Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!
© Copyright by Maciej Pinkwart
15-12-2011
Chiński mur
Z okazji 30-lecia wprowadzenia stanu wojennego Jarosław Kaczyński wyprowadził swoich krzyżowców na ulice Warszawy, żeby zaprotestować przeciwko utracie niepodległości Polski, jaka nastąpiła - ma nastąpić - lada moment, gdy Unia Europejska zacznie się wtrącać do naszego budżetu, do czego doprowadził Tusk z Sikorskim, oczywiście. Ludzie się temu dziwią, a ja nie. Bo PIS jest przecież finansowany z tego budżetu i jakby się kto tej sprawie przyjrzał z zewnątrz, nie bojąc się i nie rozumiejąc tych histerycznych PISków, to jeszcze nie daj Boże by pan prezes stracił państwową posadkę szefa opozycji Jego Królewskiej Mości. I zupełnie mnie nie dziwi również to, od czego leją po nogach ze śmiechu na całym świecie, że największy obrońca demokracji zagrożonej przez Tuskowców z tego powodu, że to oni, a nie PIS wygrywają wybory, powiada publicznie i to podobno zupełnie na poważnie, że gdyby nie ten kolesiowaty rząd i jego interesiki, to byśmy jako Polska prześcignęli Chiny i byli czołową potęgą świata. Marzenia o otoczeniu Polski, a w zasadzie PIS-u (to wg niego na jedno wychodzi - krzyżowscy wrzeszczą najczęściej, że to oni są Polską i że Polska jest tam, gdzie są oni) chińskim murem są ze wszech miar uzasadnione: przy okazji każdej ulicznej manifestacji i każdego publicznego wystąpienia wodza, jego gwardziści odpędzają wszystkie telewizje, obrażają dziennikarzy, którzy są spoza licencji wydanej w IV RP i najchętniej demonstrują jedynie we własnym gronie, apostołując tylko wśród już nawróconych. To w zasadzie sprzeczne z jakimkolwiek instynktem politycznym, bo celem polityka, zwłaszcza ideowego, powinno być zdobycie władzy poprzez pozyskiwanie nowych stronników, a nie utrzymywanie stanu posiadania (z tym jak wiemy, także jest krucho). Demokracja, która otacza się chińskim murem, zwykle kończy na placu Tiananmen. Choć po prawdzie zachowanie Ukochanego Przywódcy, wielbionego w głos przez kilkutysięczny tłum stale tych samych smutasów przypomina bardziej Koreę Północną, niż Chiny. Z Polską, jaką znamy od czasów ustąpienia Towarzysza Wiesława nie ma to oczywiście nic wspólnego, mimo, że słowo "Polska" odmieniane jest w tym ugrupowaniu przez wszystkie przypadki. Szli krzycząc "Polska"... Bóg, niestety, nie pokazał się zza mojżeszowego krzaka i nie spytał: jaka... Jesteśmy bowiem w sytuacji nie tyle ze Słowackiego ile z Gałczyńskiego: Patrz Kościuszko na nas z nieba, raz Polak skandował. I popatrzył nań Kościuszko i się zwymiotował... "Jaro-sław, Polskę zbaw!". Czasy się zmieniają. Mnie uczyli o innym Zbawicielu. Jaka więc to ma być Polska?
Jaka? A ot, jaka: wczoraj w Strasburgu, na posiedzeniu parlamentu europejskiego, było podsumowanie polskiej prezydencji w Unii i nie było takich komplementów, jakich by polski premier za tę prezydencję nie odbierał, mówiono nawet, że była to najlepsza prezydencja w najnowszej historii Unii. Jedyne plugastwa, jakie tam pod adresem owej prezydencji padały, wygłaszali Polacy, europosłowie PIS-u i kurszczyzny. Panowie Poręba i Kurski ku zdumieniu posłów z innych krajów wylewali pomyje - nie na swojego przeciwnika politycznego, tylko na Polskę, bo to nie Platforma jest członkiem Unii Europejskiej, tylko Polska i nie rząd Tuska sprawował przez ostatnie pół roku prezydencję w Unii, tylko Polska. Ale ta będąca w Unii Polska ich najwyraźniej nie obchodzi, tylko ta ich Polska, której granice wyznacza wzrok i umysł prezesa.
A o tym, jak widzi rolę naszego kraju w Unii Tomasz Poręba z PIS-u można było usłyszeć wczoraj w TVN-24, kiedy to prominent opozycji opowiadał żenujące androny, że rząd Tuska nie wykorzystał okazji, jaką była owa prezydencja, żeby "załatwić" dla Polski kilka ważnych spraw, jak dopłaty do rolnictwa i td. Czyli wg PIS-u Polska przywodząc Unii miała z niej - jako kraj prezydujący - wyrwać ile można było dla siebie. Zadbać o własne interesy. Na tym, zdaniem pana Poręby ma polegać sprawowanie rządów - skorzystać z chwilowego posiadania klucza do kredensu, by wyżreć z niego jak najwięcej konfitur. Pomijam już fakt, że kraj prezydujący nie ma mocy decyzyjnej w sprawach budżetowych i z mocy unijnego prawa winien zajmować się sprawami ogólnymi, działając pro publico bono. Czyli podczas prezydencji może mniej niż poza nią. Poręba jako europoseł musi to wiedzieć, i liczy tylko na ten rodzaj elektoratu, który przyklaśnie idei obejmowania władzy po to, by znalazłszy się przy kasie rozdać jak najwięcej dla swoich, zanim ktoś - wyborcy - zatrzaśnie drzwiczki i da po łapach...
***
Wczoraj miałem w POSA spotkanie autorskie, połączone z prezentacją książki Przedwojenne Tatry, Zakopane i Podhale. Sala była pełna i niełatwo było ustalić poziom, bo byli przedstawiciele większości z 9-ciu klas, a nawet kilkoro nauczycieli (tylko z POSA, z Muzycznej jakoś nie widziałem...). Pokazałem kilkadziesiąt starych zdjęć, gadając trochę, potem przez ponad pół godziny odpowiadałem na pytania, a ktoś powiedział, że była to "wyjątkowa okazja" spotkania się ze mną. No doprawdy, wyjątkowa... Od 20 lat jestem tam parę razy w tygodniu (w tym roku raz w tygodniu)... Ale było rzeczywiście wyjątkowo miło i słuchali z zainteresowaniem. Po tym wszystkim w ramach relaksu, wypisawszy kilkadziesiąt kartek świątecznych, odpracowawszy swój szarwark pisarski, zabrałem się za świąteczne przygotowania gastronomiczne. Nareszcie mam w lodówce więcej niż zeszłoroczny śnieg, a gary pełne bigosu in statu nascendii, kruszeją mięsiwa na pieczyste, śledziki po prowansalsku już dochodzą... A śniegu prawie nie ma. Za oknem w Nowym Targu zero, w Zakopanem plus sześć, teraz o północy...
***
Pojawił się jakby dodruk moich dwóch powieści - Dziewczyna z Ipanemy i Siódmy krąg, obie wydane przez łódzki "Interfart". Jeszcze nie wiem, czy zgodzę się na skierowanie ich do księgarń, czy poproszę o zostawienie dla tych, którzy będą uczestniczyć w osobistych spotkaniach z autorem. Ale jakby ktoś był zainteresowany - proszę pisać do mnie, przekażę sprawę do załatwienia.