Nowinki

 

Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

 

 © Copyright by Maciej Pinkwart

 

8-03-2012

Candy DulferDzień Kobiet, Dzień Kobietów i Dzień Kobiecości...

 

Na początek wszystkim kobietom, niezależnie od ilości testosteronu w ich organizmie - wszystkiego dobrego, samych najpiękniejszych goździków, najbardziej uwodzicielskich rajstop i wolnego dnia w dniu 1 Maja...

Kilka dni temu byliśmy z Renatą na Harendzie w Muzeum Kasprowicza, na zakończeniu konkursu poezji, organizowanego przez Tygodnik Podhalański. Oboje społecznie: Renatę nie brała udziału, boCandy Dulfer powiedziano jej, iż nie powinna startować, bo jeszcze nie daj Boże wygra, a przecież jest współpracowniczką Tygodnika. Mnie ani w głowie nie postała myśl o konkurowaniu w tej dyscyplinie. Jurorami byli: Wanda Czubernatowa, Ania Mlekodaj i Aleksander Nawrocki, redaktor czasopisma "Poezja dzisiaj", polonista, mój dawny kolega z czasów uniwersyteckich. Jurorki nie dojechały, przewodniczący jury blikował łysiną przy stole prezydialnym, było zimno, ale tłoczno, więc po jakimś czasie zrobiło się ciepło, tylko mnie po krzyżu dreszcze biegały, bo siedziałem w takim miejscu, gdzie już nie widziałem występujących (co miało swoje zalety), ale jeszcze słyszałem (co zalet nie miało). Na początku prowadzący spotkanie Piotr Kyc, prezes Stowarzyszenia Miłośników Twórczości Jana Kasprowicza zabił mnie stwierdzeniem, że jeszcze nigdy w historii Harendy nie było tu aż tylu POETÓW. Potem ogłoszono wyniki i różne panie i panowie czytali swoje teksty. Podobno były to wiersze, a oni byli nazwani poetami. W przerwie mieliśmy iść obejrzeć nowo wyremontowane mauzoleum, gdzie spoczywa Jan Kasprowicz i jego żona Marusia, ale w końcu nie poszliśmy z powodu oblodzenia. Może i dobrze, bo oglądanie, jak się poeta przewrócił w grobie po goszczeniu w swoim salonie tylu "poetów", mogłoby mieć tragiczne w skutkach następstwa. Najwięcej poezji było w kanapkach i ptysiowych ciasteczkach, było też wino, ale jako kierowca musiałem sobie tej przyjemności odmówić. Po przerwie swoje utwory czytał kto chciał, bowiem formuła była taka, że w tym "wieczorze poetyckim" na równych prawach głosili się poetami ci co wygrali z tymi co przegrali, uczestnicy konkursu z tymi, co nie brali udziału, jurorzy i oceniani, organizatorzy i współpracownicy. A redaktorka naczelna Tygodnika, Beata Zalot oświadczyła, że z powodu wielkiego zainteresowania (udział wzięło 45 osób) konkurs będzie organizowany cyklicznie, a od przyszłego roku będzie nosić imię zmarłego kilka dni temu Jurka Tawłowicza, który miał być jurorem. Biedny Jurek! Ostatnio wciąż przypominam sobie tytuł felietonu Hamiltona z dawnej "Kultury": Ciocia Mela, czyli jak zagłaskać kota na śmierć...

