieka znającego teren i znanego w okolicy, mówiącego szemranym językiem heretyków, no i cystersa, a zatem osobę wymowną i skuteczną. Cystersem był także legat papieski na Langwedocję – Arnold Amaury, którego już dobrze poznaliśmy w Béziers i Carcassonne. Wybór Innocentego III okazał się bardzo słuszny, tyle że Fulko odniósł niewielkie sukcesy w walce z kataryzmem. Katarów, owszem, za jego sprawą ubyło, ale biskup stał się w swojej diecezji jedną z najbardziej znienawidzonych osób. Pod koniec życia chciał zrezygnować ze stanowiska i wrócić za klasztorne mury. Papież Grzegorz IX – Fulko przeżył i Innocentego, i Honoriusza III – się nie zgodził. Biskup był jednym z pierwszych sojuszników i przyjaciół Dominika Guzmána i mocno wspierał działalność dominikanów na swoim terenie. Był też, jak już wiemy, współtwórcą uniwersytetu w Tuluzie. Wkrótce potem w 1231 r. zmarł i został pochowany niedaleko Tuluzy w cysterskim opactwie Grandselves, gdzie zakonnikami byli obaj jego synowie, Ildefons i Piotr i gdzie swoją karierę zaczynał Arnold Amaury.

Pieta DrouetaKatedra za czasów Fulka była długim budynkiem pozbawionym już wież, do którego wchodziło się przez potrójny portal, nad którym znalazła się wspaniała gotycka rozeta. Wokół powstała cała dzielnica kanoników katedralnych, a całość miała wyraźny charakter obronny, co w tamtych burzliwych czasach nie było bez znaczenia.

Jednakże przyjaciel biskupa, Szymon de Montfort i jego ludzie (zanim kamień z damskiej katapulty nie zmienił biegu historii) zrobili sporo, żeby wysiłki Fulka poszły na marne. Po zakończonej wojnie znaczną część Tuluzy, a i katedry trzeba było odbudowywać, co zresztą robiono potem co kilkadziesiąt lat, wielokrotnie zmieniając pomysły i plany. W efekcie dziś budynek nazywa się „katedrą niedokończoną”, z zewnątrz jest interesująco asymetryczny, a styl romański sąsiaduje tu z gotyckim w taki sposób, że romańska, a więc starsza jest dzwonnica, gotycki portal, gdzieniegdzie znajdą się też elementy renesansu, a nawet baroku. We wnętrzu są ciekawe renesansowe arrasy, ładna pieta Gerwazego DDominikGuzmanroueta z 1648 r., tablica upamiętniająca twórcę Canal du Midi – Pierre-Paula Riqueta oraz, w kaplicy św. Wincentego à Paulo – relikwie błogosławionej Joanny z Tuluzy, karmelitanki z XIII w., podobno spokrewnionej z Rajmundem VI, który rzekomo zabił jej ojca, a swojego brata, wskutek czego dziewczyna wstąpiła do klasztoru. Źródeł biograficznych prawie nie ma, a ponieważ Rajmund miał na pieńku z kościołem oficjalnym, nie wiadomo, czy te informacje to nie jest „czarny piar”. Beatyfikował ją w 1895 r. papież Leon XIII.

Od placu Kapitolińskiego bliżej jest do następnego z kościołów, który mamy dziś w planie. Idziemy na zachód, by przez uliczkę Jakobińską trafić na plac o tym samym imieniu, i dalej do Kościoła Jakobinów. Naturalnie nie chodzi tu jakobinów z czasów Rewolucji Francuskiej – wręcz przeciwnie: to oni otrzymali tę nazwę od tego, że spotykali się w paryskim klasztorze jakobinów, jak nazywano niegdyś zakon dominikanów. Tu, przed nami jest także dawny klasztor dominikanów, tradycyjnie do dziś nazywany kościołem jakobinów. Nasz pech trwa: jakobini w remoncie. Co gorsza – w remoncie całkowitym: pozostała bryła budynku i niemal puste wnętrze.

Jakobini, Tuluza

Na szczęście to, po co tu przyjechałem, można obejrzeć. Ale po kolei.

