Maciej Pinkwart

Florentynka, odc. 6

 

Ø Odc. 1

Ø Odc. 2

Ø Odc. 3

Ø Odc. 4

Ø Odc. 5

Oparł obraz o stosik książek, które przeglądał, czekając na Ewę. Ostatnie blaski gasnącego dnia, wpadające przez okno od strony Wawelu oświetliły twarz kobiety, która pięćset lat temu chciała się stać nieśmiertelną, a przez rozkapryszonego węgierskiego panka poszła w zapomnienie.

- Popatrz! – powtórzył – To jest Mona Lisa. Ładniejsza od tamtej z Luwru.

Wpatrywali się oboje w ciemny, mocno zniszczony portret. Ewa potrząsnęła głową.

- Niesamowite… I to prawdziwe dzieło Leonarda wisiało sobie przez pięć wieków na ścianie, ukryte pod tą lafiryndą. Przez parę lat codziennie zatrzymywałam się pod nią i opowiadałam dyrdymały o Horvathach i ich kobietach, gdy tymczasem to było o parę centymetrów ode mnie…

Wziął do ręki postrzępiony na brzegach wizerunek Anny Görgey – jak wyczytał z podpisu namalowanego starannie na tylnej stronie, prawdopodobnie przez Melziego.

- Nie ma co jej lekceważyć. Obraz jest tylko o ćwierć wieku młodszy od Lisy. A ona sama musiała być niemal jej równolatką. Może nawet była trochę starsza? Ale w zasadzie dlaczego ukryli Lisę w ten sposób? Kto mógłby ją zdekonspirować tu, na tej barbarzyńskiej głuszy, na dalekich kresach Węgier?

Ewa sięgnęła po kieliszek z winem.

- Zdrowie pięknych pań… To akurat wiem. I ta dekonspiracja była nie tylko możliwa, ale wręcz pewna. Zamek tylko co dostał się w ręce Hieronima Łaskiego, Polaka, dyplomaty, bywalca i światowca, który akurat był na służbie węgierskiej. Rzadko tu bywał, ale akurat wtedy musiał się zapowiedzieć.

- I co, Berzeviczy się bał, że go nowy właściciel wyeksmituje z zamku?

- Nie o to poszło. Łaski wracał z misji do Francji, gdzie przez jakiś czas przebywał na dworze Franciszka I. W Fontainebleau mógł, a w zasadzie musiał widywać portret, który król kupił od Leonarda. No i mógł się zacząć dopytywać, bo jednak podobieństwo jest znaczne. W tej sytuacji akurat trafił się Melzi, który machnął portret Anny i ukrył Lisę między dwoma obrazami. Podejrzewam zresztą, choć nie mam na to żadnych dowodów, że chciał ją ukraść i wywieźć, ale ten obraz ma to do siebie, że nikt nie chce się z nim na dłużej rozstawać.

- No właśnie – delikatnie dotknął deski – To jest pewien problem.

- No, w ogóle to warto by to jakoś schować, i to nie pod portretem Anny, bo on jest już za dobrze znany. A policja będzie cię pewno chciała przesłuchać, w końcu mieszkałeś w Niedzicy w czasie, gdy biedny Teddy wykopywał Uminę…

Ewa opowiedziała, że zgodnie z jej planem wycieczka najpierw skutecznie zatarła wszystkie ślady ich pobytu, oglądając w pierwszej kolejności wschodnią wieżę z dokumentem Jagiełły i portretami Horvathów, potem wpadła w histerię w Sali Tortur, nieboszczyka odkrył pewien emerytowany lekarz, przyjechało pogotowie, policja, prokurator i na końcu dyrektor muzeum. Ewę wstępnie przesłuchano, ale że sprawiała wrażenie, iż zaraz zemdleje – odprowadzono do pokoju i dano spokój. Słyszała, że portier przysięgał, że cały czas spędzała z „narzeczonym”, a poza tym – chyba w ramach rewanżu za te wczorajsze spacery w samym ręczniku i męskiej niezapiętej do końca koszuli – opowiedział jej, że nieboszczyk rzeczywiście dokopał się srebrnej trumny, której podobno obsesyjnie poszukiwał od lat. A jego śmierć była naturalna – z niefachowo wykonanego wykopu po prostu obsunął się kamień i rozwalił mu głowę. Z tym, że portier uważa, że była to zemsta inkaskich kapłanów, którzy tak przemyślnie pochowali księżniczkę w miejscu, gdzie nikt by jej nie szukał, bowiem jej bezpieczeństwa w tamtych czasach zawsze pilnowali więźniowie, których tu właśnie torturowano lub morzono głodem. No i Tadeusz to wyczaił. Ale pewno nie sam – dziewczęta z restauracji widywały go ostatnio z kobietą z Zakopanego, która jakiś czas spędziła w Ameryce Południowej i prowadziła sklep z towarami z Peru.

