Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!
© Copyright by Maciej Pinkwart
24 grudnia 2012
Wigilia
No i dożyliśmy następnej Wigilii. Co roku się zastanawiam, dlaczego w Polsce wigilia, czyli przeddzień Świąt obchodzona jest bardziej uroczyście niż same Święta? Czy dlatego, że to wtedy się dostaje prezenty? O ile się dostaje... Ale nie, zależność jest odwrotna: dlatego tego dnia się dostaje prezenty (o ile się dostaje), że tego dnia jest większe święto. Na Zachodzie prezenty są rozdawane w pierwszy dzień świąt. Może dlatego, że my Święta Bożego Narodzenia identyfikujemy bardziej z całym tym miłym, przaśnym pastersko-owieczkowym sztafażem niż z Narodzeniem? A może dlatego, że oczekiwanie jest ważniejsze od spełnienia, bo oczekiwanie w przeciwieństwie do spełnienia nie kryje w sobie niebezpieczeństwa rozczarowania?
Dla mnie to oczekiwanie trwało od 12 listopada, kiedy to zaczął się mój Ramadan. W tym roku bez żadnych problemów zdrowotnych szczęśliwie dożyłem swojej 64-tej Wigilii, a z powodu Ramadanu mam mnóstwo satysfakcji. Praktykuję go może już 7-8 lat. Od 12 listopada jadłem raz dziennie, nie za wiele, i tylko to, co jest halal, a więc żadnej wieprzowiny ani tłuszczów zwierzęcych, żadnego alkoholu, no i to co sobie sam dołożyłem do zakazów: nie jadłem chleba, nie piłem herbaty, kawy ani coli (herbaty mi było brak najbardziej), starałem się być dla wszystkich życzliwy, co zresztą zwykle wychodzi bokiem, bo życzliwość dla jednych bywa interpretowana jako nieżyczliwość dla drugich. Największą frajdą w tym wszystkim jest nie tylko poczucie panowania nad swoim organizmem, nad wolą i psychiką, ale to, że w tym wszystkim prowadzi się normalny tryb życia. Pracowałem, nawet dużo, chodziłem na spotkania towarzyskie, ba - zapraszałem do siebie gości na winko, sam pozostając przy szklance wody i nie przeszkadzało to mi zupełnie.
Co do pracy, to w tym okresie wykonałem jej mnóstwo. Było to przede wszystkim pisanie różnych terminowo-świątecznych rzeczy, normalne felietony i recenzje, sprawy szkolne... Sporo czasu zajmuje co roku wybieranie, kupowanie i pracochłonne pakowanie prezentów. Wykazywałem się także w sprawach kulinarnych, co mnie coraz bardziej cieszy. Wysłałem kilkadziesiąt tradycyjnych kartek świątecznych, ale także trochę maili i sms-ów, sporo dostałem, najfajniejsze są oczywiście osobiste rozmowy przedświąteczne, zwykle przez telefon. Na szczęście jeszcze nie wszyscy przeszli na system rozsyłania życzeń w mailu metodą "wyślij do wszystkich" albo do Undisclosed Recipent...
Teraz jeszcze smażenie rybki (w tym roku robię sandacza, karp nadal mi "nie wchodzi"), opłatek i świętujemy!
Koniec świata minął bez problemów, przy sporym mrozie, byliśmy z Renatką na sztuce Piotra Biesa "Koniec świata", którą w hotelu "Stamary" wystawiała Scena A-2, na co nas zaprosiła Grażynka Syrzistie. Wczoraj zaczęło się ocieplać, nad Tatrami pojawił się (podobno, bo tutaj nie wieje) halny i przyszła odwilż, teraz plus 2 stopnie, w nocy wszystko zamarza i jest okropnie ślisko. Podobno na wrócić do tradycji, święta będą "po wodzie", a w Sylwestra zaatakuje zima.
Wszystkim Wesołych Świąt!