Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!
© Copyright by Maciej Pinkwart
8 kwietnia 2015
Łono
W czasach mojej dawno minionej młodości Kościół zajmował się głoszeniem Dobrej Nowiny i przekonywaniem, że wierzącemu jest dobrze za życia i jeszcze lepiej po śmierci, gdzie czeka go raj i światłość wiekuista. Dziś Kościół zajmuje się wyłącznie seksem i jego pochodnymi tak, jakby zamiast Ewangelii stałą lekturą biskupów była Kamasutra i 50 twarzy Greya, a Jezus Chrystus nauczał wyłącznie o zasadach dozwolonej prokreacji i braku zgody na związki partnerskie, czym by się najbardziej naraził we własnej rodzinie, która o ile wiadomo nigdy nie brała ślubu kościelnego ani nawet pod chupą – zwłaszcza jeżeli przyjąć, że jego najbliższą rodzinę stanowiła Maria Dziewica i Bóg Ojciec.
Za moich czasów Kościół nie walczył z władzą, bo władza walczyła z Kościołem. Listy duszpasterskie – po słynnym Non possumus kardynała Stefana Wyszyńskiego, który zajmował się głównie obroną traconej przez Kościół pozycji w państwie – nie odnoszą się do projektowanych ustaw, do sytuacji opresjonowanego narodu, do postępującego zawłaszczania przez państwo prerogatyw obywatelskich. Kiedy w 1964 r. Antoni Słonimski złożył w kancelarii premiera list, domagający się zmiany polityki rządu w kwestii kultury, dławionej przez cenzurę i ograniczenia w przydziałach papieru na książki – wśród jego 34 sygnatariuszy byli pisarze, naukowcy i publicyści – ale ani jednego księdza. W czasach Gierka sytuacja ta powoli się zmieniała. Kiedy na przełomie lat 1975/76 kilkudziesięciu intelektualistów i ludzi kultury wystosowało do władz List 59, protestujący przeciwko wpisaniu do Konstytucji PRL zasady przewodniej roli PZPR oraz nienaruszalnego sojuszu z ZSRR i domagającego się wolności sumienia i praktyk religijnych, wolności pracy, nauki, słowa i informacji – wśród sygnatariuszy znalazło się już dwóch duchownych. Wkrótce potem swój protest w tej sprawie wystosował do rządu Episkopat, Kluby Inteligencji Katolickiej, prasa katolicka i kolejna grupa ludzi kultury.
Dziś Kościół otwarcie walczy z władzą, bo władza (tak samo jak większość opozycji) łasi się do Kościoła i pozwala mu na wszystko, w ten sposób interpretując szkodliwy dla Polski i fatalnie wynegocjowany konkordat ze Stolicą Apostolską. Kościół, dzięki – ujmijmy rzecz dyplomatycznie – twórczo interpretowanym przepisom prawa jest najbogatszą i wciąż bardziej się bogacącą instytucją w Polsce, posiadaczem ogromnych latyfundiów i wielkiej liczby nieruchomości w miastach. Niezależnie od tego wciąż domaga się – i otrzymuje – milionowe dotacje na swoją działalność bieżącą i inwestycyjną (dość wspomnieć kuriozalną sprawę tzw. Świątyni Opatrzności Bożej), na (tu zwykle istotnie potrzebne) remonty posiadanych obiektów zabytkowych, czy dzieł sztuki, których dostępność, mimo iż są utrzymywane z kieszeni społeczeństwa – jest określana często przez widzimisię poszczególnych proboszczów.
