Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

© Copyright by Maciej Pinkwart

 

 

Nowinki 

 

28 listopada 2013

Zima regionalna

 

Regionalność. Jeden z Czytelników zwrócił mi sympatycznie uwagę, żebym raczej pisał o problemach regionalnych, bo od tych ogólnych są inne media, ogólnopolskie. Czyli jakby bardziej pro domo sua, czyli pilnuj, szewcze, kopyta. Całkowicie się z Czytelnikiem zgadzam, ale częściowo. Oksymoron ten wykłada się tak: ogólnopolskie media nie zawsze, a nawet zgoła rzadko reprezentują moją opinię, a jest trochę osób (dziennie kilkaset) które właśnie mojej opinii, a nie innej, szukają na mojej stronie. Po drugie region Podhala zawsze jak w soczewce, albo - lepiej - w krzywym zwierciadle ukazywał sprawy ogólniejsze, więc jak będę pisał o Podhalu, to i tak będę ogólnopolski. Chyba, że przejdę na gwarę i zacznę się wymądrzać na temat produkcji owczych serków z mleka krowiego, co jednak pozostawiam publicystom stołecznym. Inna rzecz, że nieraz sobie myślę, że moim regionem wcale nie jest Rzeczpospolita Tatrzańska, tylko Polska, a w niej - Mazowsze, Podtatrze, Sopot z okolicą, Wrocław, Rzeszów, Kraków, Szczawnica... A poza tym regionalnie mi są bliskie Słowacja, Paryż, Prowansja, Rodos, Korfu, Kreta, Tunezja, Katalonia, Włochy, Egipt, a zwłaszcza Maroko... Regionalnie więc jest o czym pisać. Ale mi się tak okropnie już nie chce... Może już napisałem wszystko, co było mi przeznaczone do napisania?

Pierwszy śnieg i zwłaszcza pierwszy lód. W nocy z 24 na 25 listopada na Podhale przyszła zima, spadło parę centymetrów śniegu, przyszedł mróz i ulice pokryły się lodową skorupą. Z jezdni w Nowym Targu znikła, z chodników nie. Czyli sytuacja się unormowała i anomalia, jaką są u nas wszystkie inne poza zimą pory roku - znikła. Do połowy kwietnia, jak sądzę, będzie normalnie: zimno, ponuro i parszywie. Ale w sumie to jeszcze tylko niecałe 5 miesięcy, hurra!

Procesjonalnie. Wchodząc dziś do gmachu sądów w Krakowie, zostałem zatrzymany przez brygadę antyterrorystyczną w osobie dwóch panów i jednego prześwietlacza, który wykrył w moim plecaku mordercze narzędzie w postaci szwajcarskiego scyzoryka z korkociągiem, w kolorze czerwonym. Zawstydziłem się trochę, jak go musiałem oddać do depozytu i zastanawiałem się, jak mogłem być tak nieostrożny. W tunezyjskiej Suzie na lotnisku przełożyłem wszystkie ostre przedmioty z plecaka do bagażu głównego, a potem w domu odwrotnie. I tak już zostało. W w tym momencie się osatałem, że przecież taką samą procedurę przeszedł mój ukochany opinel - pasterski nóż z Arles, który od 2007 r. jeździ ze mną po świecie. Sprawdziłem - opinel spoczywał spokojnie w bocznej kieszeni plecaka. Wyszło na to, że scyzoryk był na wabia, a groźną broń wniosłem na salę sądową. Ale jej nie musiałem używać - proces z Muzeum Narodowym w Krakowie jeszcze trwa, ale pewno jeszcze jedna rozprawa i będzie wyrok. A w nowym roku, kto wie, czy znów się nie spotkamy przy Kasprusiach...

Dzień Dziękczynienia. Zauważyliście, że w Polsce Dzień Dziękczynienia się nie przyjął, nawet w dziedzinie hekatomby indyków? No bo kto głośno powie, że jest za coś komuś wdzięczny? A zwłaszcza czerwonym braciom, choćby ze szczepu Wampanoagów? Którzy notabene wnieśli swój wkład w te pierwsze dożynki kolonistów ze statku "Myflower" 5 jeleni, trochę kaczek i gęsi i ani jednego indyka... A u nas szykujemy się powoli do Dnia św. Karpia...

 

 

Poprzedni zapis

Powrót do strony głównej