Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!
© Copyright by Maciej Pinkwart
29-05-2011
Wizyta pana prezydenta Obamy w prowincjonalnym, wasalnym kraiku odległego kontynentu nie wzbudziła większego zainteresowania po obu stronach Atlantyku, choć wywołała zwyczajowy paroksyzm medialny w okolicach Pustyni Błędowskiej. Już tak daliśmy się zwariować narracji smoleńskiej, że głównym problemem, który w związku z tą wizytacją poruszały media było to, że pan prezes Kaczyński po raz pierwszy od śmierci pana prezydenta Kaczyńskiego pojawił się w pałacu prezydenckim, zajmowanym przez uzurpatora, że podał mu rękę i zamienił z Obamą kilka słów (ciekawe, w jakim języku?), a ten w rewanżu przybył do katedry polowej wojska polskiego, gdzie zaproszono staranne wyselekcjonowaną grupkę rodzin smoleńskich, w tym pana Kaczyńskiego brata i panią Kaczyńską córkę. Kaczyński zaś podał - jak powiedział - ludziom pana Obamy, memoriał w sprawie smoleńskiej. Jeśli ochroniarze przekazali ten papier gdziekolwiek dalej, to niewątpliwie możemy się spodziewać sensacji. Zresztą pan Kaczyński zapowiedział, że po zmianie władzy do czego dojdzie jesienią, on zmusi NATO, by wszczęła od nowa śledztwo smoleńskie.
W celu zmuszenia NATO prezes już niedługo kupi sobie procę, a Joachim Brudziński już mu ostrzy szpadelek i poleruje wiaderko.
Media podały również informację, że w okolicach Krakowskiego Przedmieścia kilkadziesiąt osób przy pomocy transparentów informowało pana prezydenta Obamę o tym, że Rosjanie zabili prawdziwego prezydenta Polski, a obecnie administrują tym krajem przy pomocy swoich pachołków, także zamieszanych w tę ohydną zbrodnię.
A podobno agenci Secret Service badali trasę przejazdu Obamy przez Warszawę pod kątem tego, czy gdzieś nie ukryli się jacyś terroryści lub szaleńcy.
Zasady współpracy
Jakoś umknęły mi informacje na temat tego, czy Amerykanie będą eksploatować polskie złoża gazu łupkowego, czy zapłacą nam na możliwość stacjonowania w naszym kraju ich bazy wojskowej, czy dadzą sobie siana z tą całą wojną z terroryzmem i jak długo jeszcze prezydent Polski lecąc z oficjalną wizytą do USA będzie musiał wypełniać kwestionariusz, w którym zezna, że nie jest prostytutką, terrorystą, że nie leczył się psychiatrycznie i nie zamierza ubiegać się tam o nielegalną pracę.
Ale może tego po prostu nie zauważyłem, bo jestem zajęty kolejnymi studiami: przedłużając umowę telefoniczną otrzymałem (nie żeby w darze, nie jestem amerykańskim prezydentem, któremu polski premier podarował... amerykańskiego IPada z polskimi filmami o zniszczeniu Warszawy, Michelle już praży pop-corn na wieczorne oglądanie) nowy aparat multimedialny, no i teraz muszę skończyć uniwersytet obsługi Samsunga Galaxy S I9000. Wygląda świetnie, kosztuje furę, zużywa mnóstwo złotówek, bajtów i watów, podobno też można z niego telefonować.
I właśnie tym galaktycznym bibelotem sfotografowałem swoją nową legitymację ZAiKS-u. Dla porównania - pokazuję też starą. Nie wiem, jak Wam, ale mnie się ta stara bardziej podoba. Renatka przy okazji wyszukała jeszcze w moich archiwaliach legitymację Stowarzyszenia Autorów Polskich oraz Towarzystwa Muzycznego z Brukseli, którego jestem członkiem honorowym. Przypomniało mi to, że jestem też członkiem honorowym Towarzystwa Muzycznego im. K. Szymanowskiego w Zakopanem, ale ono mi nie dało legitymacji: wiadomo, jesteśmy biedniejszym krajem i mamy biedniejszych towarzyszy.