Kościół wymusił wprowadzenie nauczania religii do szkół nie po to, by dzieciom i rodzicom było łatwiej z niej korzystać, ale po to, by ulokować swoich ludzi na państwowych etatach oświatowych, opłacanych z podatków nie tylko osób wierzących. Katechetów etatowych jest w Polsce ponad 42 tysiące, co stanowi prawie 10 % zatrudnionych nauczycieli. Nie przeliczam tego na pieniądze, bo robią to inni wystarczająco często. I wystarczająco bezskutecznie. Ale jest pewna ciekawostka statystyczna. Jak ważne są te posady dla Kościoła niech świadczy fakt, iż wg Rocznika Statystycznego w 2013 r. były w Polsce 10.204 świątynie rzymsko-katolickie, w których pracowało 30.820 duchownych (dla porównania – 134 kościoły ewangelicko-augsburgskie miały 191 duchownych). Zatem liczba katechetów sporo przekracza liczbę duchownych… Żeby zamknąć ten temat – dodajmy wielką liczbą szkół katolickich rozmaitego stopnia, w tym wyższych, dotowanych lub subwencjonowanych ze środków państwowych. No i jeszcze jedno: finansujemy jako społeczeństwo stanowiska blisko 200 kapelanów wojskowych, posiadających najczęściej stopnie (i uposażenie) od pułkownika w górę, są także generałowie. O tym, że aby zostać generałem świeckim – trzeba w ogóle być wojskowym o sporym stażu i umiejętnościach – nie trzeba przypominać. Jeśli się jest kapelanem – nie trzeba ani stażu, ani umiejętności wojskowych. Wystarczy rekomendacja biskupa. Znów – są to kolosalne pieniądze, często wydatkowane za bezdurno, bo znane są przypadki utrzymywania kapelanów w miejscowościach, gdzie jednostki wojskowe już nie stacjonują. Tutaj Najwyższa Izba Kontroli jakoś nie wkracza. A przecież swoich etatowych kapelanów mają jeszcze straż graniczna, służba celna, strażacy, leśnicy… Może i NIK?
I teraz, mając te wszystkie przywileje i prerogatywy – Kościół twierdzi, że jest w Polsce prześladowany, że księży się fałszywie oskarża o różne „wymyślone” przestępstwa (pedofilię na przykład, która wg jednego z biskupów jest często zawiniona przez dzieci, które same lgną do księży, oraz przez rozwody w rodzinach tych dzieci…), że prawa kościoła i wiernych są ograniczane, a kościół bieduje. Nie przeczę – są parafie rzeczywiście biedne, i są księża chodzący na co dzień w wystrzępionych i pocerowanych sutannach. Ale obraz polskiego Kościoła kształtuje widywany w telewizji wizerunek członków Konferencji Episkopatu Polski, butne i władcze przemówienia biskupów, szantaże wobec parlamentarzystów, którzy ośmieliliby się głosować zgodnie z własnym rozumem, a nie stosownie do nakazów biskupów, narzucanie państwu i społeczeństwu jedynie słusznej opinii Kościoła w sprawach, na których kościół zna się tylko z własnej wyobraźni i w których nie może być wyrocznią. Irytujące w szczególności jest ustawiczne powoływanie się na rzekomą wyższość prawa boskiego nad ludzkim, ba – zachęcanie do nieprzestrzegania prawa kodeksowego, jeśli w ich – biskupów – rozumieniu, koliduje ono z czymś, co jest nazywane prawem naturalnym, czyli boskim.
A gdzież jest owo prawo boskie – poza dziesięciorgiem przykazań, których słuszności nikt nie neguje? Gdzie w Ewangeliach jest mowa o zakazie antykoncepcji, związków partnerskich, metody in vitro, pigułek „dzień po”, zakazie rozwodów i t. d.?
W kazaniach na Święta Wielkanocne słyszeliśmy głównie filipiki przeciwko in vitro i związkom partnerskim, bo to teraz jest na tapecie w związku z planowanymi zmianami w prawie na ten temat. Polscy biskupi jakoś nie apelowali o pokój w rodzinach i w kraju, nie potępiali kłótni partyjnych i agresywności politycznej, nie przejmowali się wojną na Ukrainie, niszczeniem zabytków w Iraku i Syrii, pijaństwem w domach i na drogach. Ba, ksiądz prymas ubolewał, że przy stołach świątecznych ludzie rozmawiają o sporcie i polityce, a nie o Jezusie. No cóż, między śledzikiem a jajeczkiem, sałatką i szyneczką, chrzanikiem i majonezem, wódką i zakąską jest świetne miejsce dla rozważań nad Pustym Grobem i posłannictwie Marii Magdaleny. Aha, o Marii Magdalenie też nie powinno się mówić.
