Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

© Copyright by Maciej Pinkwart

 

 

Nowinki 

 

12 marca 2015

 

Tydzień kobiet. Miesiąc. Rok...

 

Chodząc po ulicach miasta, w którym mieszkam, mogę śmiało oddawać się myślom ontologicznym, bowiem rozprasza mnie tylko to, co mam pod nogami: psie kupy, rozbite flaszki, krzywe płyty chodnikowe, lód, smród i ubóstwo. Jakiś odlot w zachwyceniu estetyczno-erotycznym zdecydowanie mi nie grozi, co najwyżej mogę przez nieuwagę wywinąć orła. W koronie, ma się rozumieć. Inna rzecz, że w dzisiejszych czasach w ogólności trudno na ulicach naszych miast o refleksje związane z tematem, znanym nam z Goethego: das Ewig-Weibliche zieht uns hinan... Nasz polski Faust Kowalski-Gąsienica, zamiast na widok Małgorzaty westchnąć trwaj, chwilo, chwilo - jesteś piękna! co najwyżej westchnąłby o, k... ale zajeb... laska! Metafizyki w tym tyle, co - jak pisał Chandler - w gaciach hutnika po trzech zmianach pracy...

Faustowska wieczna kobiecość w ogóle słabo sprawdza się w dzisiejszych czasach, kiedy na ulicach (nie mówię o Podhalu, bo tu na ulicach mamy przeważnie sytuację opisaną w pierwszym zdaniu - są wyjątki i ja większość znam, ale one tylko potwierdzają regułę...) mijają się na oczach zapracowanych albo nietrzeźwych mężczyzn kobietony pierwszej klasy z kobietonami klasy siódmej, a między nimi przemykają podlotki w dowolnym wieku, przypominając swoim wyglądem o tym, że pedofilia jest u nas karalna bez względu na wiek ofiary. Jedynym wyjątkiem, który nie tylko uniknął kary, ale jest czczony w polskim panteonie królewskim, był ponury Litwin Władysław J., chędożący w wawelskiej łożnicy 12-letnią Węgierkę, Hedwigę Ludwigównę, z przeproszeniem. Która skutkiem tego została świętą w kościele katolickim.

Inna rzecz, że dziś istnieje kult młodości, i to tej z pogranicza dziecięctwa, więc nic dziwnego, że wybitne nawet gwiazdy estrady pokazują się publicznie jak dziewczątka paroletnie na plaży w Sopocie, a mamuśki pchające wózek wyglądają tak, że nawet niemowlakowi na ich widok podnosi się kocyk - chyba, że jest dziewczynką, choć i tu bywa różnie. I o tym chcę właśnie mówić.

Owa różność, tak w nastrojach, jak i w wyglądzie, umiejętność godzenia ognia z wodą, harmonijnego łączenia rzeczy i spraw z natury całkowicie sprzecznych jest ową Ewig Weibliche w sensie najbardziej istotnym. Mężczyzna tego nigdy nie pojmie, a próbując zrozumieć - zwykle wypaczy, wydowcipkuje, albo strywializuje do wulgarności włącznie. Dziś, gdy spoglądam na to - by tak rzecz - sub specie aeternitatis, nawet nie usiłuję zrozumieć, ale niezwykle mnie to fascynuje. Mam przed sobą Pamiętniki Anny Iwaszkiewiczowej: niezwykłej żony wielkiego pisarza, który miał nieszczęście żyć długo i przeżyć czasy rozbiorów, cara Mikołaja, Piłsudskiego i Dmowskiego, dwóch wojen światowych i jednej lokalnej, a także PRL - i we wszystkich tych okresach być uważanym za znaczącego i świetnego twórcę. Dziś nie: dziś Iwaszkiewicz to po prostu komuch, który po śmierci sam się ubrał w mundur honorowego górnika PRL i w dodatku ma w Podkowie muzeum we własnym domu, co jest skandaliczne i IPN mu to zabierze. Bóg z nim. Piszę o jego żonie, którą kiedyś poznałem w Zakopanem i zafascynowała mnie swoją żywotnością i stanowczością sądów. Rok później już nie żyła...

