Zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

© Copyright by Maciej Pinkwart

 

 

Nowinki 

17 czerwca 2016

Poza Scyllą i Charybdą

 

Dwa tygodnie na Sycylii. Wrażenia zmienne, jak zmienna jest sama wyspa - największa na Morzu Śródziemnym. Może kiedyś będzie chwila, żeby to systematycznie opisać w reportażu, na razie nie ma, bo dwa tygodnie wyjęte z normalnego życiorysu to niemal ruina normalnego harmonogramu. Ktoś mi napisał, że ja to sobie tam uprawiam sielankę, a on (ona) musi siedzieć za biurkiem. No, na pewno. Już widzę tę osobę w takiej sielance. Mieszkaliśmy w czterech punktach wyspy: w Triscina Mare na południowym zachodzie, Santa Maria del Focallo na południu, w Sant' Antonio koło Mascali u podnóża Etny i w Marina Alcamo, między Palermo a Trapani. Włóczyliśmy się po dziesiątkach miejscowości, od portowych miasteczek i zapyziałych ośrodków wypoczynkowych, w których do sezonu wciąż jeszcze jest daleko, po modne kurorty, gdzie sezon jest zawsze. Rozwalaliśmy resory na drogach, gdzie poza nami jeździli na rowerach tylko uchodźcy z Afryki i pomykaliśmy autostradami przez środek wyspy. Wleźliśmy na Etnę drogą, gdzie turyści pojawiają się rzadko, ale za to obejrzeliśmy największy krater, poza tym jeszcze siedem mniejszych, łaziliśmy po zatłoczonej Taorminie w dniach festiwalu filmowego, porównywaliśmy doryckie świątynie w Selinuncie, Agrygencie i Segeście, podziwialiśmy renesansowe i barokowe ulice w Modice i Raguście, Noto i Syrakuzie, gdzie oczywiście fotografowaliśmy się koło Źródła Aretuzy, chodziliśmy po średniowiecznych uliczkach "miasta miłości" - Eriki, fotografowaliśmy flamingi na bagniskach sycylijskiego Camargue - na wschód od Focallo, szukaliśmy - i znaleźliśmy - ślady Marii Magdaleny na niewielkim półwyspie jej imienia, zachwycaliśmy się zachodnim przylądkiem San Vito lo Capo, z najpiękniejszą, wręcz karaibską plażą, u stóp przepięknych gór - i rozczarowywaliśmy się mało filmowym miastem Ojca Chrzestnego - Corleone.

Powaliłoby nas z nóg niezwykle piękno katedry Najświętszej Marii Panny Wniebowziętej w Palermo - gdybyśmy nie zostali wcześniej powaleni z nóg upałem i dyszącym smokiem sirocca. Jak przyjechaliśmy na początku czerwca do Trapani, było wręcz chłodnawo - nad morzem jakieś 18 stopni wieczorami. Ale 16 czerwca w Palermo był po prostu piec martenowski. Kiedyś, w greckim Lindos na wyspie Rodos przy wejściu na Akropol widziałem na termometrze w cieniu plus 47 stopni - i nikt ze znajomych mi w to nie uwierzył. Teraz w centrum Palermo na termometrze, który wszyscy widzieli, było rozkoszne plus 51. W cieniu, podkreślam. A gdy wracaliśmy do Alcamo, zapaliły się nam przed nosem pobocza autostrady, którą policja natychmiast zamknęła, kierując nas objazdem u podnóża gór, które też zaraz stanęły w ogniu, więc dusząc się dymem zmykaliśmy na boczne drogi nad morzem. Dziś rano udało się dojechać na lotnisko w Trapani i odlecieć, ale wczoraj podobno były kłopoty.

No więc sielanka, jak licho.

Ładna Sycylia? Piękna, ale bardzo swoista. Może kiedyś coś więcej...

 

 

 

 

 

 


Teatr grecki w Eraclea Minoa

Noto

Tureckie schody

Przylądek i zatoka Marii Magdaleny

Agrygent - latająca Renatka

Selinunte

Selinunte

Zachód słońca w Alcamo Marina

Elita objada się ośmiorniczkami...

...a uchodźcom rozdają arbuzy.

W rezydencji Santa Maria del Focallo


Na kalderze krateru

Jeden z mniejszych kraterów bocznych

 

Poprzednie nowinki

Powrót do strony głównej