Dygresja dla wykształciuchów - początki dominikańskiej inkwizycji:

Dominik Guzmán, późniejszy święty, jak wiemy, nie odniósł specjalnych sukcesów w nawracaniu katarów. Przegrywał co prawda w dyskusjach, w których wymieniano argumenty i cytaty z Pisma, ale za to wygrywał w cudach. Dominikanie opisywali potem, jak to podczas debaty w Fanjeux, zniecierpliwiony jałowością sporu jeden z heretyków wrzucił do ognia notatki Dominika – konspekt, z którego głosił kazanie. A kartki nie tylko nie spłonęły, ale uniosły się w górę i osmoliły belkę na suficie domu, w którym toczono dysputę. Belka ta jest dziś relikwią w tamtejszym kościele.

Łatwiej szło mu jednanie dla swoich celów katolików, a zwłaszcza katoliczek. Gdy umierał w 1221 r. w Bolonii, po 15 latach nauczania, miał w dorobku około 300 założonych klasztorów, których głównym zadaniemCud ognia było kształcenie kaznodziejów, zdolnych do nawracania heretyków i przekonywania niedowiarków. Klasztor w Tuluzie został założony przez Dominika w 1215 r. Ale wielki kaznodzieja był świadom, że po masakrze w Béziers w 1209 r. nie sprawdzająca się siła argumentów musiała ustąpić argumentom siły. Mimo to Dominik wierzył, że nawet siepacze Szymona de Montfort i jego następców powinni być przekonani do tego, co robią i mieć dość wiedzy, by swoje działania uargumentować. Oficjalne powołanie w 1216 r. przez papieża Honoriusza III zakonu dominikańskiego stwierdzało, że jego głównym celem jest walka z heretykami. Z czasem wymowni dominikanie oraz ich koledzy i poniekąd rywale - powstały w tym samym czasie zakon franciszkanów stali się pierwszymi prokuratorami działań, które podjęła powołana przez papieża Grzegorza IX grupa inkwizytorów heretyckiej przewrotności. Pierwszego inkwizytora powołano jednak w Niemczech: w 1231 r. został nim obłąkany sadysta Konrad z Marburga. 20 kwietnia 1233 dominikanie m.in. z Langwedocji dostali bullę, nakazującą im podjęcie działań inkwizycyjnych.

5 sierpnia 1234 w kościele, przed którym teraz stoimy, szykowano się do pierwszych obchodów święta patrona zakonu: niespełna miesiąc wcześniej Dominik Guzmán został kanonizowany przez Grzegorza IX. Właśnie skończyło się nabożeństwo dziękczynne, gdy inkwizytor Wilhelm Pelhisson oraz biskup Tuluzy Rajmund (oczywiście!) du Falga usłyszeli pukanie do zakrystii. Służący jednej z bogatych mieszczek, teściowej kupca Peytavi Borsiera przybiegł, żeby donieść iż jego umierająca pani właśnie przyjęła consolamentum z rąk ukrywającego się w mieście Gwilberta z Castres, katarskiego doskonałego. Inkwizytor i biskup pobiegli tam czym prędzej w towarzystwie przeora i wszystkich dominikanów.

InkwizycjaUmierająca wzięła biskupa za wracającego katara i raz jeszcze dokonała wobec niego wyznania wiary. Świadków było dużo. Biskup zarządził natychmiastową egzekucję. Staruszkę przywiązano do jej łóżka i w czarnej procesji wyniesiono za mury miejskie, gdzie razem z meblem rzucono ją w płonący stos. Historia inkwizycji w Tuluzie została rozpoczęta.

Był w Langwedocji czas tolerancji. Skończył się po masakrze Béziers. Potem był czas heroicznej walki o wolność i tożsamość regionu, kiedy heretyków nie nawracano, tylko zabijano, podobnie jak niepoddających się krzyżowcom katolików; Bóg miał mnóstwo roboty z rozpoznawaniem swoich. Po stłumieniu wolnej Langwedocji i wprowadzeniu administracji francuskiej, która na wzór swego dewocyjnego króla Ludwika IX działała pod dyktando władzy kościelnej – nastał czas represji. A heroizm zmienił się w zwierBernardo Guizęcą chęć przetrwania, kosztem wszystkiego i wszystkich. Dzieckiem tego czasu było wszechobecne donosicielstwo.

