Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!
© Copyright by Maciej Pinkwart
17-12-2011
Opłatki i moskoliki
Tydzień między pracą w Atmie i pracą w szkole, kuchnią (bigos, pieczenie, śledziki, chrzan) i salonem artystycznym. Zaczęło się w poniedziałek, kiedy to odebrałem przesłany mi z Interfartu kolejny nakład moich powieści Dziewczyna z Ipanemy i Siódmy krąg. We wtorek miałem tomografowe badanie kręgosłupa, potem Atma. W środę, jak już pisałem - prezentowałem w szkole Przedwojenne Tatry. Ciekawe doświadczenie - jak dzieciaki, a i w pewien sposób nauczyciele - nagle zobaczyli mnie w zupełnie innej roli. Ta nowa rola skończyła się już w piątek, kiedy poszedłem tam normalnie uczyć, jak co tydzień... W czwartek wieczór w galerii "Kancelaria", u państwa mecenasów Małgorzaty Górbiel i Andrzeja Wróbla był wernisaż nowej wystawy - tym razem bardzo ciekawe kolaże, akryle i malarstwo na szkle prezentowała Małgorzata Dawiec-Stefanik, artystka z Kościeliska. Wernisaże w kancelarii - gdzie jest ciasno i obrazy wiszą przeważnie w niewielkim korytarzu - poczekalni - stają się coraz modniejsze, no i ciekawe jest to, że wraca dawne znaczenie słowa "mecenas"... Przełamaliśmy się z miłymi gospodarzami opłatkiem, spędziliśmy z Renatką w dobrym towarzystwie dwie godziny, nie wspominam już o pysznym jedzonku, w zasadzie już świątecznym.
Wczoraj zaś było spotkanie autorskie Wojtka Mroza w restauracji "U Wnuka", na którym on wraz ze swoim przyjacielem Zbigniewem Książkiem prezentowali nową Wojtka książkę Zapach drzewa sandałowego w ostatnich dniach XX wieku. Wygląda na to, że to "książka życia" Wojtka, coś tak jak moja Ipanema, choć oczywiście w zupełnie innej konwencji. Spotkanie ciekawe i dobrze poprowadzone - prawdę mówiąc, trochę Wojtkowi zazdrościłem, że ma przyjaciół, którzy nie tylko czytają jego książki, ale są w stanie o nich mówić publicznie, i to mówić dobrze... Winko podobno dobre, moskoliki z masełkiem palce lizać, w ogóle jedzenie tutaj też bynajmniej nie postne - a atmosfera, jaką Małgorzata Wnuk stwarza na tych spotkaniach (podobno wczoraj było 70-te), które zastąpiły niezapomniane Posiady w świetlicy Związku Podhalan, jest znakomita. Podoba mi się ciekawe połączenie prawdziwie naukowego charakteru wypowiedzi gospodyni z autentykiem ludowym, w kontekście 150 lat tradycji życia towarzyskiego w tym miejscu.
Wczoraj też w Zakopanem zerwał się okropny wiatr, gałęzie latały w powietrzu, podobno jakąś ścianę budowanego domu nawet przewróciło (kto pamięta z jakiego filmu to cytat: Dziś już nie budują tak jak dawniej i w jakich okolicznościach Jack Nicholson je wypowiada :-)? Zaczął sypać jakiś śnieg krupiasty, ale wieczorem jak wracaliśmy z Renatą do domu, znów temperatura podskoczyła do 5 stopni. Teraz plus 1, ale zaczyna padać śnieg. Będą White Christmas, bez wątpienia.
Jutro w Kościelisku w Domu Ludowym jest promocja nowej książki pani dr Stanisławy Trebuni-Staszel, tym razem jest to album o stroju podhalańskim. Żałuję, ale już nie dam rady: muszę jeszcze z własnych zobowiązań się wywiązać. No i ledwo się wykaraskałem z przeziębienia, więc nie chciałbym na święta wpaść w nie znowu.
W Wydawnictwie "Miniatura" szykują się do wydania moich "Limeryków Turystycznych".