Maciej Pinkwart
Plusy dodatnie
Bieżąca zaraza (mam na myśli wirusa,
a nie to, co sobie Państwo pomyśleli…) ma same dobre strony. No, prawie same, bo
jednak zmuszanie ludzi do tego, by pili do lustra (o ile lustro nie podwaja
liczby uczestników zgromadzenia…) jest nieludzkie i sprzeczne z polską,
katolicką tradycją. Nie chodzimy do pracy, nie święcimy obcej nam kulturowo
palmy, nie produkujemy zbędnych rzeczy czyli niczego poza wódką, zagrychą i
maseczkami, nie zanieczyszczamy środowiska, więc rząd może sprowadzić jeszcze
więcej węgla z Rosji i respiratorów z Białorusi,
gdzie wirusa nie ma, bo go nie widzi prezydent Łukaszenka, który nie nosi maski
nawet przy hokeju, w czym jest podobny do polskich przywódców, którzy masek i
rękawiczek nie noszą przy niczym, bo maski zakłada się przeważnie na twarz, a
rękawiczki na czyste ręce. Polska gospodarka w dobie zarazy ma się tak jak nasze
zdrowie: jest świetnie, a będzie jeszcze gorzej. Zalecono, żeby świąteczne
koszyczki poświęcić sobie samemu w domu, co doskonale koresponduje z uchwalonym
ostatnio obowiązkiem korespondencyjnego głosowania: jest coraz więcej rzeczy,
które będziemy mogli, a nawet musieli robić w domu: zwiedzać muzea, wspinać się
na Giewont, wyprowadzać psa i wykonywać elektrokardiogram. Niektóre rzeczy warto
wprowadzić na stałe, nawet wtedy kiedy już za jakieś dwa – trzy lata zakupimy
tyle testów, że co trzeci chory będzie mógł być zbadany i zostanie ustalone na
co umarł. Spójrzmy na szkoły, które – jak to większość uczniów mówiła od
początku świata – okazały się niepotrzebne. Zdalne nauczanie ma same korzyści:
wymusza na nauczycielach zapoznanie się z tak skomplikowanymi systemami jak
komputer, tablet czy smartfon, czego uczą ich uczniowie. Zamknięte szkoły nie
wymagają ogrzewania, nie zużywają prądu ani nie płacą za transfer danych: za to
wszystko zapłacą rodzice. Nie wydaje się na dojazd do szkoły, nie trzeba się
elegancko ubierać, co najwyżej górne pół, dolnego może w ogóle nie być. Nie
można wstawiać absencji za nieobecność przy komputerze - może właśnie zbrakło
Internetu, bo tatuś zużył cały na pracę zdalną w korporacji. Brak pracy domowej
można usprawiedliwić wirusem, komputerowym naturalnie. Szkoły śmiało mogą zostać
zamknięte na stałe - zyskają wszyscy. Zyska nowych widzów państwowa telewizja,
nadająca programy edukacyjne, które cieszą się powodzeniem większym niż kabaret
„Koń Polski” i Jan Pietrzak w jednym. Podobno niedługo będą tam odczytywane
„Nowe Ateny” księdza Benedykta Chmielowskiego.
Kościoły zdalne też się
sprawdzą, pod warunkiem ustalenia zasad „tacowego”, które będą musieli uiszczać
uczestnicy przy logowaniu się. Do rozwiązania jest jeszcze kilka problemów,
m.in. zdalnych kontaktów z ministrantami, ale prace są w toku. Spowiedź na
Skajpie nie będzie stanowić problemu, zresztą z czego tu się spowiadać w
kwarantannie? Jeśli z osobą, z którą chodzimy na spacer w odległości co najmniej
dwóch metrów, chadzamy też do łóżka, to jak duże musi być to łóżko? I czy to
wytrzyma nasz, że tak powiem, metraż?
Plusem epidemii jest to, że uruchomione zostaną nowe
wytwórnie papierów wartościowych, żeby obsłużyć potrzeby władz, które chcą nam
zrobić dobrze, utrzymując nie tylko premie dla wyborców w wieku emerytalnym, ale
przyznając na dzieci dodatek w wysokości 1000 plus. Wszystkie restauracje
przeniosą się do sieci, podobnie filharmonie, kina i parlament, więc nikt już
nie będzie się wyśmiewał, że posłanka wtranżala na sali sałatkę-gigant,
przewodniczący opozycji dłubie w nosie, a dwóch posłów łupieżowych otrzepuje
marynarkę prezesa. Kwestii elekcji podobnie jak erekcji nie da się, niestety,
trwale rozwiązać przez pocztę, bo najpierw musielibyśmy w drodze głosowania
wybrać zaufanych listonoszy, no a jaką metodą wybierzemy metodę głosowania?
Sprawę tę można jednak powierzyć sprawdzonym i obiektywnym służbom porządkowym,
pilnowanym przez służby specjalne: o określonej porze każdego dnia wyborczego
będziemy wychodzić na balkon czy stawać w oknie, a funkcjonariusz zanotuje nasze
zachowanie: podniesienie rąk w kształcie litery Y (jak
yes, yes),
w kształcie krzyża, czy też niepodniesienie w ogóle, podobnie jak niewyjście na
balkon i do okna będzie oznaczało głosowanie na Andrzeja Dudę, natomiast ugięcie
ręki w łokciu i przełożenie przez nie drugiej ręki – na Marka Jakubiaka. Inni
kandydaci zostaną objęci stanem wyjątkowym, do którego tak namawiali, więc ich
wybory nie będą dotyczyć.
Będą to zresztą ostatnie wybory w naszej współczesnej historii, bo każdy dojdzie
do przekonania, że czegoś co jest od normalnych ludzi zupełnie niezależne nie
można zmieniać przez głosowanie. Czyż głosujemy w sprawie jutrzejszego wzejścia
słońca?