|
|
Wieczorkiem. Właśnie wróciłem z koncertu w Atmie, zorganizowanego przy współpracy z Muzeum Orawskim, w ramach polsko-słowackiego projektu Muzyka pod Tatrami, realizowanego przez nas jako oddział Muzeum Narodowego w Krakowie i Zamek Orawski, jako oddział Muzeum Orawskiego im. Hviezdoslava. Tym razem Słowacy zafundowali nam (dosłownie!) koncert śpiewaczki Agnešy Vrabľovéj, rodaczki z orawskiego Zakamiennego koło Namiestowa, ale uczennicy Luciano Pavarottiego, wykształconej w Mediolanie i Bratysławie, której na fortepianie towarzyszył Eric Jambor. Młoda, ładna i bardzo skromna, a przy tym niezwykle pięknie śpiewająca artystka wykonała najpierw cykl sześciu pieśni Mikuláša Schneidera Trnavskégo, które wydały mi się nudne i mało inwencyjne. Trnavský był o rok starszy od Szymanowskiego, ale żył o przeszło 20 lat dłużej. Nie wiem, z jakiego roku były te pieśni, ale w stosunku do Szymka wydały się okropnymi ramotami. I naszła mnie taka refleksja - jak wyglądałaby polska muzyka, gdyby Szymanowskiego nie zmiotła gruźlica w wielu ledwie 55 lat? Kolejne pieśni (Bartolomeja Urbanca, Šimona Jurovskégo, Vítězslava Nováka i Eugena Suchoňa) nie były inne: miło się tego słuchało, wdzięczne wykonanie, ale inwencja twórcza - znikoma. Zwróciłem uwagę na ostatnią pieśń Suchoňa Povedzže mi povedz, ale tylko dlatego, że to był góralski kawałek, ten sam, który Szymanowski umieścił w III obrazie Harnasiów. Potem Eric Jambor zagrał 3 preludia Szymanowskiego, nie zachwycając specjalnie ani techniką, ani frazowaniem, może jednak było zbyt mało Chopina w tym po słowacku granym Szymanowskim, może za bardzo pianista chciał doszukać się góralskiej dynamiki w utworach, które Karol napisał jak miał 16-18 lat i był bardzo romantyczny. A na zakończenie Agneša Vrabľová przepięknie zaśpiewała 4 wściekle przecież trudne Pieśni Kurpiowskie Szymanowskiego, a doskonałym akompaniamentem Jambora, z wdziękiem pokonując wszystkie pułapki zarówno muzyczne, jak i tekstowe: a przecież trzeba pamiętać, że dla Orawianki polski dialekt kurpiowski musiał być szalenie trudny. Na bis, bo publiczność klaskała jak szalona, artyści wykonali jeszcze pieśń Trnavskégo, a że to było mało - więc na zakończenie jeszcze Agneša zaśpiewała pieśń Antonina Dworzaka, pewno żebyśmy nie zapomnieli, że urodziła się jeszcze w Czechosłowacji (w 1980 r.).
Była na koncercie wcale spora grupa Słowaków, w tym mama solistki z Zakamiennego, a przede wszystkim dyrektorka Muzeum Orawskiego, gaździna na Zamku Orawskim Mária Jagnešáková oraz konsul generalny Republiki Słowackiej w Krakowie Martin Balázs. Ze znajomych - Bożenka Doleżuchowicz-Mickiewicz, Zofia Fortecka, Ela Chodurska z mężem, pani Gagnon, Adam Kitkowski, Lubowiczowie, Gromadowie... Muzeum Krakowskie dokumentowało rzecz filmowo, Renatka fotograficznie. Koncert solidarnie zbojkotowali przedstawiciele władz Zakopanego, widać współpraca ze Słowacja jest dla nich mniej ważna niż współpraca ze Stryjem na Ukrainie, a może się liczy tylko ta współpraca, którą organizują sami., To już braliśmy w czasach komuny...