Nowinki

 

Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

 

 © Copyright by Maciej Pinkwart

 

8-04-2011

 

Program sesjiByłem dziś na bardzo ciekawej sesji naukowej, którą zorganizowała Podhalańska Wyższa Szkoła Zawodowa z okazji 70-lecia śmierci Mariusza Zaruskiego. Przypomniałem sobie w trakcie jej trwania rozmaite wątki zawarte w mojej książce Zakopiańskim szlakiem Mariusza Zaruskiego, choć oczywiście ani jeden z prelegentów i organizatorów się o niej nie zająknął ani słowem z katedry, jednak kilku wspominało o niej ciepło w rozmowach kuluarowych, dobre i to... Jedną z najciekawszych rzeczy, którą usłyszałem, a o której ja nie pisałem, było stwierdzenie Michała Jagiełły, że Zaruski był z przekonań socjalistą i to nawet niekiedy o przekonaniach lewicowych. Jest to ważne stwierdzenie, bo wynika z niego jasno, że są też socjaliści o przekonaniach prawicowych, co dobrze tłumaczy fakt, iż za SLD-owskich rządów Leszka Millera Kościół Katolicki otrzymywał od władz największe prezenty, co wg Millera było ceną, jaką rząd płacił za poparcie, albo przynajmniej milczenie Kościoła w sprawie akcesji do Unii Europejskiej. Michał Jagiełło wie co mówi, bo był na tym sympozjum najważniejszą osobą: nie dość na tym, że mówił najkrócej, odsyłając publiczność do materiałów z sympozjum, które dopiero zostaną wydane drukiem, co powinni zrobić w zasadzie wszyscy i byśmy tam nie siedzieli przez 5 i pół godziny, ale w dodatku został powitany przez pana Jego Magnificencję jako pierwszy, jeszcze przed księdzem proboszczem infułatem Olszówką. Pan Rektor składał się jak mógł, żeby Michałowi wypomnieć wszystkie jego funkcje, a więc witał go jako ministra kultury (był kiedyś wiceministrem), jako dyrektora Biblioteki Narodowej (passé), jako naczelnika TOPR-u (nigdy nie był, był kiedyś naczelnikiem grupy tatrzańskiej GOPR) i jako pisarza, co akurat jest prawdą aktualną. Jako pracownika Wydziału Kultury KC PZPR ani jako redaktora jezuickiego pisma "W Drodze" go nie witał, a szkoda, bo wówczas rozważania o lewicowym i nielewicowym socjalizmie byłyby jak najbardziej na miejscu.

Szkoda, że pan rektor był tylko przez pierwszych kilkanaście minut, ale Ania Sz. z "Dziennika" była tylko przez 4 minuty referatu i kawałek przerwy. Oczywiście, że to aż za dużo, żeby zrobić zdjęcie, nawet kilka zdjęć, które potem wraz z opisem wyłuskanym z programu sesji dadzą znakomity efekt dziennikarski. Z innych moich znajomych byli jeszcze z referatami Anna Mlekodaj, Zbyszek Mirek, Paweł Skawiński i Wiesiek Wójcik, a bez referatów kilka osób też. Cudownie piękna i świetnie wyposażona aula, widziałem ją pierwszy raz i myślę, że za tę jedną inwestycję się panu Magnificencji należy wiekopomna wdzięczność. 600 osób, możliwość dzielenia na 4 mniejsze, 4 ekrany rzutników, dobra akustyka, ale w zasadzie sprawdzałem tylko mikrofonową.

Z referatów podobały mi się najbardziej dwa. Pierwszy był pani dr Aleksandry Kijak z polonistyki UJ, który choć traktował o pustyniach w twórczości Zaruskiego i Antoine'a de Saint-Exupéry, to był tak otchłanny, że muszę go powoli przeczytać jak będzie opublikowany, i mam nadzieję, że podadzą obok tłumaczenie na polski, a jak nie - to będzie dla mnie jako filologa ciekawe wyzwanie. Szkoda tylko, że wykładu tego (czas teoretycznie wynosił 15 minut, ale czas jest jak wiadomo na usługach teorii względności) nie słuchała zaproszona młodzież ze szkół imienia Zaruskiego, bo ta uciekła zaraz po przerwie na ciastka, idąc za przykładem Naszego Posła oraz Pana Burmistrza, ani studenci Podhalańskiej Wyższej, bo ci widać nie byli zaproszeni i uciekli jeszcze przed Jego Magnificencją. Drugi interesujący wykład przedstawił fotografik Konrad Pollesch, który miał temat "Fotografia tatrzańska od epoki Mieczysława Karłowicza i Mariusza Zaruskiego do współczesności", a mówił (bardzo ciekawie!) o Awicie Szubercie i o sobie. Awit Szubert przestał fotografować na 4 lata przed przybyciem Zaruskiego do Zakopanego, a autor referatu mieszkał jakiś czas w krakowskim domu Szuberta. Wykładowi towarzyszyły zdjęcia, w tym nieco tatrzańskich, ale się nie wypowiadam na ten temat, bo podobno były artystyczne, a o gustach w sztuce się nie dyskutuje.

Ja się tak może trochę wyzłośliwiam, ale tak naprawdę, to sesja była bardzo ciekawa i potrzebna, a Zaruski jest tak wspaniałą postacią, że trzeba o nim wciąż przypominać. Szkoda tylko, że nie bardzo było komu przypominać - pod koniec wykładów w zasadzie na sali pozostali tylko prelegenci i organizatorzy. Aha, ewenementem było to, że po raz pierwszy od długiego czasu Wiesław W. nie mówił nic o Sabale. Ja mówiłem TO, plus dygresja o kolei na Świnicę, ale też w sumie nic nowego.

 A jak rano wysiadałem przed uczelnią z samochodu, to padał śnieg... To pewnie dlatego, żebym jutro nie miał znów głupiego pomysłu iść w góry.

 

Poprzedni zapis

Powrót do strony głównej