Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!
© Copyright by Maciej Pinkwart
© Copyright by Renata Piżanowska
13-11-2010
Wczoraj w auli dawnego Technikum Tkactwa Artystycznego (występuje tam teraz Teatr Witkacego) był koncert muzyki polskiej w wykonaniu Kwartetu "Op&um", w którym jako pierwszy skrzypek gra Dawid Lubowicz. Program stosowny do okoliczności (Święto Niepodległości), ciekawy, ale może jak na mój gust trochę zbyt jednorodny. Najpierw był II Kwartet Spiski Sławomira Czarneckiego, wykonany świetnie i znacznie lepiej brzmiący niż poprzednio (w lipcu, w innym wykonaniu) w Galerii Miejskiej, potem Suita Polska Macieja Małeckiego (kompozytor był na sali, a jego córka grała w kwartecie na altówce) i "Orawa" Wojciecha Kilara w transkrypcji kwartetowej. Drugi raz już to słyszałem w tej wersji (poprzednio w Atmie w 2007 r. Dawid to grał z Kwartetem Roma) i znów mi brakowało tego Kilarowskiego oddechu, jaki jest w jego dużych kompozycjach. "Orawa" w oryginalnej wersji jest już "umniejszeniem" Kilara, bo powstała na moją prośbę na 10-lecie Atmy, do wykonania w Zakopanem, gdzie nie ma miejsca (i pieniędzy...) na wielką orkiestrą (no, sorry - kiedyś "Kościelec 1909" Kilara był wykonany w... namiocie na Równi Krupowej), więc Kilar skomponował utwór na Polską Orkiestrę Kameralną. Na zakończenie koncertu była zabawna kompozycja Małeckiego "Sen Fryderyka", złożona z nieco ironicznie podanych cytatów z kilku kompozycji Chopina. Ogólnie podobało się bardzo, sporo ludzi przyszło, jak na niezbyt utrwalone w muzycznej tradycji miejsce i porę zabójczą dla muzyki - 16-tą. Refleksje po koncercie - coraz więcej we współczesnej muzyce cytatologii i bezpośrednich inspiracji zewnętrznych, coraz mniej inwencji własnej i głębszych przeżyć autorskich. Kwartet dobry, niekiedy świetny - Dawid i trzy dziewczyny (Szalińska, Małecka, Łosakiewicz), wszyscy czworo absolwenci warszawskiej akademii z lat 2003-2005, wszyscy czworo to dzieci znanych, profesjonalnych muzyków, więc pewno na starcie nie mieli łatwo. Dziś muzycy zupełnie dojrzali, znani i cenieni w środowisku.
Koncert upłynął niejako w cieniu wiadomości, którą otrzymaliśmy kilka godzin wcześniej - w Katowicach, w znanej mi z autopsji klinice kardiologicznej na Ochojcu umarł Henryk Mikołaj Górecki. Więc na początku przypomniałem o jego związkach z Zakopanem, Atmą i Towarzystwem Muzycznym, no i występ Kwartetu poświęciliśmy jego pamięci.
Potem mieliśmy niewielkie przyjęcie z okazji imienin Renatki - po kilku bezskutecznych próbach znalezienia miejsca w renomowanych restauracjach Zakopanego (wszystkie miejsca były albo zajęte, albo zarezerwowane dla "lepszych" gości), wylądowaliśmy w sympatycznej "Rąbanicy" w Poroninie, którą mi kiedyś "odkryli" mieszkający opodal Jachimscy, gdzie karmią dobrze i jest bardzo miło. Ciąg dalszy u Renatki i Michała, imieninowo-refleksyjnie.