Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

© Copyright by Maciej Pinkwart

 

 

Nowinki 

 

30 marca 2014

Zmiana czasu na wiosenny...

Wygląda na to, że wydarzeniem weekendu była zmiana czasu z zimowego na letni. Nigdy nie potrafiłem pojąć, po co to zamieszanie dwa razy do roku. Robimy tak, bo robią tak inni. Nie wszyscy, ale jacyś. Chińczycy na przykład nie, a wiemy od Wyspiańskiego, że to właśnie oni trzymają się mocno. Za komuny jakoś to tłumaczono tak, że jak jest wcześniej ciemno, to ludzie wcześniej gaszą światło i oszczędza się prąd. Czy odwrotnie, jak jest później ciemno. Oczywiście, to kompletna ściema, indywidualny pobór prądu to mały, nic nie znaczący pikuś w porównaniu z tym, co pożera przemysł i gospodarka komunalna, a ta nie kieruje się wymyślonymi przez jakichś poetów czasami letnimi i zimowymi, tylko wskaźnikami opłacalności. Wiemy, że jeśli chodzi o zmianę czasu, to czas na zmiany - jak kiedyś mówił Leszek Miller, przejmując władzę po profesorze Buzku. O profesorach jeszcze będzie. Romantyczni ekolodzy wczoraj też apelowali o "godzinę dla ziemi" - czyli o wygaszenie świateł elektrycznych w domu na godzinę. Poszedłem za tą radą i wygasiłem światła między 12 a 13 w południe. Zresztą i tak mnie nie było w domu. Ktoś potem tłumaczył, że gdyby wszyscy Polacy o tej samej porze wyłączyli prąd, to spowodowałoby tak gigantyczną awarię sieci energetycznej, że nie pozbieralibyśmy się przez parę tygodni. Nie wiem, czy to też nie jest ściema. Natomiast bardzo przekonał mnie argument, że gdyby dwie żarówki palące się w domu zastąpić dwiema romantycznymi świecami, to emisja dwutlenku węgla byłaby o wiele większa i efekt cieplarniany wprost szallony. Naturalnie, wszyscy proekologicznie wyłączający światła w domach, mieli nadal działające lodówki, pralki, komputery i telewizory, a wielu robiło sobie w ciemności suit-focie z fleszem. Istny teatr!

*

Dzień po Dniu Teatru teatr urządziła w Warszawie grupa ateistów, skupiona wokół partii Twój Ruch, wykonując rekonstrukcję egzekucji byłego jezuity Kazimierza Łyszczyńskiego, który 30 marca 1689 r. został stracony za opublikowanie książki O nieistnieniu Boga. W rolę ścinanego na szafocie szlachcica wcielił się profesor Jan Hartman, filozof, bioetyk i kandydat Twojego Ruchu do Europarlamentu. O ile mogę sądzić z migawek telewizyjnych, rekonstrukcja wykonana była z podobnym realizmem, jak popularne i nie budzące większych protestów repliki walk z komunistami, Rosjanami czy Krzyżakami, a profesor Hartman zaprezentował wielki talent aktorski. To samo zresztą można powiedzieć o kacie, którego nazwiska nie podano, widać nie był profesorem. Choć podzielam wiele poglądów Hartmana, uważam jednak, że profesor nie powinien zabawiać gawiedzi w ulicznym theatrum, a manifestować wypada mu raczej swoją wiedzę niż poglądy. W ogóle uważam, że wynajmowanie profesorów do bieżącego komentowania i podpierania tego, co robią politycy i politykierzy nie powinno mieć miejsca. Pewno jestem staroświecki, ale uważam, że to po prostu nie uchodzi. Oczywiście, profesorowi nie wypada też być filarem jakichkolwiek partii politycznych, ani też manifestować swojego niezrównoważenia psychicznego. I w sytuacji, w której Hartman przypomina zbrodnię, dokonaną 325 lat temu pod firmą Kościoła Katolickiego i Państwa Polskiego jedyna polemika powinna polegać albo na zanegowaniu tego faktu: nigdy Kościół nie zabił nikogo na skutek negacji istnienia Boga. A przynajmniej nie zabił Łyszczyńskiego. Albo że takie było wówczas prawo, a teraz je potępiamy i nigdy już tak nie będziemy czynić. No, ale jakoś nikt tak nie mówił. Nie było polemik, tylko pyskówki i oskarżenia: rekonstrukcja i marsz ateistów to bezczelny atak na kościół, kolejny dowód na jego męczeństwo. Powtórzę: przypominanie faktu, że Kościół zabił niewierzącego człowieka jest dowodem na męczeństwo Kościoła. Rozumiem to tak: no nie męczcie nas już tymi głupimi pretensjami...