Katolicy denuncjowali katarów. Katarzy – katolików. Sąsiedzi – sąsiadów, rodziny – kuzynów, dzieci rodziców. Denuncjacja była sposobem na zemstę, na szybki spadek, na zarobek (denuncjator otrzymywał jedną trzecią majątku zadenuncjowanego), na przychylność władz, czy wreszcie na przeżycie. Nie chcesz być zadenuncjowany – zadenuncjuj pierwszy. Inkwizytorzy przemierzali kraj, zasiadali na plebaniach i czekali. Zwykle nie trzeba było długo czekać.

Zakonnicy mieli przygotowane odgórnie zestawy pytań, z których musiało wyniknąć albo przestępstwo (herezja, wspieranie herezji, nie doniesienie na heretyka), albo lista innych przestępców. Tysiące nazwisk padały podczas przesłuchań – i tysiące osób powoływano na kolejne przesłuchania. Czasem podawano nazwiska osób niewątpliwie wyznających wiarę katarską, ale tych, którzy już dawno zmarli. Nie zmieniało to zasad działania inkwizycji: dominikanie szli na cmentarz, wykopywali heretyckiego trupa i w procesji prowadzili gnijące szczątki na miejsce, gdzie czekał na nie płonący stos. Przyznanie się do winy i wyrzeczenie kociej wiary – własnej lub przodków - niekiedy pozwalało się wykpić więzieniem, okupem czy wyłącznie publicznym ogłoszeniem infamii. Pozostawieni przy życiu katarzy byli zmuszeni do noszenia wielkich żółtych krzyży, naszytych na ubranie. Brzmi znajomo?

Ośrodek dominikański w Tuluzie przez lata dostarczał papiestwu najwybitniejszych – co należy rozumieć: najbardziej okrutnych i bezwzględnych inkwizytorów. Wyróżniał się wśród nich Bernardo Gui (1261-1331), w latach 1307-1323 inkwizytor hrabstwa Tuluzy, znany z powieści Umberto Eco i demonicznie przedstawiony w filmie Imię róży. Gui wydał łącznie blisko 1000 wyroków: 41 osób skazał na stos, kazał spalić 66 trupów, ponad 300 osób skazał na więzienie, prawie 300 – na noszenie naszytych na ubranie krzyży. Pozostali zostali skazani na banicję, albo – uwolnieni. Był także autorem podręcznika dla inkwizytorów Practica Inquisitionis Haereticae Pravitatis i historykiem, autorem historii świata od narodzin Chrystusa do XIV w. (Flores chronicorum) oraz Żywotów papieży. Był również kronikarzem zakonu dominikanów i to on zainicjował proces kanonizacyjny św. Tomasza z Akwinu.

JakobiniBudowę klasztoru dominikanów w Tuluzie rozpoczęto w 1230 r., a więc jJakobiniuż sporo po śmierci założyciela zakonu. Nazwano go – zresztą dużo później - „klasztorem Jakobinów”, podobnie jak wszystkie budynki tego zgromadzenia we Francji – co wzięło się stąd, że bardzo popularny klasztor dominikański w Paryżu mieścił się przy ulicy świętego Jakuba, gdzie wiele osób rozpoczynało pielgrzymkę do Compostelli, notabene wiodącą przez Tuluzę. Budowa całego konwentu (poza kościołem także budynki klasztorne, refektarz, sala kapituły i kaplica św. Antoniego) trwała prawie do końca XIV w. Do budowy użyto produkowanej na miejscu cegły, co nadało świątyni charakter typowy dla lokalnego gotyku.

Kościół jest uważany za najpiękniejszy zabytek dominikański. Ma 80 m długości i 20 szerokości, filary mają ponad 20 m (najpiękniejszy – filar „palmowy” – ma 28 m), dzwonnica (podobnie jak ta u św. Saturnina jest ośmiokątna). Krużganki klasztorne z pięknymi ogrodami, do których wejście (płatne, 4 €, darmowe dla młodzieży <18) przylegają do kościoła od północy.

