Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!
© Copyright by Maciej Pinkwart
25-06-2011
Renatka, znając moje zamiłowanie do wszystkiego co francuskie, a szczególnie do francuskiej muzyki, wyciągnęła mnie na wieczór piosenki francuskiej w klubie "Panoramika" w Nosalowym Dworze w Zakopanem. Artystka nazywa się Diana Świder, pochodzi z Zamościa, gdzie kończyła szkołę muzyczną imienia Karola Szymanowskiego, potem na KUL-u - romanistykę i wokalistykę na UMCS. Nie to, żeby mi się śpiewaczka nie podobała: ładna, zgrabna, i ma ładny glos, z czego niestety korzystała w dość umiarkowanym stopniu. Więc, jak powiadam, śpiewaczka mi się podobała, ale koncert nie. Przede wszystkim fatalnie ustawione było nagłośnienie, skutkiem czego akompaniujący Dianie klawiszowiec na rolandzie w znacznej mierze psuł to, czego nie zepsuła sama piosenkarka, której zarówno dykcja, jak i dość dziwaczne interpretacje francuskich piosenek, jak również sama wymowa budziły momentami mój najżywszy sprzeciw. Starałem się jednak okazywać to w umiarkowany sposób, jako że moja sympatia do francuskich piosenek jest ponad mankamenty poszczególnych wykonań. Ale idźmy śladem mistrza Tadeusza Brzozowskiego, który widząc na wystawie knoty jakichś malarzy chwalił chociaż ramy, w które oprawiono obraz. Tutaj ramy były bardzo ładne: w "Panoramice" byłem jakiś czas temu, jako uczestnik jakiegoś programu telewizyjnego, kiedy to Grand Hotel "Nosalowy Dwór" jeszcze się budował i urocza pani Ewa Grabowska zaprosiła dziennikarzy i ich gości do dyskusji o stosunkach polsko-słowackich - z pięknym widokiem na Regle i Giewont. Dziś zapadający zmierzch za oknami, mgły wypływające z Doliny Olczyskiej i łagodny stok moreny bocznej lodowca Doliny Suchej Wody (wiem, nadmiar wiedzy szkodzi...) kazały myśleć o rzeczach przyjemnych, mimo wszystko. A Renatka przypomniała mi pewien wieczór sprzed roku, kiedy to włócząc się po nocnym Montmartrze, napotkaliśmy jakąś malutką knajpkę, w której koło północy kilku starszawych facetów grało jazz, ten jego rodzaj, który uwielbiam - kiedy to w latach 50-tych w Paryżu mieszkał John Coltrane, Dizzy Gilespie, Miles Davis, Django Reinhardt, Stéphane Grapelli i Oscar Peterson. To, że wieczór w "Panoramice" zupełnie nie przypominał tamtego wieczoru na Montmartrze nie miało znaczenia. Ważne było wspomnienie.
Nieudany wieczór? Ależ bynajmniej. Bardzo przyjemne towarzystwo, ładna sceneria i atmosfera luksusowego hotelu były sympatycznym tłem tego wieczoru. A sam wygląd "Nosalowego Dworu" kazał mi pomyśleć, że znów chciałbym gościć w paryskim "Ritzu" czy "Carltonie" w Cannes...
Bo już kiedyś chciałem.
*
W Boże Ciało, korzystając z pięknej letniej pogody, która przejściowo pojawiła się na czas procesji (cud po prostu!), wybraliśmy się na kolejny spacer w okolicach Nowej Białej, a tym razem wszedłem na liczącą 637 m n.p.m. Grzebieniową Skałę - kolejny ostaniec Pienińskiego Pasa Skałkowego między Nową Białą a Gronkowem. Piękna roślinność, ładne widoki, ostre słońce. Deszcz pojawił się, gdy wróciliśmy do domu...