Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!
© Copyright by Maciej Pinkwart
26-04-2011
Przed Świętem
Pracy
Zbliża się święto, w którym powinienem otrzymywać prezenty - święto pracy... Ale obawiam się, że 1 Maja 2011 wszyscy Polacy otrzymają prezent, z którego pochorują się tak, jak z nadmiaru jedzenia na Wielkanoc, a żaden lekarz rodzinny ani specjalistyczny nie będzie w stanie pomóc. No, ale o tym potem, może uda się trochę odjechać od tej świątobliwej tromtadracji, do czego się właśnie szykuję. Wróćmy do Święta Pracy.
Przed Wielkanocą zasuwałem jak motorek podrasowanej kosiarki przy przygotowywaniu do Internetu mojego opracowania Wielkiego Dnia Andrzeja Struga. Kto jeszcze nie pobrał sobie linku do tego dzieła, powinien zrobić to natychmiast TUTAJ. Udało się - wpuściłem tego zajączka do świątecznego koszyka wieczorem w Wielką Sobotę. Naprawdę, szczerze radzę - przeczytajcie to: w powieści z 1926 roku znajdziecie wszystko to, co powinno nas dziś zastanowić: kwestię rodzącego się faszyzmu i kultu narodowych świętych krów, polskiego pijaństwa, jako metody na przeżycie trudnych momentów i polskiego tradycyjnego (niech mi nikt nie mówi, że to nieprawda!) antysemityzmu, instrumentalnego traktowania Kościoła przez polityków i społeczeństwa przez Kościół, bełkotu narodowej frazeologii i tego rodzaju patriotyzmu, do którego jesteśmy ogromnie przywiązani: patriotą jest ten, kto mówi o patriotyźmie... A to wszystko w sosie gorzkiego niekiedy, niekiedy zaś burleskowego humoru i w scenografii zakopiańsko tatrzańskiej. POLECAM gorąco, zwłaszcza że Teatr Witkacego gra teraz opartą na tej powieści sztukę "Człapówki".
Ponieważ zaś wynikła kwestia wyjazdu na prywatną beatyfikację (w tym miejscu chciałbym serdecznie pozdrowić Beatę...), więc musiałem się sprężyć z przygotowywaniem wykładu na przyszłoniedzielną (8 maja) Filharmonię Dziecięcą w Podkowie Leśnej, u Jaśminy. Nie od dziś wiadomo, że najbardziej pracochłonna jest twórczość dla dzieci. Tym bardziej pracochłonna, im dzieci mniejsze...
W efekcie w święta było niewiele świętowania, ale jednak upłynęły miło i serdecznie w gronie rodziny Renaty. Szkoda tylko, że pogoda się załamała właśnie w Niedzielę Wielkanocną, na Podhalu spadł grad i w niektórych miejscowościach (np. w Zakopanem) nie było przez jakiś czas prądu, a w poniedziałek popadywało, choć Lany Poniedziałek się w zasadzie był niezbyt tradycyjny: na całej trasie do Rzeszowa i z powrotem nie widziałem żadnego dyngusowania. Może dlatego, że popadywało z nieba.
Dziś jeszcze wolne od szkoły, od jutra uczymy się znowu, choć nie wszyscy, bo spore grono uczniów i nauczycieli pojechało na kolejny plener zagraniczny, podobno do Turcji.
Polskiej telewizji nie da się słuchać już zupełnie, a od dziś z radia da się wytrzymać tylko katarynki stricte muzyczne. Religianctwo opanowało nawet czystą komerchę, a neoficka gorliwość niektórych dziennikarzy powala z nóg - już nawet nie jest śmieszna, jest żałosna. Bracia Cohen nakręcili kiedyś film To nie jest kraj dla starych ludzi. Coraz częściej mi się wydaje, że to nie jest kraj dla normalnych ludzi...
PS. Ale śmieszne. Zostałem nauczycielem legitymizowanym...