W aneksie do traktatu z Meaux i Paryża z 1229 r. między Rajmundem VII de St. Giles, ostatnim hrabią Tuluzy a królem Ludwikiem IX, który to dokument praktycznie wyznaczał warunki okupacji Langwedocji i nałożonej na nią kontrybucji wyznaczając drogę do całkowitego zawładnięcia nią przez koronę, ustalono także i to, że w Tuluzie powstanie uniwersytet dominikański, kształcący teologów do walki z herezjami. Nowa uczelnia otrzymała od papieża Grzegorza IX ten sam statut i przywileje, jak starszy o 14 lat Uniwersytet Paryski. Siedzibą uczelni stał się konwent dominikanów. Pod koniec średniowiecza uczelnia miała już cztery wydziały: teologiczny, wydział sztuki (pierwsza akademia sztuk pięknych), wydział medyczny i szczególnie renomowany wydział prawa. Uczelnia działała w tym miejscu aż do Rewolucji, która rozwiązała konwent i skonfiskowała jego majątek.

Jednym z założycieli uniwersytetu był biskup Fulko z Tuluzy, rezydujący nieco dalej na południe, w pałacu biskupim kTomasz z Akwinuoło katedry świętego Stefana. Nie wiem, czy bywał u jakobinów, wątpliwe, bo zmarł, zanim kościół stanął na dobre. Natomiast z całą pewnością nigdy nie był tu dominikanin, dla którego przyjechałem do Tuluzy i którego grób jest teraz jedynym elementem wyposażenia kościoła jakobinów. Gdybyśmy żyli w tych samych czasach, raczej nie przypadlibyśmy sobie do gustu. Ale teraz to co innego. Et voilà – Państwo pozwolą: oto najsłynniejszy z doktorów Kościoła, dominikanin – Tomasz z Akwinu.

Dlaczego tu? W zasadzie nie wiadomo.

Tomasz (1225-1274), syn hrabiego Akwinu, miejscowości między Neapolem a Monte Cassino (gdzie jego wuj był opatem u benedyktynów) prawie całe życie spędził we Włoszech, z wyjątkiem studiów w Paryżu i Kolonii oraz okresu, gdy sam był wykładowcą na Uniwersytecie Paryskim. Zmarł w Fossanova w środkowych Włoszech i tam został pochowany. W 1323 r. został kanonizowany. Z regionem Midi nigdy nie miał nic wspólnego – poza tym, że po krótkim okresie terminowania u benedyktynów wstąpił do zakonu świętego Dominika i został jego najwybitniejszym przedstawicielem.

I to właśnie dominikanie z Tuluzy wystąpili do papieża Urbana V, by szczątki świętego Tomasza przekazano na rzecz ich świątyni. Nastąpiło to w 1369 r., a jedną z przyczyn, dla której papież tak rozporządził, była wielka pobożność mieszkańców Tuluzy. To ciekawy komplement wobec miasta, w którym dopiero sto lat wcześniej zdławiono rewoltę religijną. Dokładniej, Urban V tak pisał do mistrza zakonu Braci Kaznodziejów, Eljasza Rajmunda:

Grób TomaszaPolecam wam trzymać ciało w całości w waszym klasztorze w mieście Tuluza. Dlatego, że w tym właśnie mieście miały miejsce początki i założenie waszego zgromadzenia, a wasz kościół jest bardzo piękny. I dlatego, że ludność wspomnianego miasta jest bardzo pobożna. I po trzecie, dlatego że we wspomnianym mieście został założony uniwersytet i studia teologiczne, których jak słyszymy patronem jest święty Tomasz.

Z tym ciałem w całości to papież przesadził: cystersi z klasztoru w Fossanova, gdzie Tomasz zmarł, wsadzili jego ciało do kadzi z winem, w której gotowano je tak długo, aż pozostał tylko szkielet. I właśnie taka relikwia (notabene wbrew papieskiemu zaleceniu uszczuplona – w 1963 r. arcybiskup Tuluzy Gabriel Marie Garrone ofiarował małe żebro Tomasza na rzecz katedry w Akwinie) znalazła się w kościele, który w 1385 r. konsekrowano jako świątynię pod wezwaniem świętego Tomasza z Akwinu. Co roku, w dniu św. Tomasza – 28 stycznia – szkielet wydobywany jest z relikwiarza i pokazywany wiernym. Jest cały czerwony, co dowodzi dobrej jakości wina z Fossanovy.

W 1562 r. podczas walk w Tuluzie hugenoci napadli na klasztor jakobinów i zrabowali cenny sarkofag świętego Tomasza, szczątki jednak pozostawiając nietknięte. Niedługo potem umieszczono szkielet w nowym, jeszcze cenniejszym relikwiarzu, z którego wyjęto go w czasie Rewolucji, kiedy to przeniesiono relikwię do bazyliki św. Saturnina i tam ukryto. W 1974 r. szczątki powróciły do jakobinów i spoczywają w dość skromnym, srebrnym sarkofagu.