Ale jeżeli posłanka PIS (czyli reprezentantka najwyższej - poza Konferencją Episkopatu - władzy w Polsce), skądinąd też profesor Krystyna Pawłowicz krzyczy, że ludzi z takimi poglądami jak Hartman powinno się wywozić na Białoruś i do Rosji - to jest już nie tylko niestosowne. To jest nawoływanie do bezprawia. Bo czy się komuś to podoba, czy nie, Hartman ma prawo krytykować Kościół i propagować ateizm. Czy opinia Krystyny Pawłowicz to jest oficjalne stanowisko PIS, które jak dojdzie do władzy, to opracuje projekt deportacji osób myślących inaczej niż pani Pawłowicz? Jeśli tak, to trochę żałuję, bo już się prawie cieszyłem, że PIS będzie znów rządził, i znów będzie ciekawie. Ja myślę inaczej, może nawet przy pomocy innych części anatomii niż pani profesor, więc zapewne obejmie mnie deportacja. Z tym, że zamiast na Białoruś, albo do Rosji, poprosiłbym na roboty do Niemiec. Ponieważ zapewniam też, że nie rokuję nadziei na resocjalizację, więc jeśli z tymi Niemcami nie da rady, to poproszę o skierowanie bez ceregieli wprost do gazu.

*

Wiosna znów przyszła (bo już raz przyszła, ale się wycofała), i nawet na Podhalu można było ją dziś podglądać. Ścieżką wydeptaną nad brzegiem Białego Dunajca spacerowało dziś mnóstwo osób romantyczną trasą od terenu, gdzie koło skarpy lotniskowej ma powstać cmentarz do dawnego wysypiska śmieci. Po drodze można było obserwować mnóstwo dowodów na wiosenne igraszki, polegające jak wiadomo ma paleniu ognisk, plenerowym okazywaniu uczuć i ucztowaniu na łonie przyrody. O tym, jak bardzo zmieniły się pod tym względem obyczaje Nowotarżan świadczy fakt, że wśród innych rozbitych butelek nad brzegiem rzeki spostrzegłem flaszkę po Malibu. Picie Malibu do grilla wydaje mi się wyjątkową ekstrawagancją, ale i ciekawostką obyczajową.

Nad spiską Nową Białą, z podhalańskiego Gronkowa leciał dziś bocian - pierwszy, jakiego widziałem w tym roku. Potem dwa zauważyliśmy na gnieździe w Waksmundzie i była to prawdopodobnie para różnopłciowa, choć i wśród zwierząt zdarza się sodomia. Sam widziałem zdeprawowane przez Unię Europejską psy, krowy, a nawet konie. Strach pomyśleć, co będzie, gdy obyczaj ten obejmie również pawie. Z wiosennych zjawisk dało się zaobserwować także rozjeżdżające Cisową Skałkę motory i samochody terenowe, kwitnące kaczeńce i stokrotki, bazie oraz rozkidany wszędzie gnój. Krokusy, niestety, przekwitają.

 

 

 

 

Poprzedni zapis

Powrót do strony głównej