- I jeszcze organizowała występy Indian na Krupówkach i w okolicy. Mogli wśród nich być potomkowie kapłanów Tupaca Amaru. To oczywiście może być przypadek, ale może nie być. My, oczywiście, jesteśmy poza podejrzeniem, ale pewno będą cię chcieli przesłuchać, bo to trochę dziwne, że akurat jak to się stało, to musiałeś pilnie wyjechać. Wrócisz, co?

Nalał wina, podniósł kieliszek.

- Dziś nie wrócimy, przecież piliśmy. Jutro ty pojedziesz rano, a ja wrócę po południu. Muszę przecież ukryć te obie panie, zanim się zastanowimy, co z tym fantem zrobić.

- W sumie oba kilkusetletnie zabytki, możesz je z powrotem zestawić razem, ale ta Anna Horvathowa jest tak samo trefna poza Niedzicą, może nawet bardziej. Jak ją ukryjesz?

Uśmiechnął się. To akurat miał obmyślane pierwsze, jeszcze zanim w ogóle się zdecydował na poszukiwania w Niedzicy. Sięgnął do czarnej teczki na szkice, którą zawsze zabierał ze sobą, gdy wychodził malować, i wyjął z niej reprodukcję obrazu Leonarda. Po kilkunastu minutach przekładaniec był gotowy – spód stanowiła Mona Lisa, środek – Anna Horvathowa, górę – sklepowa reprodukcja na kartonie z passe-partout. Rama Melziego objęła wszystko bardzo mocno.

- Et voilà! – zdjął ze ściany dużą fotografię północnej ściany Giewontu i powiesił w jej miejscu składany portret trzech dam – i jak wygląda?

- No, jak reprodukcja obrazu Leonarda da Vinci… Jakich tysiące wiszą na ścianach mieszkań snobów na całym świecie.

- I tej wersji będziemy się trzymać…

Księżyc wędrował powoli nad Plantami, daleko szumiała Wisła, od czasu do czasu słuchać było silnik przejeżdżającego samochodu. Przytuleni do siebie, starali się nie patrzeć na ironiczny uśmiech Leonarda, przebranego za florentyńską mieszczkę.

- Chodźmy do łóżeczka, późno już – przyciągnął Ewę do siebie.

Wywinęła się zręcznie.

- I co teraz? Przecież po wczorajszej nocy już nic nie będzie tak jak dawniej. Stanęła na głowie cała historia sztuki. Musimy to oddać, trzeba to zbadać, opisać… Ujawnić, że ta jest prawdziwa, że taką namalował Leonardo…

Zastanowił się przez chwilę. Nie wiedział, jak to jej powiedzieć.

- Widzisz, Ewo… To nie całkiem tak. Dla wszystkich historyków sztuki i muzealników prawdziwa jest ta, która ma certyfikat z Luwru. Którą kupił Franciszek, którą mieli królowie Francji i którą Napoleon przekazał narodowi. Jak to sobie wyobrażasz? Pojadę z tym nabojem do Paryża, stanę przed dyrektorem Luwru, rozpakuję i powiem: Monsieur, pan wywali do magazynu ten kicz Melziego, co u pana wisi i po konserwacji pan powiesi autentyczną Lisę Gherardini? Kto mi uwierzy? Kto powie światu, że był oszukiwany przez pół tysiąclecia?

- To może niech Luwr ma swoją, a Niedzica swoją?

Puścił jej ramię, wstał, podszedł do okna i popatrzył na południe, myśląc o tym, że tam, daleko noc już okryła góry, jezioro, tamę i zamek, w którym pojawiło się kiedyś kilku dziwnych mężczyzn i pozostawiło kilka ciekawych kobiet. Mężczyźni odjechali i poumierali, kobiety – choć nie żyły od dawna – panowały przez wieki nad zamkiem i jego historią.

- Jak chcesz… Weźmiesz je sobie i powiesisz gdzieś w kąciku. Może to kiedyś ujawnimy? W sumie, po co mi dwie takie stare gropy? Muszę wracać na uczelnię…

- Ale może najpierw wróć tutaj, co?

Siedziała na łóżku, obejmując długie nogi rękami i patrzyła na niego badawczo.

- Ja jakoś się mieszczę w tych twoich planach?

Roześmiał się.

- Tylko ty. Tak jak powiedziałaś – po wczorajszej nocy nic już nie będzie takie, jak dawniej. Ale czy ty tego chcesz?

Rozpięła mu górny guzik koszuli.

- W sumie muszę to przemyśleć. Tylko jeśli mam robić sobie jakieś plany związane z tobą, to powinnam jeszcze jedno wiedzieć.

- No, pytaj?

- Jak ty masz na imię?

KONIEC