Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

 

 © Copyright by Maciej Pinkwart

 

Nowinki 

5 listopada 2012

Deszcz, niebawem śnieg...

 

Halny się rozsypał i chmury jednolicie przykryły niebo, ponuro okropnie, leje i temperatura szybko spada: rano jak się obudziłem było 11 stopni, teraz już tylko siedem. Wczoraj, korzystając z pięknej pogody, pojechaliśmy do Zakopanego na Nowy Cmentarz. Ruch się już znacznie przerzedził, tak że nawet było gdzie zaparkować blisko bramy wejściowej.

Krótki spacer (niestosowne słowo, ale jak napisać? Marsz? Zwiedzanie? Odwiedziny?) po nowej i starej części, zapalanie zniczy u znajomych i rodziny, kilka refleksji, banalnych, jak zwykle w obliczy spraw nieodwracalnych. Dlaczego tak szybko, w tak nieodpowiedniej chwili? Mógł jeszcze żyć... Nie zdążyliśmy tego czy owego... Przypomina się wiersz Szymborskiej "Pogrzeb", opisujący banał pogrzebu w postaci strzępków rozmów, które tylko na początku jakoś dotyczą osoby zmarłej, potem przechodzą w najzwyklejszy sposób do najmniej ważnych spraw żywych:

 

POGRZEB

 

„tak nagle, kto by się tego spodziewał”

„nerwy i papierosy, ostrzegałem go”

„jako tako, dziękuję”

„rozpakuj te kwiatki”

„brat też poszedł na serce, to pewnie rodzinne”

„z tą brodą to bym pana nigdy nie poznała”

„sam sobie winien, zawsze się w coś mieszał”

„miał przemawiać ten nowy, jakoś go nie widzę”

„Kazek w Warszawie, Tadek za granicą”

„ty jedna byłaś mądra, że wzięłaś parasol”

„cóż z tego, że był najzdolniejszy z nich”

„pokój przechodni, Baśka się nie zgodzi”

„owszem, miał rację, ale to jeszcze nie powód”

„z lakierowaniem drzwiczek, zgadnij ile”

„dwa żółtka, łyżka cukru”

„nie jego sprawa, po co mu to było”

„same niebieskie i tylko małe numery”

„pięć razy, nigdy żadnej odpowiedzi”

„niech ci będzie, że mogłem, ale i ty mogłeś”

„dobrze, że chociaż ona miała tę posadkę”

„no, nie wiem, chyba krewni”

„ksiądz istny Belmondo”

„nie byłam jeszcze w tej części cmentarza”

„śnił mi się tydzień temu, coś mnie tknęło”

 

„niebrzydka ta córeczka”

„wszystkich nas to czeka”

„złóżcie wdowie ode mnie, muszę zdążyć na”

„a jednak po łacinie brzmiało uroczyściej” „było, minęło”

„do widzenia pani”

„może by gdzieś na piwo”

„zadzwoń, pogadamy”

„czwórką albo dwunastką”

„ja tędy”

„my tam”

(Ludzie na moście,

Warszawa 1986)

     

Po latach nasz stosunek do zmarłych jakby się wyrównuje, łagodzi, nawet z dawnymi wrogami (no, w moim przypadku to za duże słowo - z przeciwnikami!) stojąc przy ich nagrobku chętniej wynajduje się sprawy wspólne niż dzielące. Przy grobie jednego z dziennikarzy minionego pokolenia, który nienawidził mnie jak mało kto (cóż - zasłużyłem sobie na to, bo parę razy publicznie dałem wyraz opinii, jaką o jego twórczości miałem!) zawsze zapalam świeczkę i mówię: dziś już nie ma takich oryginałów, już nikt tak mi nie robi koło pióra jak on... Szkoda go... Naturalnie, przychodzą refleksje na własny temat, czy na temat śmierci i pochówków w ogóle. Dla mnie podstawowy to dywagacje na temat znanego powiedzenia Żyj tak, jakbyś miał umrzeć jutro... W okresie zaduszkowym pojawia się ono szczególnie często, ale mało kto pamięta, że autorem tego powiedzenia jest Mahatma Ghandi, a jego banalność łagodzi druga, dziś już niechętnie przytaczana część: Ucz się tek, jakbyś miał żyć wiecznie...