Biedny Tomasz! Pod koniec życia był ogromnie otyły i poruszał się z trudem. W stole, przy którym siedział i pisał, była wycięta spora dziura, żeby zmieścił się jego brzuch. Ale umysł miał jasny jak mało kto, pozostawił dzieło wielkie i ważne dla nauk kościoła, choć zapewne mocno anachroniczne z dzisiejszego punktu widzenia, jednak nadal stanowiące dla filozofów punkt wyjścia dla rozważań o istocie Boga, powinnościach człowieka, wierze i grzechu, funkcjonowaniu państwa i prawa, o pięknie i rozumie, dobru i złu. Określił pięć argumentów na rzecz istnienia Boga: Bóg jako ten, który wykonał pierwszy ruch, jako pierwsza przyczyna sprawcza, jako byt konieczny wśród bytów przypadkowych, jako byt najdoskonalszy wśród bytów o różnej doskonałości, jako osoba, celowo działająca wśród działań chaotycznych.

Inspirowany filozofią Arystotelesa, niestety w paru przypadkach podzielał jego błędy, co stawia go dziś w szeregu postaci, uważanych za sztandarowe dla mizoginizmu Kościoła i instrumentalnego traktowania kobiet. Co prawda niesłusznie przypisuje mu się wymyślenie tezy, iż dusza wciela się w zarodek ludzki długo po zapłodnieniu, przy czym w zarodek żeński dużo później (pogląd taki, iż zarodek płci męskiej staje się człowiekiem po 40 dniach, zarodek żeński po 80 wyznawał św. Augustyn, zresztą za Arystotelesem, a za nim przyjął to sobór w Nicei w 787 r.), ale w kwestii kobiet rzeczywiście miał dość dyskusyjne tezy, uważając je za „kalekich mężczyzn” i za konieczną „pomoc do rodzenia”, ponadto sądząc, że  kobieta musi być całkowicie podległa mężowi, gdyż z natury mężczyzna ma większe rozeznanie rozumu. Co nie zmienia faktu, iż uważał, że między kobietą i mężczyzną musi istnieć więź wspólnotowa oparta na przyjaźni.

Nieważne, niech walczą z Tomaszem zwolennicy równouprawnienia. Dla mnie Akwinita jest przede wszystkim autorem fantastycznej i dowcipnej modlitwy, która jeszcze przed remontem świątyni wywieszona była obok jego sarkofagu u jakobinów i zapewne tam powróci po zakończeniu prac. Cytowałem ją już wielokrotnie w różnych miejscach, ale nie mogę się powstrzymać, by jej nie przytoczyć i tutaj.

 

Panie - Ty wiesz lepiej aniżeli ja sam, że się starzeję i pewnego dnia będę stary.

Zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji.

Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek.

Uczyń mnie poważnym, lecz nie ponurym, rozumnym, lecz nie narzucającym się.

Szkoda mi nie pożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale Ty, Panie, wiesz, że chciałbym zachować do końca paru przyjaciół. Fermat

Wyzwól mój umysł od niekończącego brnięcia w szczegóły i daj mi skrzydła, abym w lot przechodził do rzeczy.

Zamknij mi usta w przedmiocie mych niedomagań i cierpień w miarę jak ich przybywa, a chęć wyliczania ich staje się z upływem lat coraz słodsza.

Nie proszę o łaskę rozkoszowania się opowieściami o cudzych cierpieniach, ale daj mi cierpliwość wysłuchiwania ich.

Nie śmiem Cię prosić o lepszą pamięć, ale proszę Cię o większą pokorę i mniej niezachwianą pewność, gdy moje wspomnienia wydają się sprzeczne z cudzymi.

Użycz mi chwalebnego poczucia, że czasami mogę się mylić.

Zachowaj mnie miłym dla ludzi, choć z niektórymi z nich doprawdy trudno wytrzymać.

Nie chcę być świętym, ale zgryźliwi starcy to jeden ze szczytów osiągnięć szatana.

Daj mi zdolność dostrzegania dobrych rzeczy w nieoczekiwanych miejscach i niespodziewanych zalet w ludziach. Daj mi, Panie, łaskę mówienia im o tym.

