Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

 

 © Copyright by Maciej Pinkwart

 

Nowinki 

 

13 grudnia 2012

 

Wznowienie Teleranka,

czyli 31 rocznica martyrologii Jarosława Kaczyńskiego, wynikłej z jego nieinternowania...

 

Miniony tydzień, już zimowy, był bardzo pracowity i to w taki zróżnicowany sposób, wszystkiego nie mam czasu, a może nawet nie powinienem opisywać (tajemnice przedświąteczne!). Najpierw, chronologicznie, były uroczystości otwarcia Dużej Sceny w Teatrze Witkacego, po kilkuletnim remoncie. Było, jak to zwykle u Andrzeja Dziuka, wielka pompa i celebra, zrobiona zresztą z gustem i niezwykle artystycznie. W części teatralnej byłem tylko na jednym wieczorze - 7 grudnia, na recitalu piosenek do tekstów Witkacego, z muzyką Włodzimierza Kiniorskiego i w interpretacji Doroty Ficoń. Muzyka niezła, punkowo - psychodeliczna, interpretacja, jak zwykle u tej genialnej aktorki - arcyciekawa, tylko te teksty tak oryginalne, że aż nieporadne. Już to nasz miszcz poetą wielkim nie był. I bardzo dobrze, coś w końcu musi zostać sławy dla innych, na przykład Marii Konopnickiej.

Zakres remontu musiał być spory, bo kosztowało to ponad 32 miliony, ale tak na oko to ani sala, ani scena, ani foyer nie wiele się zmieniły, zapewne technicznie jest duży postęp, sądząc przede wszystkim po ilości reflektorów, ale na przykład mikser dźwięku i system audiowideo był na sali, więc może nie koniecznie... Zabrakło także wewnętrznej komunikacji między dużą a małą sceną, przez co na drugą część wieczoru trzeba było się ubierać i obchodząc cały budynek przejść do sceny AB, gdzie profesor Janusz Degler miał prezentację najnowszego swojego dzieła - czwartego tomu listów Witkacego do żony. Bardzo ciekawe i świetnie przedstawione, tylko raziła mnie okropnie reakcja publiczności - wydawałoby się, elitarnej: po prosty był to rechot i oklaski dla każdej pikantnej i nietypowej sceny, opisów stanów psychicznych i tp. Dla mnie zwyczajna żenada. Kupiłem książkę, dostałem sympatyczny autograf, zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie z Deglerem, Dziukiem, Okołowiczem i Gondowiczem, ale jakiś pan, którego prosiłem o pstryknięcie moim aparatem, obciął prawie wszystkim prawie wszystko...

Nazajutrz, w sobotę 8 grudnia, na zaproszenie Anny Surmiak spotkaliśmy się w "Okszy" w południe w gronie "grupy inicjatywnej" Muzeum Witkacego. Poza już wymienionymi był też Marek Średniawa i Włodzimierz Mirski, i jakaś pani z Katowic, współpracująca z Januszem Deglerem. No i z ramienia Muzeum Tatrzańskiego Anna Surmiak, Agata Pitoń i Julita Dembowska. Zimno okropnie, dyskutowaliśmy szczękając zębami, ale jakieś tak ustalenia zapadły i już niebawem Muzeum ma wystąpić z kolejnym memorandum. Bardzo się cieszę, że to co jakoś z moim udziałem parę miesięcy temu zaczęliśmy, teraz obiecali pociągnąć inni, w tym najważniejsi witkacolodzy.

Tymczasem na to wszystko nakładały się sprawy przedświąteczne, w tym pandemoniczne sprzątanie w domu, które z udziałem osoby z zewnątrz zarządziła Renatka w miniony wtorek. Na wszelki wypadek uciekłem z domu, czyli zachowałem się tak, jak każdy wzorowy mąż w takiej sytuacji. Takiej decyzji sprzyjał fakt, że przyjechał do Zakopanego Marek Stolarski, z którym przed wielu laty wspólnie działaliśmy w mojej firmie "Tatrasoft", on zajmował się m.in. podrasowywaniem komputerów "Atari" i robieniem do nich stacji dysków, myśmy tu robili oprogramowanie. Nie widzieliśmy się blisko 20 lat,  więc było o czym pogadać, tym ciekawiej, że Marek pracuje we własnej, bardzo interesującej firmie, nie zmienił się prawie wcale, a jego dynamika, pomysłowość i wszechstronność może być przykładem dla młodszych, także dla mnie.

Po sprzątaniu do dziś zastanawiam się, gdzie co w domu jest...

No i jeszcze dalej mnie bawiło handlowanie książkami na allegro, w czym odniosłem już niejakie sukcesy. Jest z tym trochę zachodu, ale efekty są, nie tylko w postaci pieniędzy na koncie (niewielkich), ale w postaci wolnego miejsca na półkach.

No i jeszcze pisałem. M.in. swoje uwagi do koncepcji rozwoju POSA, mam nadzieję, że się to komuś na coś przyda.

A słowa tytuły dzisiejszego zapisu, to nawiązanie do daty wprowadzenia stanu wyjątkowego. A przede wszystkim do wczorajszej wypowiedzi Kaczyńskiego, która ma szanse dostać "srebrne usta" za najgłupszy tekst roku oraz za najśmieszniejsze strzelenie sobie w stopę. Otóż wczoraj powiedział, że było dla niego niemiłym zaskoczeniem, że nie został internowany 13 grudnia, nazajutrz został zatrzymany przez milicję i szybko wypuszczony, co go dotknęło, ale w związku z tym miał znacznie gorzej, niż ci, którzy zostali internowani, bo działał w podziemiu i sądził, że pójdzie siedzieć, a nie poszedł, co było gorsze od internowania. Brawo ten pan...

 

Poprzedni zapis

Powrót do strony głównej