Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

© Copyright by Maciej Pinkwart

 

 

Nowinki 

24 marca 2016

Alleluja i do przodu, czyli święta dobrej zmiany

(Uwaga - to jeszcze nie jest tekst z życzeniami na święta. Na pewno nie...)

 

Krwawe zamachy terrorystyczne w Belgii wywołują założony przez ISIS skutek: nie tylko panikę, ale także rozważania na temat rezygnacji z podstawowego fundamentu Unii Europejskiej, jakim był swobodny przepływ ludzi, gospodarki i idei. Nasze społeczeństwo z tych założeń odrzuca swobodę przepływu ludzi (zamknąć granice, niech nam tu nikt obcy nie włazi!) i idei (nie potrzebujemy tych masonów, islamistów, pederastów, wegetarian i cyklistów z Europy, wolimy kotleta od Mahometa i tp). A co do wspólnoty ekonomicznej, to może być, ale powinna polegać tylko na swobodnym przepływie pieniędzy z góry do dołu, czyli z bogatego zachodu do Polski w ruinie. To piękne sformułowanie powróciło ostatnio z pięknych ust pana ministra kultury, który wylizał prezesowi to i owo mówiąc o tym, że dopiero teraz widać w jakim stanie zostawiła im, PiS-owi, państwo Platforma Obywatelska.

 

<-- 21 grudnia 2007 przepiłowano symbolicznie bariery graniczne dzielące nas od reszty Unii Europejskiej. Było wesoło i przyjaźnie. Jak będzie teraz, gdy się z Schengen wycofamy? 

 

Pewno tą aberracją nie warto się przejmować - Platforma sama sobie winna choćby i przez to, że nie wykonała jakiegokolwiek bilansu otwarcia po objęciu rządów po PiS-ie w 2007, praktykowała wobec ludzi Kaczyńskiego politykę miłości, zamiast rozliczyć ich za to, co zrobili. Pokazało to całkowitą bezradność nie tylko tamtej władzy, ale w ogóle całego systemu: dla przykładu warto przypomnieć, że za oszczerstwa Macierewicza wobec ludzi z WSI i Ziobry wobec choćby lekarzy stwierdzone na mocy prawomocnych wyroków nikt personalnie nie poniósł odpowiedzialności, a Państwo, z naszych pieniędzy, ofiarom tych oszczerstw wypłaciło grube pieniądze w ramach odszkodowań. I co? I nic. PO nadstawiała swoim wrogom nie tylko drugi policzek, ale i tylną część ciała, pozwalając się kopać do woli przez byle gnoja - i nikogo, choćby w procesie cywilnym, nie postawiono za to przed sądem. Mało kto pamięta, ale jeszcze wcześniej politycy tej formacji ochoczo popierali powołanie IPN i CBA, dziś przez działaczy Platformy uważanych - i słusznie - za pisowską CzeKa. Z prawdziwych przekonań, czy ze strachu przed tym, by nie uznano ich za mających coś do ukrycia? Kunktatorstwo w polityce opłaca się na krótką skalę i zawsze się mści. To niech się teraz nie dziwią, że obrzuca się ich wciąż bezkarnie błotem, kalumniami, insynuacjami czy wreszcie ośmiorniczkami.

Notabene, kompletnie nie rozumiem, dlaczego potrawy z ośmiorniczek stały się takim samym synonimem luksusu i dekadencji jak jedzony łyżkami kawior czy szampan, pijany z pantofelków pięknych pań. Jedliście ośmiorniczki? Ja jadłem, wiele razy, choć nie w restauracji "Sowa i Przyjaciele", tylko w dziesiątkach tawern, oberży czy restauracji w Grecji, Włoszech czy Francji. A jadłem nie dlatego, że było smaczne - bo bez przypraw smakowało jak kalosz marki "Stomil" - tylko że było tanie...

 

"Moje" ośmiorniczki na Rodos -->

 