Candy DulferW Nowym Targu znów żenująca dyskusja na temat "Ognia". Zauważam ciekawą prawidłowość: jeszcze parę lat temu ci co pamiętali dawne czasy i sami doświadczali działalności watażki z Waksmunda, dość głośno protestowali przeciwko jego gloryfikacji i kreowaniu go na bohatera narodowego na miarę Kościuszki lub Zawiszy Czarnego, rycerza bez skazy. Teraz te głosy niemal całkowicie umilkły: widać świadkowie albo wymarli, albo zmienili optykę, albo dali się przekonać głośniej krzyczącym i mających monopol na jedynie słuszną prawdę, że opowiadając o tamtych czasach kłamali zgodnie z zaleceniami ubeckiej propagandy. Niestety, nie żyje Adam Palmrich, dowódca AK z plutonu "Żuraw", ale mam jego książkę. Nie żyje Henryk Jost, dokumentujący historię lat okupacji i czasów bezpośrednio po niej następujących, ale są jego notatki. Odeszło wielu innych, ale zostały po nich wspomnienia. Niestety, jako niesłuszne z dzisiejszego punktu widzenia, nie są brane pod uwagę i uważa się je za stronnicze, lub zmanipulowane. Zresztą, wygodniej jest milczeć, albo śpiewać w bezpiecznym chórze. Pomnik w Zakopanem, odsłonięty przez dwóch "poległych" w katastrofie smoleńskiej przedstawicieli władz też swoje robi: teraz kwestionować jego zasadność to jakby stawać po stronie brzozy smoleńskiej... Do akcji próbował się włączyć po stronie przeciwników "Ognia" niezłomny Ludomir Molitoris ze Stowarzyszenia Słowaków w Polsce, ale nowotarscy entuzjaści "Ognia" i pan historyk z IPN zepchnęli go do narożnika porównując postępowanie Słowaków do działania Eriki Steinbach i dowodząc, że "Ogień" walczył z tymi, którzy okupowali Polskę, a więc i ze Słowakami, z którymi - jak się elegancko wyrażono - nigdy nie będziemy mieli wspólnych bohaterów. Tego, że owe walki ze Słowakami toczyły się już po wojnie i miały charakter egzekucji na ludności cywilnej, dyskretnie nie podnoszono. Nie rozwinięto też tematu, jakimi to okupantami po wojnie byli Żydzi, dzieci z Rabki czy nielubiani sąsiedzi. Nie cytowano dziennika, prowadzonego przez "Ognia" z opisem jego narodowo-wyzwoleńczej działalności, ale być może IPN już wykrył, że to była fałszywka, sporządzona przez UB, podobnie jak zeznania tzw. świadków tamtych wydarzeń. Cóż, widać każda epoka ma swoich dyżurnych świadków i dyżurnych historyków.

Tęsknię za Mazowszem, Paryżem i Marokiem. Ale podobno Nowa Zelandia jest najdalej od okolicznych osób, których cystersi z LudźmierzaCandy Dulfer nazywali koniunkturschweine, czy jakoś tak - nie znam za dobrze niemieckiego...

Z okazji Dnia Kobiet tradycyjnie zabrały głos kobietony, nawołujące do zachowywania równości płci, bowiem czczenie kobiet dlatego, że są kobietami jest wyjątkowo wyrafinowanym przejawem dyskryminacji. Paniom tym dedykuję wspomnienie św. Tomasza z Akwinu, który ponoć mawiał, że kobieta to kaleki mężczyzna. Odrzucając w tym zdaniu upokarzanie ze względu na niepełnosprawność otrzymamy stwierdzenie, że kobieta to mężczyzna. Odrzucając zaś (z pogardą) seksizm stwierdzimy, że kobieta to kobieta. Co znów każe nam pomyśleć o tym, że to "Seksmisja", a nie Aldous Huxley opisuje nowy wspaniały świat, zaś Wyspa Kobiet może być ciekawą alternatywą dla Wyspy Niedźwiedziej.

Pewien poeta pisał kiedyś o puchu marnym, o wietrznej istocie... Ale poeta jest niesłuszny, był podobno agentem ochrany, a matka była żydowskiego pochodzenia. Ekshumacja z Wawelu jest tylko kwestią czasu.

Candy DulferAha, przed występem w Polsce jednej z najpopularniejszych saksofonistek jazzowych - Candy Dulfer, publicysta "Wyborczej" napisał, że Candy w sumie jest kiepska, więc zamiast saksem, epatuje seksem. Moim zdaniem, nie jest kiepska, a to, że nie przypomina Charliego Parkera czy Antoniego Macierewicza, absolutnie mi nie przeszkadza. Specjalnie nie wymieniam w tym kontekście ani żadnej kobiety, ani żadnego kobietona, żeby nie być posądzany o subiektywizm.

Nie porównuję też Candy Dulfer do pani poseł Anny Sobeckiej ani pani poseł Beaty Kempy, ani pani minister Anny Fotygi. Mógłbym ewentualnie włączyć do tych rozważań panią ministrę Joannę Muchę, ale mimo rekomendacji profesora Bralczyka (którego jako krajana z Milanówka serdecznie pozdrawiam!), pani ta zniechęciła mnie do siebie swoim nowatorskim wkładem do rozwoju feministycznego języka polskiego. Pozostańmy przy Candy Dulfer, make love not war, even make sa(e)x not love... No i oczywiście: make sa(e)x not war!

 

 

 

Poprzedni zapis

Powrót do strony głównej