Zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

© Copyright by Maciej Pinkwart

Co słychać?

19 sierpnia 2017

 

Od jesieni od lata. Do zwariowania. Jednego dnia plus 34, nazajutrz - plus 11. Jednego dnia pełna lampa, drugiego pełne zachmurzenie, burza, prawie powódź. Ale, niestety, idzie ku zimie: wierzbówki przekwitły, jarzębiny czerwone opadają, żółkną liście na drzewach, a ja już dostałem zawiadomienie o powakacyjnej konferencji pedagogicznej. Tragiczne w skutkach huragany i burze na zachodzie i północy kraju, nas to jak na razie omija.

 

Targi Książki (11-13 sierpnia) w Zakopanem były dla wydawnictwa "Wagant" bardzo udane, i pod względem handlowym, i prestiżowym. Mnóstwo ludzi, ciekawe rozmowy, ogólna sympatia. Ogromnie nam pomagali różni ludzie - przede wszystkim osoby z Biblioteki Zakopiańskiej, która była organizatorem Targów były fantastycznie pomocne i życzliwe. Poza tym kilka osób, które przychodziły specjalnie, żeby Renatka mogła odpocząć, pójść coś zjeść, czy oddalić się na stronę, lub porobić zdjęcia. To przede wszystkim pani Danuta Szczerbowa, zawsze życzliwa, wesoła i uśmiechnięta, pani Maria Dauksza, która na ten czas przyjechała aż z Gdyni i Jola Flach, która nie tylko z nami siedziała i umilała nam czas rozmową, ale i fizycznie pomagała przy transporcie książek.

 

Nagrodę literacką burmistrza Zakopanego otrzymał w tym roku profesor Jacek Kolbuszewski za wydany przez TPN tom "Literatura i Tatry", zawierający publikowane już wcześniej artykuły z lat 1981-2017. Laureata na ceremonii wręczenia nagrody nie było, ale ponieważ nie było też burmistrza Leszka Doruli, więc wyszło na remis. Z profesorem Kolbuszewskim przegrałem, ale z nim przegrać, to lepiej jak z innymi wygrać. Myślałem, że będzie gorzej.

 

<-- Prof. Jacek Kolbuszewski                             Pani wiceburmistrz Agnieszka Nowak-Gąsienica wręcza mi nominację,

 fot Piotr Kyc-->

 

 

Moskiewski ślad wykrył parę dni temu Antoni Macierewicz w sprawie katastrofy smoleńskiej. Nie ujawnił szczegółów, ale trzeba brać na poważnie stwierdzenie, że w tej sprawie tropy prowadzą do Moskwy, bo co jak co, ale o tropach prowadzących do Moskwy polski minister obrony wie na pewno dużo.

 

 

 

 

Bogurodzicę wielokrotnie przywoływał na uroczystościach 15 sierpnia pan prezydent Andrzej Duda mówiąc, że nie przypadkiem wielkie zwycięstwo polskiej armii nad bolszewikami przypadło w dniu Wniebowzięcia Marii Panny, która otacza nasz narów szczególną opieką. Mówił też, że to zwycięstwo to wielka zasługa polskich żołnierzy. Niektórym wszystko kojarzy się ze wszystkim, ale jak to dobrze, że bitwa pod Grunwaldem miała miejsce 15 lipca a nie 15 sierpnia, bo wówczas Zakon Rycerzy Najświętszej Marii Panny mógłby dostać wsparcie od swojej patronki i dać nam łupnia, a wtedy Unię Europejską byśmy mieli już w 1410 r.

 

 

Przedmajowo? Pan prezydent w przemówieniu z okazji święta wojska powiedział, że polska armia jest armią Rzeczpospolitej Polskiej, a nie niczyją armią prywatną. MON zinterpretowało te słowa publicznie tak, że była to aluzja do polityki rządów PO-PSL... Kiedy już skończyliśmy się śmiać, przypomnieliśmy sobie zdanie, że prezydent to jedyne stanowisko we władzach RP, z którego nie można wylecieć decyzją Jarosława Kaczyńskiego. No tak... Stanisław Wojciechowski w maju 1926 roku zapewne też myślał, że jest nieusuwalny i odpowiada tylko przed Bogiem i historią. Ale 12 maja 1926 na moście Poniatowskiego przekonał się, jak bardzo się mylił.