Zamknięcie granic przed uchodźcami nie zamknie Europy przed terrorystami, bo oni już tu są, i to od dziesiątków lat i paru pokoleń. Było to mówić Francji, jak likwidowała swoje kolonie w Afryce i w ramach ekspiacji pozwalała ich mieszkańcom przyjechać do metropolii i dawała im obywatelstwo - ale nie pracę. Było mówić Niemcom, jak w ramach dobrego serca przyjmowały Turków i walczących z nimi Kurdów, by tu się pogodzili, a przy okazji stanowili tanią siłę roboczą do nielubianych prac - zanim jeszcze w ramach Unii zaczęli do Niemiec jeździć Polacy. Było doradzać Wielkiej Brytanii, która prawa do pobytu ochoczo dawała dawnym obywatelom Commonwealthu, trochę wstydząc się działalności Imperium, a trochę korzystając z niewygórowanych wymagań Hindusów, Pakistańczyków, Malajczyków, Egipcjan, czy Maorysów. A terroryzm bynajmniej nie narodził się w czasach Unii, nie jest specjalnością arabską i nie powinien dziwić entuzjastów rekonstrukcji historycznych czy miłośników całej kariery Józefa Piłsudskiego. A tak przy okazji: może ktoś jeszcze pamięta amerykańską aferę Iran-Contras, dzięki której za pośrednictwem ówczesnego przyjaciela Ameryki Saddama Husajna CIA finansowało terrorystów w Nikaragui, może ktoś czytał wywiady ze Zbigniewem Brzezińskim, w jaki sposób finansowano żołnierzy niezłomnych w Pakistanie i Afganistanie, jak USA sfinansowały uzbrojenie sił muzułmańskich, które potem przekształciły się w organizację o dość znanej nazwie Al Kaida, i jaką bronią dysponują bandyci z Państwa Islamskiego, o którym były współpracownik CIA Steven Kelly opowiadał (na pewno to komuch, islamista i Żyd...), że zostało stworzone i wyposażone przez USA dla pokonania antyamerykańskich władz Syrii i utrzymania porządku w posaddamowskim Iraku. Ale to z pewnością nieprawda.

Wszystkim ofiarom terroryzmu musimy współczuć - a są nimi nie tylko zabici w Brukseli, Paryżu, Stambule, Ankarze czy dziesiątkach innych miejsc na świecie - jesteśmy nimi my wszyscy, którym na naszych oczach wali się świat naszych marzeń, pełen życzliwych ludzi, pięknych krajobrazów, cennych zabytków, do którego jeździliśmy bez obaw, z czystym sercem i sumieniem. Jeśli dziś jadę do Paryża i na każdej ulicy rozglądam się wokół, czy gdzieś obok mnie nie przechodzi kobieta w chuście na głowie z dużym brzuchem, który może kryć nie kolejnego potomka w rodzinie Al Mussawiego, tylko pas dżihadu, kiedy zamiast oglądać róże w Ogrodzie Luksemburskim patrzę czy koło mnie nie kręci się jakiś pan o zbyt śniadej cerze, kiedy zastanawiam się, że na dobrą sprawę jedynym skutecznym przeciwstawieniem się zabijaniu naszych, europejskich, obywateli byłoby jakieś "ostateczne rozwiązanie" kwestii arabskiej, a co najmniej zamknięcie wszystkich nie indoeuropejczyków do obozów z napisem "Arbeit macht frei" - myślę, że mój świat, świat moich nadziei jakoś tak kończy się razem ze mną. Sorry, taki się nam zrobił klimat.

*

Po tym, jak po zmianie prezydenckiej opony z okrągłej na elipsoidalną kierownictwo Biura Ochrony Rządu stwierdziło, że za wypadek odpowiada Platforma Obywatelska, bo to ona pozostawiła w samochodzie felerną gumkę, niewątpliwie w celu dokonania zamachu na Jego Ekscelencję pana Dudę, wydawało mi się, że już nic nie może być powiedziane śmieszniejszego. Ale może! Parę dni po tym, kiedy okazało się, że za czasów Platformy zużyte opony zostały zdjęte i przeznaczone do zniszczenia, ale za czasów PiS-u dla oszczędności je założono z powrotem - Jego Ekscelencja pan  minister i oberprokurator Ziobro stwierdził, że za zamach Państwa Islamskiego w Brukseli odpowiada Trybunał Konstytucyjny. Przede wszystkim belgijski, który ograniczył służbom możliwość inwigilacji obywateli, no a polski Trybunał dwa lata temu też skrócił możliwość takiej inwigilacji do półtora roku, zaś pan Ziobro uważa, że podejrzanych o terroryzm należy śledzić na okrągło i bez ograniczeń. A zabronił tego sprzyjający terroryzmowi pan prezes Rzepliński. No, a kto może być podejrzany o terroryzm? Tego minister nie powiedział, ale niewątpliwie Jego Ekscelencja pan prezes Kaczyński listę taką posiada w biurku.