Liceum Fermata 

Dlaczego, u licha, ta Tomaszowa modlitwa nie jest odmawiana co niedzielę we wszystkich kościołach i nie jest obowiązkowa dla wszystkich studentów Uniwersytetów Trzeciego Wieku?

Mijamy XIX-wieczne liceum imienia Pierre-de-Fermata, upamiętniające w nazwie słynnego matematyka-amatora (twierdzenie Fermata!) z XVII w., który był w Tuluzie radcą sądowym. Fermat w 1637 r. na marginesie jednej z książek ze swojej biblioteki zanotował:

Jest niemożliwe rozłożyć sześcian na dwa sześciany, czwartą potęgę na dwie czwarte potęgi i ogólnie potęgę wyższą niż druga na dwie takie potęgi; znalazłem naprawdę zadziwiający dowód tego, jednak margines jest za mały, by go pomieścić…

Dowodu szukano przez ponad 300 lat. Wynalazł go dopiero w 1994 r. angielski matematyk Andrew John Wiles. Zapis dowodu zajmuje ponad 100 stron formatu A-4 i wyrażDauradeony jest w języku topologii i krzywych eliptycznych. Dowodu w języku teorii liczb szuka się nadal.

Idziemy kilka minut w stronę Garonny i dochodzimy do niewielkiego place de la Daurade. Z prawej słychać sympatyczną muzykę lat 60-tych: poniżej placu, nad brzegiem rzeki trwa festyn. Na rozłożonych przed estradą dechach trwa zabawa, tańczą panowie, tańczą panie do muzyki Presleya i Johnny’ego Hallydaya…

Na – zdawałoby się – zwyczajnej kamienicy przy placu z trudem dostrzegamy niewielką tabliczkę na ceglanym murze. Tutaj właśnie mieści się kościół Notre-Dame-de-la-Daurade.

Daurade to po francusku dorada, co tak samo jak po polsku oznacza smaczną rybkę z Morza Śródziemnego i wschodniego Atlantyku. Jest w TKoło placy DOradyuluzie Matka Boska od Byka, mogłaby być i Matka Boska od Dorady, ale to nie to: w pierwszych latach funkcjonowania kościoła był on ozdobiony złoconymi mozaikami i stąd potoczna nazwa deaurata, złocona (od łacińskiego aurum – złoto). W Muzeum Calveta w Awinionie znajduje się jedyny zachowany fragment wczesnochrześcijańskiej mozaiki z kościoła Marii Panny – rzeczywiście, aż kapie złotem.

To następna ze świątyń Tuluzy, która pretenduje do miana najstarszych. Kościół powstał w IV w. na gruzach rzymskiej śwDauradeiątyni Apolla i od początku poświęcony był Marii Pannie. Wiele świadczy o tym, że jego pierwszymi budowniczymi byli władcy Wizygotów, którzy w 418 r. ustanowili w Tuluzie stolicę swojego królestwa. Jeśli tak – to religijne pochodzenie świątyni jest heretyckie - ariańskie. W VI w. historyk Grzegorz z Tours pisze o obecności w Tuluzie bazyliki Świętej Marii, na tyle dużej, by mogła przyjąć pod swój dach sporą grupę uciekinierów wojennych. Wybudowany w kształcie dwunastobocznej rotundy i nakryty kopułą, kościół dość szybko został przekazany w użytkowanie benedyktynom (do 1792 r.), a w XI w. został przedłużony nawą o romańskim wystroju. Opodal umieszczono cmentarz. Kopuła świątyni zawaliła się jako pierwsza, a w 1764 r. zniszczeniu uległa źle konserwowana cała dawna konstrukcja romańska. Odbudowa została wstrzymana przez wydarzenia rewolucyjne i nowy kościół konsekrował dopiero papież Pius IX w 1876 r. podnosząc go do godności bazyliki. Po II wojnie światowej (w 1946) u Daurade odbyła się uroczystość wyniesienia do godności kardynalskiej arcybiskupa Tuluzy Julesa Saliège, który za swój sprzeciw wobec deportacji Żydów z Francji otrzymał tytuł Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Insygnia kardynalskie wręczył mu ówczesny nuncjusz apostolski we Francji – Angelo Roncalli, późniejszy papież Jan XXIII.