W latach 20-tych, będąc na kuracji na francuskiej Riwierze, spotkała pewną poetkę, która wraz z Jarosławem i kilkoma późniejszymi Skamandrytami (przede wszystkim - Słonimskim) - współtworzyła Kawiarnię "Pod Pikadorem". Nie podaję w przypisie jej nazwiska ani nie objaśniam czym był "Pikador", bo to nieważne. Spotkanie przyniosło wzajemną fascynację, a nawet głębsze uczucie. Słowo "miłość" nie pada, ale opisy stanów duchowych, wywołanych tą znajomością (której charakter na owej Riwierze sprowadzał się do wspólnych spacerów nad morzem, zwiedzania... kościołów i rozmów istotnych) są jednymi z najpiękniejszych tekstów miłosnych, jakie zdarzyło mi się czytać. Anna broni się przed tym uczuciem, boi się jego narastania, unika spotkań - a zarazem ich pożąda - myśli nawet, że dla niej najlepiej by było, żeby Maria wyjechała bez podania adresu, może żeby nawet zginęła w wypadku, nie chce słyszeć, jakimi komplementami jest przez nią obdarzana - i pragnie bez końca o niej mówić. Fascynacja Marią doprowadza ją do - niewinnego w sumie - zbliżenia z "Tolkiem" - Antonim Słonimskim, który niegdyś był z Marią blisko, a i potem, mimo małżeństwa i jej, i jego jest w niej w głębi duszy śmiertelnie zakochany. I tak dwie osoby, zafascynowane tą trzecią, szukają swojego towarzystwa, by w ten sposób, niejako per procura, być blisko z odległym teraz obiektem ich uczuć. Jednocześnie Anna jest niesamowicie zakochana w swoim mężu, tęskni do niego i gdy nie są razem - codziennie pisze do niego list. Ma z nim maleńką córeczkę, skądinąd także Marię - która stanowi cały jej świat. Ale są oczywiście także owe inne światy... W tym - świat ogromnej wiary, wręcz fascynacji religijnej, związanej z "kółkiem" księdza Władysława Korniłowicza, słynnego duszpasterza inteligencji, związanej z Laskami...

I u Anny Iwaszkiewiczowej wszystkie te światy nie walczą ze sobą, ale harmonijnie się uzupełniają, w każdym jest piękna, szczera i wspaniale o nich umie pisać... Ewig Weibliche... Kudy tam męskim pisarzom, w tym pięknie piszącemu o trudnych miłościach Jarosławowi do tych kilku stron Pamiętników!

Fotografia z książki Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie, Listy 1922-1926, Warszawa 1998.

*

Po paru dniach pięknej wiosny wróciła zima, znów przez całą noc padał śnieg, zero stopni i ponuro okropnie. Szykuję finał "Gali Poezji", numerek trzynasty - i to już coś znaczy... Brnę dalej przez pisanie Wariata z Krupówek, ale utknąłem przy pensjonacie "Elektron". To widmo jakieś: przed zamieszkaniem tam przez Witkacego pensjonatu takiego nie było, po wyprowadzeniu się - nie ma. Czyli to była jego nazwa i tylko z nim związana, nadana jakiemuś innemu istniejącemu wcześniej domowi, co sugerował mi już przedtem Zbyszek Moździerz. Wiemy, że mieścił się przy ul. Kościuszki. Ale nie wiemy gdzie, ulica długa. Co było tam przed "Elektronem"? Co jest teraz w tym miejscu? Może komuś się obiło o uszy?

*

Już mnie ktoś kiedyś pytał, dlaczego daję tyle cytatów w obcych językach i w ogóle trudnych słów. No bo, koteczku, ja nie pisze dla mas i nie ubiegam się o miejsce w panteonie proletariackiej kultury (ja wiem, że to jest oksymoron). Piszę dla inteligentnych. Inteligencję można teraz sprotezować przy pomocy Google. Więc do roboty, posiadacze leniwych ganglionów, a jak nie, to nie, obejdzie się.

 

Poprzedni zapis

Powrót do strony głównej