 

Na Słowacji. W trakcie Festiwalu Literackiego udało mi się wyskoczyć z panią Marią Daukszą na Słowację, z zamiarem pokazania jej Kieżmarku i jego ciekawostek. Udało się tylko częściowo, bo do Kieżmarku co prawda dojechaliśmy, ale kościoły ewangelickie były zamknięte, a nie było dość czasu, żeby szukać kogoś z kluczem. Ale pogoda wytrzymała i deszcz lunął dopiero po południu w Zakopanem.

 

Doskonałą powieść Po własnych śladach napisał i opublikował w "Astrai" Mariusz Koperski. Książka wyszła jakiś czas temu, ale dopiero ostatnio miałem czas ją przeczytać. Jednym tchem. Recenzja TUTAJ.

 

Żeromski nadal na mostku. Dawno temu opublikowałem w "Tygodniku" obszerny artykuł, udowadniający, że Stefan Żeromski nie miał fizycznych związków z willą "Kresy", gdzie kiedyś mieściła się Biblioteka Publiczna jego imienia - a tak właśnie mylnie informowała tabliczka, umieszczona na poręczy mostku nad Potokiem Czarnym, koło "Kresów". I co? I nic. Tabliczka jak była tak jest. Podobnie z tablicą Sienkiewiczowską na domu przy ul. Nowotarskiej 4. Ale, w sumie, kogo to obchodzi... Ważniejsze dla wszystkich jest pewno to, że sztucznie zrobiony skwerek przy Placu Niepodległości, gdzie stoi Pomnik Grunwaldzki Wojciecha Brzegi, został nazwany imieniem Witolda Pileckiego. Jak na razie, nikt jeszcze nie twierdzi, że rotmistrz w tym miejscu był, mieszkał czy walczył. Ale tradycja, która nakazywała zakopiańczykom nadawać ulicom i placom imiona osób faktycznie związanych z Zakopanem (z oczywistym wyjątkiem ulicy Kościuszki i Bulwarów Słowackiego) zdaje się już zanikać.

 

 

 

 

Campanile to nazwa hotelu, który był budowany wiele lat w Nowym Targu i wreszcie jest i działa. Na ostatnich piętrach - ósmym i dziewiątym - znajduje się dwupoziomowa restauracja widokowa, dokąd wybraliśmy się ostatnio z Renatką w celach poznawczych i gastronomicznych. Widok na Tatry wspaniały, na Nowy Targ - no cóż, nie można się tutaj spodziewać zbyt wiele, ale i tak było ciekawie. Sama restauracja bardzo dobra, elegancka i nowoczesna - słowem nowe i sympatyczne miejsce na mapie "miasta". Warto podjechać i sprawdzić.

 

<-- Na tarasie restauracji "Campanile"

 

U Magdy Gessler  w restauracji "Schronisko smaków" w Bukowinie byliśmy z Renatką w piątek na obiedzie. Broniłem się okropnie, mówiąc, że ludzie tam chodzą tylko dlatego, żeby się poczuć przez chwilę jak w gościnie u telewizyjnej celebrytki. Nie miałem racji. Jedzenie jest PYSZNE, choć zdecydowanie nie tanie. Wystrój wnętrza i cała chałupa nie jest sztandarem wykwintnego smaku, ale to pikuś wobec dwóch rzeczy: wspaniały widok z werandy na Tatry Bielskie i Wysokie, oraz rewelacyjne jedzenie. Co jedliśmy? Genialną kwaśnicę (to jest Renatki stały test na jakość potrawy regionalnej - tych skądinąd u Magdy Gessler prawie nie ma, czego zresztą nie mam jej za złe), bardzo smaczną zupę botwinkową z przepiórczymi jajeczkami i ziemniakami oraz - mniam, mniam - polędwiczki wieprzowe nadziewane parmezanem i szałwią, w otulinie z podsmażanego boczku i z puree z marchewki i sosem pieprzowym, Renata z frytkami, ja z opiekanymi ziemniakami.  Do tego moja czarna herbata była nie tylko naprawdę czarna, ale pachnąca i mocna, a Renatka zachwyciła się lemoniadą z dyni. A dlaczego tam pojechaliśmy? Przypadkiem: nie da się jeździć normalnie przez Poronin, więc szukamy wygodnych objazdów. Choć planowaliśmy być tam wcześniej, ale mimo wysokich cen sława restauratorki przyciągała i przyciąga mnóstwo osób. Ledwo znaleźliśmy miejsce na parkingu, w środku było nieco luźniej.