DauradeMimo, że budynek jest stosunkowo młody, ma we wnętrzu kilka cennych starych zabytków. Najciekawszym elementem wyposażenia jest wykonana w 1807 r. kopia figury Czarnej Madonny, oryginalnie umieszczonej tu w X w., a w XIV w. skradzionej. Pierwszą kopię spalono w czasie Rewolucji. Licząca dwa metry wysokości rzeźba znajduje się w prawej kaplicy transeptu, której ceramiczne dekoracje są dziełem działającego w Tuluzie na przełomie XIX i XX w. artysty Gastona Virebenta. Czarna Madonna z Daurade, bardzo podobna do kastylijskiej Matki Boskiej z Montserrat jest szczególnie adorowana przez kobiety, spodziewające się dziecka. Nazwa Czarna Madonna (La Vierge Noir) pojawia się od XVI w. co ma świadczyć o tym, że już wówczas figura była przyczerniona, jak się uważa – od sadzy palonych przed nią świec… Nad rzeźbą widoczny jest interesujący medalion, przedstawiający MaDauradetkę Bożą z Jezusem na kolanach, w towarzystwie anioła i klęczącej kobiety, której Maryja i Jezus podają długą wstążkę, zapewne by ją przywiązać do siebie. W tle widać spokojne nurty Garonny, a na drugim brzegu zarys fasady bazyliki, co ma oznaczać, że Maryja i Jezus otaczają opieką nie tylko indywidualnych wiernych, ale i całe miasto, często doświadczające wojen – i powodzi. Opodal znajduje się rzeźbiona kolumna z czasów Karolingów, datowana na V-VII w. Obrazy w prezbiterium, za ołtarzem głównym, przedstawiające sceny z życia Matki Boskiej, malował XIX-wieczny mistrz z Tuluzy, Joseph Roques.

Robi się późno, przed nami długa droga powrotna. Na falach Garonny połyskują co prawda różowe promienie zachodzącego słońca, ale prześwituje ono teraz tylko przez chmury, z których właśnie przed chwilą skończył padać deszcz. Dobrze by było jeszcze powłóczyć się bez celu po starówce, oglądając dawne magnackie i kupieckie pałace, których czerwona cegła o zachodzie przybiera charakterystyczną barwę, dzięki której nazywa się czasem Tuluzę „różowym miastem”. Może kiedyś uda się także odwiedzić tutejsze Miasteczko Kosmiczne, położone na peryferiach Tuluzy, gdzie ogląda się m.in. prawdziwą europejską rakietę Ariane i zwiedza makietę stacji kosmicznej Mir. Pewno jeszcze ciekawsze byłoby zwiedzenie wielkiego europejskiego konsorcjum lotniczego Airbus Industrie, gdzie montuje się m.in. największe samoloty świata A-380 – dwupoziomowe giganty, zabierające jednorazowo na pokład przeszło 850 osób. Tuluza stanowi zresztą od dawna centrum francuskiego przemysłu samolotowego, funkcjonującego od 1917 r., kiedy to w Tuluzie powstało przedsiębiorstwo lotnicze Groupe Latécoère. W latach międzywojennych pilotem pocztowym tego przedsiębiorstwa był pisarz Antoine Marie Jean-Baptiste Roger de Saint-Exupéry (1900-1944), latający na trasie Tuluza – Casablanca - Dakar. Jego pierwszą znaną do dziś powieścią był Nocny lot (1931). W 1935 r. rozbił samolot na Saharze, a echa tego wypadku, po którym dość długo oczekiwał na pomoc, znalazły się w jego najpopularniejszej książce – napisanym w 1943 r. w Ameryce Małym Księciu.

Cóż – teraz nie zobaczymy fabryki Airbusów, ani bardzo wielu innych rzeczy w pięknej Tuluzie. To zresztą mankament wszystkich wypraw – gdy wracamy, od razu zaczynamy żałować, że tego czy tamtego nie zdążyliśmy zobaczyć, albo zwyczajnie nie odnaleźliśmy.

Ale czy żałować tego niezobaczonego? Mały Książę przecież mówił: Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.

Omijając zakorkowaną autostradę w niespełna dwie godziny wracamy do naszej dziupli w Carcassonne. Kolacja, zapiski, wgrywanie zdjęć, spać.

 Mały Książę

8 Odcinek VI

8 Powrót do spisu treści