 

Tak "pracuje" polski parlament... --> 

 

Spytał mnie ktoś kiedyś, skąd się bierze ten cały atak na TK, który był zawsze i gdzieś tam orzekał w tle, robiąc czasem koło pióra ustawodawcom, ale w gruncie rzeczy nikt się tym nie przejmował. Ustawę trzeba było zmienić czy poprawić - to się zmieniało i poprawiało i praktycznie może dwa czy trzy razy w ciągu kadencji media zajmowały się tym przez dwa czy trzy dni. Ale teraz jest inaczej. Oto - zgodnie z zasadą "każdy sądzi według siebie" - PiS podejrzewa, że Trybunał mógłby permanentnie blokować jego ustawy i działania. Skąd ten pomysł? Ano, cofnijmy się we wspomnieniach do lat 2007-2010, czyli okresu, gdy rząd i większość sejmową miała Platforma z PSL, a przy Krakowskim Przedmieściu urzędował jako prezydent Lech Kaczyński. Zasadą jego pracy było systematyczne wetowanie wszystkich działań rządu, sprawowanego przez wrogą partię polityczną.

Jeszcze raz podkreślam - to była zasada polityczna, nie jakaś tam różnica poglądów. Zasada ta polegała na tym, że wszystko, cokolwiek czyni partia sprawująca władzę - jeśli nie jest nią PiS - jest z gruntu złe i musi zostać odrzucone, tylko po to, żeby partię tę zdyskredytować. Wtedy blokadę stosował prezydent, jako jedyne wówczas ciało konstytucyjne, będące własnością PiS. Ponieważ zaś obecnie jedynym ciałem, nie będącym jeszcze własnością PiS, jest Trybunał Konstytucyjny - więc PiS spodziewając się rewanżu (będąc przekonanymi, że Trybunał, tak jak wcześniej prezydent Kaczyński, będzie blokował poczynania rządu) - walczą z Trybunałem.

Przy okazji warto, by obecna opozycja przestała stosować tanie chwyty socjotechniczne, próbując rozróżnić działania braci Kaczyńskich na zupełnie przyzwoite Lecha i fatalne Jarosława. To bajka o kradzieży księżyca i nie uwierzy w nią nikt, kto ma choć kilka nieuszkodzonych komórek pamięci. Jeśli Lech Kaczyński popierał wówczas Trybunał Konstytucyjny i mówił o ostateczności jego orzeczeń to nie dlatego, że był wspaniałym prawnikiem i strzegącym praworządności prezydentem, tylko dlatego, że tak mu było wygodniej: nie wszystko ze względów taktycznych mógł zawetować, więc czasem odsyłał ustawy do Trybunału, a gdy ten wydawał wyrok po jego myśli - to go chwalił.

Ponieważ zasady tworzenia prawa, obowiązujące w poprzednim, przedpisowskim systemie w Polsce i do dziś w innych krajach demokratycznych już powoli odchodzą w niepamięć - warto przypomnieć, jak to było. Otóż z inicjatywą ustawodawczą występował najczęściej rząd, czasem prezydent, Senat, Komisja Sejmowa lub grupa posłów. Projekt ustawy był przesyłany do odpowiedniej komisji i tam podlegał tzw. pierwszemu czytaniu, co polegało na wystąpieniu posła sprawozdawcy, połączonemu z dyskusją. Wyjątkiem były ustawy konstytucyjne, budżetowe, podatkowe i wolnościowe, których pierwsze czytanie odbywało się na forum całego Sejmu. Drugie czytanie ustawy odbywało się na posiedzeniu plenarnym, kiedy to odbywała się dyskusja, wprowadzano zmiany i poprawki. Ten materiał  zwykle znów odsyłano do dyskusji w komisjach sejmowych, wypowiadało się na jego temat Biuro Analiz Sejmowych, a gdy projekt był rządowy - obowiązywała zasada konsultacji społecznych. W trzecim czytaniu kierunkowa komisja na forum całego sejmu przedstawiała gotowy projekt, a gdy nie dało się uzgodnić poprawek - osobno także poprawki do niego. Po czym następowało głosowanie. Ustawa przyjęta przez Sejm trafiała do Senatu, który mógł ustawę przyjąć, wprowadzić poprawki, lub w głosowaniu odrzucić. Zmieniona lub odrzucona przez Senat ustawa wracała do Sejmu, który zwykłą większością głosów mógł poprawki przyjąć lub odrzucić. Po przyjęciu poprawek senackich ustawa wracała do komisji, która na kolejnym posiedzeniu Sejmu przedstawiała nowy, uzgodniony tekst. Gdy został on przyjęty w kolejnym głosowaniu - akt prawny trafiał do prezydenta. Prezydent mógł ustawę podpisać (i wówczas do 21 dni musiała zostać ona ogłoszona w Dzienniku Ustaw, od którego to momentu ma moc obowiązującą), mógł ją zawetować i zwrócić do Sejmu, mógł też wystąpić do Trybunału Konstytucyjnego o orzeczenie jej zgodności z Konstytucją. Jeśli Trybunał odrzucił ustawę lub jej część jako niezgodną - nie wolno mu było jej podpisywać, albo mógł zaakceptować tylko jej część, niezakwestionowaną przez TK. Jeśli TK ustawę zaaprobował - musiał ją podpisać.