Nie ma w homiliach biskupów niczego o łamaniu przepisów drogowych, o kradzieżach i korupcjach, o brudzie w domach i obejściach, o znęcaniu się nad zwierzętami, o podrzucaniu narodzonych, ale nie chcianych dzieci do „okien życia” albo na śmietnik, o przemocy w rodzinie (przeciwnie – konwencja zakazująca bicia żon i dzieci to wymysł europejskiego szatana!), o pedofilii i niszczeniu środowiska.
Nie, bo jedynym środowiskiem, które interesuje naszych biskupów, jest nasza sypialnia. A najważniejszym problemem jest to, kto z kim jak sypia, z jakim skutkiem i na czyim łonie spędza niedziele. Dawniej jedynym łonem interesującym Kościół, było łono Abrahama. Teraz jest nieco inaczej.
A propos Abrahama: jeśli w
kwestii regulacji urodzeń i świadomego macierzyństwa oraz ojcostwa stoję
zdecydowanie na innych pozycjach, niż
geriatryczni przywódcy Kościoła (większość pewno w moim wieku….), to w
kwestii krytyki metody in vitro
zdecydowanie ich popieram: należy szukać innych
metod na leczenie bezpłodności. Pismo święte podpowiada nam, jakich. Oto, gdy Sara w wieku już podeszłym
wciąż nie miała z Abrahamem dzieci, kazała swojej młodej egipskiej
niewolnicy Hagar zaspokajać potrzeby seksualne żwawego patriarchy, co
przyniosło dobry skutek, bo najpierw narodził się z tego związku Izmael,
a potem z woli bożej i z odzyskanej jurności męża poczęła i Sara, i tak
się zaczęła historia narodu wybranego. Wnuk Abrahama, Jakub, nazywany
też Izraelem, sprawy sypialniane też rozwiązywał bez żadnych
sztuczności, zgodnie z prawem Bożym: miał dwunastu synów i jedną córkę z
żonami Leą i Rachelą oraz z nałożnicami Bilhą i Zilpą. Oto słowo Boże,
wprost z Księgi Rodzaju. O Abigail i królu Dawidzie – z uwagi na to, że
mogą to czytać dzieci – nie napiszę. Myślę, że tych spraw biskupi nie
potępiają? Przynajmniej nie słyszałem, żeby ostatnio zakazywano posiadać
i czytać Stary Testament. Choć w czasach mojej młodości katechetka
sprawdzała, czy ktoś to ma w domu i kazała rodzicom zamykać Świętą
Księgę przed dziećmi.
Nie jestem pewien, czy opisana sytuacja jest skutkiem tego, iż większość polityków złudnie przelicza poparcie Kościoła (przejawiane albo bezpośrednio, albo poprzez zaniechanie krytyki) na głosy elektoratu, który podobno jest w większości wierzący. Ale faktem jest, że tolerowanie takich postaw wobec jednego tylko środowiska – hierarchii kościelnej – doprowadza do ogólnego zakłamania i hipokryzji. Gdyby wzorem niektórych innych państw cywilizowanych kościoły w Polsce musiały się utrzymywać jedynie z podatku, opłacanego obowiązkowo przez swoich wiernych – sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej.
Ale ograniczenie roli Kościoła katolickiego w naszym państwie prędko nie nastąpi. A przyspieszyć je może tylko dalsze uzurpowanie sobie przez hierarchów prawa do rządzenia wszystkim, czego się dotkną: sumieniami i ciałami, portfelem i kołdrą, koalicją i opozycją. Oczywiście poprzez odpowiednie, zgodne z oczekiwaniami Episkopatu ustawodawstwo. Jest to w dłuższej mierze polityka równie samobójcza, jak wspominane na początku próby ustawowego wpisania do Konstytucji kierowniczej roli Partii i nierozerwalnego małżeństwa z ZSRR.
W maju 1986 r. byłem w Czechosłowacji i z kolegami urządziliśmy tam konkurs na wypatrzenie najgłupszego hasła pierwszomajowego. W Pieszczanach nad miejską sceną wisiał transparent: So Sovétským sväzom po véčne časy a nikdy inač.
Ano. Wieczność miała trwać jeszcze trzy lata.