Żyj tak, jakbyś miał umrzeć jutro... Cwany Hindus daje tu możliwość interpretacji przeciwstawnych, do przyjęcia dla zwolenników zarówno metafizycznego, jak i materialistycznego punktu widzenia. Pierwsi wyciągną z tego wniosek: memento mori, życie doczesne jest tylko przygotowaniem do życia wiecznego, które będzie premią za cnotę i wyrzeczenia znoszone cierpliwie przed śmiercią. Im gorzej ci tu, tym lepiej ci tam, pod warunkiem oczywiście, że wszystkie umartwienia, ascezy i inne świątobliwości wykonywane są w zgodzie z tą doktryną, która nam ten pośmiertny bonus oferuje. Oczywiście w momencie śmierci refleksja - jeśli ją w ogóle zdążymy mieć, będzie pozytywna: umieram, ale to betka, teraz dopiero sobie odbiję! Drudzy sięgną do innego łacińskiego zwrotu: carpe diem, chwytaj dzień, korzystaj z życia, póki żyjesz, im więcej przeżyjesz, tym ci lepiej, a gdy przyjdzie Kostucha, to co prawda powiesz sobie: szkoda, cholera, na jutro miałem umówione spotkanie z tą długonogą blondynką, a z kumplami miałem pójść na mecz, a potem na piwo, a w ogóle to nie dokończyłem 74-go opusu, ale, kurczę, co się naspotykałem, naprzeżywałem, napiłem i naopusowałem, to moje. Im więcej, tym lepiej, bo mi to co prawda wszystko na plaster, ale lepiej mnie zapamiętają... No i teraz keskewuwule, jak powiadają Francuzi. A z tym uczeniem się? Cóż, czy przyjdzie ci umrzeć jako głupiec, czy jako mędrzec - w obliczu śmierci to wszystko jedno, ale zawsze lepiej na tę dalszą drogę (jeśli w ogóle będzie) mieć lepszy bagaż niż gorszy. Naturalnie, i tu może być zastosowany zakład Pascala: jeśli TAM nic nie ma, a prawdę powiedziawszy TEGO w ogóle nie ma - to się i tak o tym niczego nie dowiemy. A jeśli COŚ JEST, to będziemy sowicie nagrodzeni. Może tak, jak to obiecuje islam? Ogród, żarełko, wypitki, miłe rozmowy, doskonała pogoda, piękne okoliczności przyrody i 72 hurysy do dyspozycji? Jeśli tak, to może warto za tym się zakrzątnąć jeszcze PRZED rozstrzygnięciem zakładu Pascala? Hurys nie musi być aż tyle, żeby zmniejszyć koszty i ograniczyć się stosownie do wieku. Oferty ze zdjęciem....

No i wędrowaliśmy po cmentarzu, zapalaliśmy świeczki, nie wszystkich zdołałem odnaleźć - jednak i tam się sporo zmienia. Kilka zdjęć poniżej. Opisy pod myszką.

 

Hanka. Znaliśmy się kilkadziesiąt lat, jej pomoc przy opiece nad Sergiuszem wsparła nasza działalność w teatrzyku "Scherzo". Jedna z nielicznych osób, z ktgórymi związki były tak bliskie i prawdziwie przyjacielskie. I tak nagle, niespodziewanie i niesprawiedliwie odeszła...    Jurek Tawłowicz. Niespodzianie, niepotrzebnie, początek roku. Aleja Zasłużonych.
Wojciech Jarzębowski, autor i bohater mnóstwa anegdot, jedna z charakterystycznych postaci niedawno minionej epoki. Niepotrzebnie zapomniany.  Stanisław Długołęcki, mój teściu. Wesoły, dowcipny, typowy Warszawiak z Pragi, doskonały aktor Teatru Modrzejewskiej, zakopiańczyk z wyboru. 
Tę, zakopiańską część swojej rodziny "poznałem" dopiero na cmentarzu. Najwięcej wiem o prababci Kasi Lublin i wujki Jurku Michaliku. A tak na margonesie: ilu z moich adwersarzy, zarzucających mi to, że pisząc o Zakopanem, nie jestem z Zakopanego, ma prababkę na zakopiańskim cmentarzu?   Tadeusz Brzozowski. Jeden z największych twórców, którzy zaszczycili Zakopane wybraniem tegomiasta na swoje miejsce pobytu. Najlepszy człowiek na świecie: nie znam nikogo, o kim by mówił źle. Jeśli komentował dzieło malarskie jakiegoś wstrętnego pacykarza, to chwalił choć ramy...
Mieczysław Mika i jego żona, pani Stela. Wspaniali sąsiedzi z osiedla Orkana, przyjaciele moich teściów. Pan Mieciu był znakomitym narciarzem i nauczycielem narciarstwa dla Sergiusza, pani Stela najlepszą matką i wspaniałą gospodynią.   Inny z moich sąsiadów, najbliższy - drzwi w drzwi na Orkana, Adaś Śniego. Wspaniały kolega, doskonały i rzetelny współpracownik w czasach Solidarności, świetny fachowiec hotelarsko-gastronomiczny. Narciarz jakich mało!
Basia Tondos. Świetna znawczyni budownictwa zakopiańskiego, autorka wielu publikacji na ten temat. Od lat poza Zakopanem, ale stąd się wywodziła i z tym miastem związana była najmocniej.  Krystyna Słobodzińska, prawdziwa twórczyni zakopiańskiej dzałalności kulturalnej po II wojnie: szefowa wydziału kultury, MDK, Teatru Modrzewjewskiej, twórczyni Jesieni Tatrzańskiej i Festowalu Folkloru. Dlaczego, do licha, nie pamięta się o niej tak, jak na to zasługuje? 
Cmentarz zakopiański przechowuje osiągnięcia, o których się zapomina...  Plan cmentarza, z informacjami o położeniu niektórych grobów. Według jakiego krytetium? 

Poprzedni zapis

Powrót do strony głównej