Zawetowana lub niepodpisana przez prezydenta ustawa wracała do Sejmu, który większością 3/5 głosów przy obecności co najmniej połowy posłów mógł stanowisko prezydenta odrzucić, wówczas prezydent musiał ją podpisać i ogłosić. Jeśli weto nie zostało odrzucone - ustawa trafiała do kosza.

Jak widać - żmudne, skomplikowane i czasochłonne. A teraz o ile prościej: ustawę wymyśla prezes, wskazany przez niego poseł ją przedstawia w imieniu "grupy posłów" (dzięki czemu nie trzeba konsultacji), Biuro Analiz Sejmowych nie rozpatruje dokumentu, tylko co najwyżej przegląda go nowopowołany PiS-owski dyrektor Biura, komisje sejmowe od siekiery odrzucają wszystkie poprawki opozycji, ustawa zostaje uchwalona w terminie wskazanym przez prezesa, Senat odrzuca wszystkie poprawki opozycji i przyjmuje ustawę w brzmieniu żoliborskim, prezydent podpisuje i voilà! Wszystko daje się załatwić w 48 godzin, z wyjątkiem oczywiście wprowadzenia na rynek ekonomicznej kiełbasy wyborczej, co musi potrwać i parę miesięcy, jeśli nie lat...

A do podpisującego takie ustawy prezydenta nie można mieć pretensji i oskarżać go o łamanie przysięgi, w której zobowiązał się do stania na straży prawa i Konstytucji: przysięgał podnosząc prawą rękę, a podpisuje lewą...

*

Krokusy się pokazały i wiosna nieśmiało już się zbliża. Kalendarzowo już jest od paru dni, ale mikra jakaś i przykra. Ale w Święta ponoć ma być przepięknie. W Waksmundzie w pierwszy dzień wiosny widzieliśmy pierwszego, okropnie zmęczonego i zmarzniętego bociana. W ogródkach kwitną na potęgę przebiśniegi, które w Nowym Targu już dawno nie przebijają śniegu i są najczęściej przebiśmieciami. Ulicami przeszło kilka grup rekonstrukcyjnych udających się na Golgotę. W sklepach tłok od kurczaczków i zajączków, Chrystus na krzyżu widoczny tylko na kartkach świątecznych. Wesołych świąt męki Pańskiej...

*

W niedzielę palmową byliśmy w Orawce, gdzie pokazano XIX-wieczne opony wielkopostne, niegdyś służące do zasłaniania ołtarzy w Wielkim Tygodniu. Opona to kiedyś było słowo, oznaczające to samo co osłona i pozostało w dzisiejszej nazwie opon mózgowych, w przestarzałej opończy czy nawet w oponach samochodowych, osłaniających koła. Najbardziej, oczywiście, podobała się nam zasłona, przedstawiająca Magdalenę pokutującą. Dzięki wspaniałej pani przewodniczce Lucynie Borczuch, mogliśmy także w mrokach przestrzeni zaołtarzowej obejrzeć polichromię z wizerunkiem MM, nieznaną prawie szerszej publiczności. W ogóle pamiątek Magdaleny coraz więcej odkrywamy w okolicy. Nie tylko kościoły i kaplice pod jej wezwaniem, ale nawet nazwy terenowe: Renata wypatrzyła w dziewiętnastowiecznych opisach wieś, czy też rolę Magdalenówka w okolicach Dębna. Może warto by udokumentować w przyszłości te przejawy kultu MM w Polsce południowej.

*

Za tydzień, 1 kwietnia, w auli POSA w samo południe odbędzie się Wielka Gala Poezji - finał naszego konkursu poetyckiego. Wpłynęło blisko 200 tekstów, autorstwa prawie 50 poetyckich adeptów. Bardzo ciekawe.

 

Poprzednie nowinki

Powrót do strony głównej