Nowinki

 

Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

 

 © Copyright by Maciej Pinkwart

 

16-03-2012

Zima w okopach...

 

Już chyba nawet najstarsi czytelnicy gazet nie pamiętają, że zwyczajową manierą dawnych felietonistów oraz recenzentów było wypowiadanie się w pierwszej osobie liczby mnogiej. Taki pluralis majestatis nie był przejawem megalomanii, tylko poczucia więzi z elitarną częścią społeczeństwa w imieniu której - rzekomo - wypowiadał się publicysta, by pouczać lub rozśmieszać naród. Dziś takie stwierdzenia w liczbie mnogiej padają zwykle z ust ludzi starszych, mających poczucie wykluczenia i rozpaczliwie poszukujących świadomości zbiorowej: my, prawdziwi Polacy, uważamy, że..., dziękujemy Kamilowi Stochowi za... Protestujemy przeciwko...

No, więc spróbujmy (!) wrócić na chwilę do tej archaicznej stylistyki, wierząc, że nikt nas (!) nie posądzi o konieczność wspierania się mitycznym poczuciem siły w zbiorowości, gdyż jesteśmy znani (!) z indywidualizmu, który zresztą jest naszą podstawową wadą, z czego sobie dobrze zdajemy sprawę, gdyż nam to od lat różne osoby wytykają z zapałem godnym lepszej sprawy.

Otóż zostaliśmy zaproszeni za pośrednictwem zdaje się Fejsbuka na otwarcie nowej galerii w Nowym Targu, która mieści się w uroczej restauracji "Ruczaj" przy ul. Ludźmierskiej, z którą to restauracją wiąże się nam mnóstwo wspomnień z lat minionych, a szczególnie z roku 1994, kiedy to byliśmy tam po raz pierwszy, na bankiecie z okazji powstania Euroregionu Tatry, z czym wiązaliśmy spore nadzieje na zaprzyjaźnienie się transgraniczne. W zasadzie z naszego punktu widzenia ponieśliśmy w tym temacie całkowitą klęskę, ale zaprzyjaźniliśmy się z kilkoma paniami, uczestniczącymi w tym bankiecie, co było wartością niezmierną i już samo to wiąże nas z "Ruczajem" trwale. Jedną z tych osób była Beata Zalot, podówczas pracująca w Gazecie Wyborczej, która i dziś była bohaterką wieczoru. I nie zmieniła się przez te lata w ogóle, a patrząc na to jak dziś wygląda, wówczas musiała być w tzw. wieku prokuratorskim, co stawia nas znów w fatalnej sytuacji i utrwala złą opinię, jaką cieszymy się (?) w oczach tzw. normalnego społeczeństwa.

Na otwarcie Galerii, prowadzonej przez Beatę, a uświetnionej artystycznie przez piękne malarstwo Ani Dziubas, przyszło mnóstwo ludzi, przeważnie ze środowisk twórczych, na przykład znaczna część obsady personalnej zakopiańskiej kancelarii adwokackiej pani mecenas Małgorzaty Górbiel, która to kancelaria jest zarazem galerią sztuki. Poza przemówieniami pani Joli Łapsy - szefowej Fundacji Adama Worwy, Beaty Zalot i Anny Dziubas, w części artystycznej wystąpili państwo Zawilińscy, przy czym pan Edward Zawiliński na klawiszach, a pani Agnieszka Rosner Zawilińska na reszcie. Państwo reprezentowali kabaret Loch Camelot, ale przede wszystkim reprezentowali fantastyczną kulturę muzyczną i wielką klasę. Pani podobała się nam szalenie (pan mniej, z natury rzeczy, zwłaszcza że go nie widzieliśmy, gdyż tak usiedliśmy specjalnie, żeby nie wszystkich widzieć). Rewelacyjne teksty, zaśpiewane z niezwykłą dramą, fantastyczną dykcją i wielką swadą - podobały się i nam, i licznie zgromadzonej publiczności. Wśród której wypatrzyliśmy osoby, których z bliska dawno nie widzieliśmy, niektórych także z daleka, a niektórych razem - nigdy. Ucieszyliśmy się bardzo ze spotkania starych (tzn. - dawnych) przyjaciół i przyjaciółek, jak na przykład Ani i Arka Walochów z Zakopanego (Gliczarowa Górnego?) oraz Wandy Szado-Kudasik i Romka Dziobonia.

A teraz porzucając już archaiczną stylistykę - dla mnie atmosfera spotkania była niezwykła i czarująca, głównie dzięki organizatorom, a przede wszystkim - kierownictwu 'Ruczaju", oraz gospodyniom artystycznym - Beacie i Ani, dzięki obecnym gościom oraz dzięki kompletnej nieobecności jakiejkolwiek polityki. Była to jedna z nielicznych ostatnio imprez, na której nie było żadnych włodarzy miasta czy powiatu, żadnych posłów jakichkolwiek formacji, żadnych osób, które by przyszły cokolwiek tu ugrać dla siebie. I to było piękne.

A gwiazdy nad "Ruczajem" były nocą tak jasne i wielkie, jak nigdy. Wiosna czai się podobno za płotem, ale zima trwa mocno w okopach, mrozik minus dwa stopnie i lód na wszystkich ulicach i ścieżkach Podhala trzyma, jak to w marcu. A ja w poszukiwaniu wiosny jadę jutro do Podkowy Leśnej.

Wszystkim tym, którzy zaraz po północy złożyli mi życzenia urodzinowe - serdecznie dziękuję. Mam nadzieję, że choć część się spełni. I tradycyjnie mam nadzieję, że uda się nam wspólnie doczekać następnego 16-go marca. Bardzo by mi na tym zależało.

 

Poprzedni zapis

Powrót do strony głównej