Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

 

 © Copyright by Maciej Pinkwart

 

Nowinki 

22 czerwca 2012

Dźwięki i wdzięki lata

 

W SzczawnicyJakie dźwięki kojarzą mi się z latem? Oczywiście przede wszystkim granie cykad, wykonujących swoje szaleńcze staccato w obezwładniającym upale Prowansji, Grecji czy Hiszpanii. Ale jakoś w ostatnich latach nie było okazji tego słuchać, letnie drogi wiodły mnie w inne strony, w tym roku też raczej na to nie będzie szans. Lato wczoraj się kalendarzowo zaczęło przy dźwiękach potężnej burzy i staccato szalonego deszczu, który w kilka minut pokrył Nowy Targ kilkucentymetrową warstwą wody. Ale letnie burze, szybko przychodząc, szybko też odchodzą, więc wieczorny koncert w auli nowotarskiej Szkoły Muzycznej rozpoczął się bez akompaniamentu gromów i wydawałoby się, że subtelne brzmienia skrzypiec Ilony Nieciąg ukoją nasze nadszarpnięte przez burzę, Euro 2012 i codzienne kłopoty nerwy. Niestety... Oficjalną recenzję napisałem do "Tygodnika", tutaj dodam tylko kilka uwag bardziej osobistych. Choć i repertuar był kunsztownie dobrany (Ysaÿe, Franck, Szymanowski-Kochański), i artystka pierwszej klasy, to wW Szczawnicy zestawieniu z towarzyszącą skrzypaczce pianistką Lubą Nawrocką koncert momentami przypominał mecz piłkarski. Akompaniatorka za wszelką cenę usiłowała pokazać, że bynajmniej nie wspiera solistki, tylko ją wypiera, nie chodzi tu tylko o niewyważone proporcje głośności, ale przede wszystkim o temperament i ekspresję rosyjskiej pianistki, która naturalnie podobała się nowotarskiej publiczności, ale zabiła kunszt harmonii. Zapewne, gdyby Luba Nawrocka występowała wczoraj jako solistka, to grając metodą młodego Rubinsteina (głośno, szybko, na pedale i urra, wpieriod!) wzbudziłaby mój entuzjazm i reagowałbym tak, jak siedzące obok mnie młode panie w średnim wieku, bijące brawo nawet w środku sonaty Francka, krzyczące, piszczące jak na koncercie rockowym, albo na meczu piłkarskim. Na szczęście nikt nie trąbił w wuwuzelę, nie było też meksykańskiej fali... Z tymi wszystkimi zastrzeżeniami koncert dobry i ciekawy: najfatalniej wypadł pierwszy utwór, Świt, autorstwa spółki Kochański - Szymanowski, który słyszałem dopiero może trzeci raz w życiu, ale pierwszy raz odniosłem wrażenie, że wyszły dwie panie, razem zaczęły, razem też skończyły, ale po drodze grały dwa różne utwory, kompletnie nie zwracając uwagi jedna na drugą. Nie wiem, może tak miało być - w każdym razie jak na kawałek z 1920 r. wypadło szalenie nowocześnie. A może po prostu to efekt grzechu pierworodnego, że utwór ma dwóch ojców? Kochański komponował partię skrzypcową, Szymanowski - fortepianową, w dodatku obaj nazywali ten utwór inaczej: dla Kochańskiego było to L'Aube, lub The Dawn, czyli Świt. Dla Szymanowskiego - Berceuse, czyli Kołysanka. Dość przeciwstawne rzeczy... No, i tak to brzmiało.

Zapewne z opisanych powodów najbardziej mi się podobała piąta sonata Ysaÿe'a na skrzypce solo, gdzie Ilona Nieciąg pokazała swoją fantastyczną technikę, wrażliwość, no i wdzięk...

Wśród wdzięków i dźwięków lata są oczywiście nadal odgłosy piłkarskie, choć po szczęśliwym i sprawiedliwym odpadnięciu polskiej drużyny w fazie grupowej już nie słychać pokrzykiwań Polskaaa - biało-czeeerwoniii, ani nawet  Polacy, nic się nie stało... No bo rzeczywiście nic się nie stało. Albo raczej - stało się: stało się na boisku przez większą część wszystkich meczów i tylko słabości naszych przeciwników zawdzięczamy to, że nie dokopali nam w stylu hokejowym. Naturalnie, możW Szczawnicyemy się pocieszać, że znacznie lepsi od nas wypadli znacznie gorzej - taka Holandia na przykład odpadła przegrywając wszystkie trzy mecze, a bądź co bądź to aktualny wicemistrz świata... Tylko że przegrywając Holandia grała lepiej, niż my remisując...

Przed obecną fazą pogodową, pełną deszczu i burz, z tropikalną wilgocią w powietrzu i umiarkowanym upałem mieliśmy fazę afrykańską, z oszałamiającym gorącem i niebem bez chmurki przed południem i z malowniczymi cumulusami po południu. Jednego z takich dni pojechaliśmy do Szczawnicy na spacer - nieco tylko zepsuty przez tłumne wycieczki szkolne, dla których piękne okoliczności przyrody były wyłącznie pretekstem do dzikich wrzasków i nieco plemiennych zachowań. Ale szkoła na szczęście już się kończy - dziś rada klasyfikacyjna, przedostatnia w tym roku, zapewne dość interesująca z powodu sytuacji w ZPSA.

Aha, niniejszym informuję, że moja strona już nie korzysta z uprzejmości serwera zakopiańskiego "Matinternet", któremu w tym miejscu serdecznie dziękuję za wieloletnią współpracę. Przeniosłem swoją domenę pinkwart.pl do firmy Cal 24, której serwery są we Francji... Sicher ist sicher, jak mawiali dawni Pinkwartowie.

 

Poprzedni zapis

Powrót do strony głównej