Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!
© Copyright by Maciej Pinkwart
31-03-2012
Do Rzeszowa i z powrotem
Wyjeżdżaliśmy w deszczu, wracaliśmy w śniegu, a po drodze mieliśmy wszystkiego po trochu. Oberwanie chmury pod Krakowem, słońce w Pilźnie, wiosenna ruń traw pod Dębicą, bociany koło Tarnowa... Pojechałem z Renatką odwieźć Roksanę na dwutygodniowe kolonie do Rzeszowa, które ma spędzić u dziadzia w towarzystwo nowo poznanego kolegi Bernarda... Niedostatki infrastruktury, która miała powstać na Euro 2012 odczuliśmy na własnej skórze i na oponach mojej lancii, bowiem z zaplanowanej autostrady A-4 między Krakowem a Lwowem mogliśmy doświadczyć tylko mniej niż 30 km, a potem telepaliśmy się starą "czwórką" w konwoju polskich i ukraińskich aut, z przeciętną ok. 60 km na godzinę, co i tam było niezłym osiągnięciem. Jeździłem w ostatnich latach do Rzeszowa wiele razy i różnymi drogami, ale ta jest wyjątkowo nudna i przez swą nudę okropnie męcząca.
Potem w domu u mamy i dziadzia Renatki prawie 4 godziny. Dziadek w najbliższym czasie skończy 98 lat, ale pamięć ma jak dzwon, a ma co wspominać i robi to chętnie, opowiadając niezwykle barwnie i reportażowo, czego słucham zawsze z przyjemnością. Obiadek Marylki jak zawsze prima, no i z dwudaniowym deserem, czego nie doświadczam zbyt często na swoim kawalerskim gospodarstwie, a nawet w stołówce u pani Marysi...
Potem powrót przez Tarnów i Myślenice. Koło Chabówki wjechaliśmy w śnieżycę. No i jak zwykle fajnie na Podhalu.