 

"Pleban spod Giewontu" nieoczekiwanie - to powiedziałem nieszczerze - odniósł sukces i na Targach, i podczas pierwszych spotkań autorskich na jego temat. Ponieważ prawdopodobnie nikt o tym w najbliższym czasie nie napisze, to napiszę sam. Zobaczyłem tę książkę po raz pierwszy w piątek, 11 sierpnia, tuż przed audycją na jej temat, jaką miałem na żywo w plenerowym studio Radia Kraków z Barbarą Gawryluk. Do Renatki dotarła z drukarni dzień wcześniej. Zobaczyłem - i zaskoczyło mnie, jaka jest duża. Gruba. Prawie jak "Wariat z Krupówek". A więc wyglądała poważnie. No więc najpierw audycja na żywo o 9 rano (koszmar z dojazdem dopiero się tego dnia zaczął), potem nagranie, potem pojechałem do domu. Wróciłem po Renatkę wieczorem, trochę posiedziałem z nią na stoisku i wtedy podpisywałem pierwsze egzemplarze. Dłuższy dyżur "autorski" miałem w sobotę po południu (koszmarna pogoda, lało, przez stoiska płynął strumień...), ale najwięcej roboty miałem w niedzielę, 13-go, bo najpierw o 14-tej miałem takie spotkanie z czytelnikami, kiedy to mówiłem o Stolarczyku, a potem znów mnóstwo podpisywania. Najprzyjemniej jednak było nazajutrz, 14 sierpnia wieczorem w "Kmicicu", gdzie odbyła się pierwsza tzw. promocja książki. Przyszło pełno ludzi, mnóstwo tych, których się spodziewałem, wielu tych, których się nie spodziewałem, i oczywiście ci, których się mogłem spodziewać i którzy nawet się zapowiadali - jakoś nie dotarli. Największą atrakcją był przeprowadzony z zaskoczenia występ pana Stanisława Apostoła, który przebrany w sutannę zagrał księdza Stolarczyka, wspaniale recytując kazanie plebana, które kiedyś napisałem na potrzeby swojej sztuki Chrzciny Witkacego. Cała impreza gadana trwała 65 minut, potem znów podpisywanie książek, i jakieś rozmowy. W "Kmicicu" jest strasznie sympatycznie i to był naprawdę doskonały pomysł, żeby tam - na gruncie zupełnie neutralnym - spotkać się z czytelnikami. Serdeczne dzięki dla pani Marioli Mroczkowskiej-Krzystek za zaproszenie! Polecam się na przyszłość.

 

Pleban pod Giewontem, fot. Maria Dauksza

 

 

Książka o pierwszym zakopiańskim proboszczu jest teraz w Zakopanem do kupienia tylko w księgarni "Poraj" przy Krupówkach i "Górskiej" przy Zamoyskiego. Poza tym w internetowej księgarni Wydawnictwa "Wagant". Recenzji się raczej nie spodziewam. Poniżej kilka zdjęć Renaty z tych promocji.

 



Audycja na żywo w Radiu Kraków


Z red. Barbarą Gawryluk, nagranie dla Radia Kraków


Spotkanie z czytelnikami na Targach Książki


Spotkanie z czytelnikami na Targach Książki


Spotkanie w "Kmicicu". Stanisław Apostoł jako ks. Stolarczyk


Spotkanie w "Kmicicu", podpisywanie książek