Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

 

 © Copyright by Maciej Pinkwart

 

Nowinki 

 

30 stycznia 2013

 

Jałowość...

 

I znów snuje się dramat, historia wesoła, a ogromnie przez to smutna... Właściwie to jest śmiesznie, ale mało wesoło - wciąż muszę powtarzać ten swój wyświechtany już bon-mocik. W Sejmie awantura o "związki partnerskie", które przez większość wysokiej (?) izby identyfikowane są ze związkami homoseksualnymi. I podobna ideologia co w drace o zapłodnienie in vitro i o aborcję: katolicki punkt widzenia to wszystko rzekomo wyklucza. OK, załóżmy. Ale dlaczego ma to być argument przeciwno prawnej zgodzie na to wszystko? Przecież nie ma być to prawo, które prawowiernego katolika zmusi do wejścia w związek partnerski, do poczęcia dziecka "z próbówki" i usunięcia ciąży?

Okropna, piskliwa pani wrzeszczy z trybuny sejmowej o tym, że związki partnerskie są jałowe z punktu widzenia prokreacji, a więc dla społeczeństwa zbędne, a może i szkodliwe. Ciekawe: bez ślubu żyje na świecie więcej ludzi niż w związku "legalnym", do XV wieku nie istniały w ogóle małżeństwa kościelne, homoseksualne pary męskie rzeczywiście nie mogą mieć dzieci, ale lesbijskie i owszem. Śmieszne, choć nie wesołe, jest to, że o tej jałowości mówi pani doktor habilitowana w dziedzinie prawa , niewiasta w sile wieku (1952), niezamężna i bezdzietna. Reprezentuje klub parlamentarny, kierowany przez nieżonatego faceta bez prawa jazdy, mieszkającego z kotem. Podporządkowana jest ideologicznie formacji, której podstawą jest życie w celibacie... Daliby już do wygłaszania tych bredni choćby gładysza Adama Hofmana, mającego ładną żonę i dzieci...

Od 20 lat jestem związany z pewną instytucją, rządzoną ostatnio przez nowego szefa. Zasiadam w jej gremium decyzyjnym niemal tak samo długo - ostatnio większość czasu na posiedzeniach tego gremium zajmuje rozprawianie o technice i metodzie sporządzania protokołów z posiedzeń i sposobach głosowania. Jaką metodę wybierzemy metodę głosowania? -  to pytanie z nieśmiertelnego "Rejsu" zdaje się śmieszy tylko mnie. Tracę czas co parę tygodni na dojazdy i nasiadówki, w których na sprawy merytoryczne nie starcza kierownictwu wiedzy i odwagi. Tego typu rozprawianie o metodzie nie czyni, niestety, z nikogo Kartezjusza.

Rok temu przestałem pracować w "Atmie", kiedy to dyrekcja Muzeum Narodowego w Krakowie przedstawiła mi alternatywę: albo będę dojeżdżał codziennie do Krakowa (circa 4 godziny, 200 km, na koszt własny), albo zostanę zwolniony, bo "Atma" idzie do remontu. Dojazdów nie przyjąłem - nie stać mnie na to finansowo i zdrowotnie, poza tym nie po to przez 36 lat nabierałem doświadczenia w pracy atmowskiej, by to wszystko zostało zmarnowane. Pozostali pracownicy "Atmy" nie mieli alternatywy - zostali przeniesieni do Krakowa, z powodu remontu "Atmy". Remont skończył się z końcem grudnia. Z końcem stycznia wypowiedzenie dostał kierownik "Atmy" - Lesław Dall, co uzasadniono likwidacją stanowiska pracy. Otóż "Atma" teraz nie będzie miała kierownika - będzie sterowana z Krakowa. Nie będzie też miała, przynajmniej na razie, kustosza. Zwolnić mają też drugą z pracownic, mającą po mnie najdłuższy staż. Też z powodu likwidacji stanowiska pracy. Niewykluczone, że wylecą też pozostałe osoby; 10 maja do użytku publiczności ma zostać oddana nowa "Atma", zapewne z nowymi ludźmi. Prawie 40 lat budowaliśmy tradycję i pozycję "Atmy" - w Zakopanem, w Polsce i na świecie. Zbudowaliśmy - stało się to jedno z kultowych miejsc polskiej kultury. Teraz będzie niesamodzielną komórką - żeby nie powiedzieć: wygódką pod zdalnym zarządem Muzeum Krakowskiego. Może trzeba założyć fan-klub Starej "Atmy"? Co na to Zakopane, dla którego Szymanowski i jego "Atma" jest jednym z symboli? Co na to prasa, która "Atmę" przed niemal półwieczem odwojowała dla społeczeństwa? Co na to polscy muzycy? Co na to Towarzystwo Muzyczne im. K. Szymanowskiego, które powołaliśmy po to by "Atmy" broniło i pomagało jej? Przez przeszło 30 lat mieściło się w "Atmie" - czy teraz do tej nowo odpicowanej komórki wróci, czy pozostanie na wygnaniu?

Zaczęliśmy od Wyspiańskiego, więc na nim skończmy z nadzieją, że choć pospolitość skrzeczy, to człek człekowi nie dorówna. Dalej o duszy i orle do rymu dopowiedzcie sobie sami.

O odczycie Mieczysława Rokosza na Kozińcu i o wizycie w Gliwicach u Harrego fotonowinki damy może następnym razem.

 

 

 

Poprzedni zapis

Powrót do strony głównej