Tygodnik Podhalański nr 4, 23 stycznia 2020
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2020)
Maciej Pinkwart
Szkielety reniferów
W tym sezonie świątecznym było mniej
świecących szkieletów reniferów z plastikowych rurek, mimo że dobrze ilustrują
one sytuację klimatyczną Ziemi, gdzie niedługo pozostaną tylko szkielety
wymarłych zwierząt. Nikt w trosce o klimat nie ograniczy iluminacji
świąteczno-noworocznych, bo uznano by to za urażanie uczuć religijnych
99,99-procentowej większości społeczeństwa, z drugiej strony zaś – piechotą nie
chodzi reklamowa wartość dekoracji: klimat klimatem, a biznes musi się kręcić. W
Nowym Targu przed remontowanym ośrodkiem kultury niebieskim światłem ozdobiono
nawet dźwig budowlany. Zapewne było to ad majorem
Dei gloriam, choć koszt iluminacji prawdopodobnie
pokrywali nie anieli niebiescy, tylko my, miejscy podatnicy. Dźwig z neonem jest
jeszcze brzydszy niż dźwig jako taki, a każdy dodatkowy odbiornik prądu to
kolejne sterty węgla, wygrzebane w polskich kopalniach kamieni węgielnych,
kupione w Rosji czy w Zimbabwe, a potem spalone w elektrowniach, zamienione na
megadżule, tony dwutlenku węgla i siarki oraz pyły zawieszone w powietrzu i w
naszych płucach.
Problemy klimatyczne dziś powinny
być mniejsze niż za tzw. komuny, gdzie filtry na kominach były gorsze (jeśli
były jakiekolwiek), węgla wydobywano więcej, a prawie wszyscy korzystali z
autobusów, będących ruchomymi krematoriami i pociągów, duszących pasażerów
kłębami dymu z lokomotyw. Samochodów osobowych było mało i przeważały wśród nich
dwusuwy, których spaliny dusiły owady, zwierzęta i astmatyków. Ludzie spędzali
większość czasu na wolnym powietrzu, czekając na przystankach rzadko jeżdżących
środków transportu masowego, marznąc na dworcach w oczekiwaniu na spóźniające
się pociągi, mokli w deszczu na uprawianych polach, leżeli pod psującymi
się syrenkami, szli z domów do szkoły i do salek
katechetycznych po śmierdzących spalinami ulicach… Dziś jeździmy samochodami na
paliwo bezołowiowe lub na prąd, z garażu czy parkingu przechodzimy do
klimatyzowanych biur, religia jest w szkole, w telewizji i wszędzie, wracamy do
domów ze szczelnymi oknami, powietrze filtrujemy, elektryczne pociągi oferują
nam bezprzewodowy internet i choć spóźniają się tak jak dawniej, to zwykle
klniemy na to w ciepłych poczekalniach z telewizorem. Ale nie ma niczego za
darmo. Energia, która to wszystko napędza, nie bierze się znikąd, a odpady
cywilizacyjne są dziś trudniejsze do usunięcia niż dawniej. Osoby nawołujące do
opamiętania klimatycznego są atakowane przez światową prawicę w sposób prawicowy
- po chamsku i niemerytorycznie: nie ma żadnego ocieplenia klimatu; musimy palić
węglem, bo kochamy górników i ich głosy w wyborach; Greta Thunberg jeździ
pierwszą klasą, a fotografuje się na korytarzu pociągu, posty pisze jej tatuś, a
w ogóle to powinna się uczyć, głupia gówniara.
A zresztą, mamy plany tylko do końca tej kadencji - po nas choćby potop i co to nas obchodzi, że nasze dzieci i wnuki będą szły do Komunii w maskach przeciwsmogowych? Jak Biblia każe, uczynimy Ziemię sobie poddaną. Dzięki temu pójdziemy do Nieba, a przedtem zwierzęta przerobimy na wędzonki i udusimy Gretę ostatnią toną spalonego węgla. Po ludzkości zostaną tylko szkielety świątecznych reniferów, wrak w Rosji, torebki plastikowe w morzu i na pustyni oraz nieaktualne bannery wyborcze przeterminowanych polityków.