Tygodnik Podhalański nr 2, 9 stycznia 2020
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2020)
Maciej Pinkwart
Poszukując polskiego DNA
Wspomnienia potrafią wywoływać
refluks przez długi czas. Pomyślmy, dlaczego pokaz sylwestrowego stukania w
elektroniczny sekwenser (co niektórzy nazywają muzyką) połączonego z
prezentacjami tekstowego i kostiumowego kiczu TVP organizuje w Zakopanem, które
jest do tego najmniej odpowiednim miejscem: ciasno, problemy ekologiczne i
logistyczne, katorga komunikacyjna… Przecież nie dla pięknych oczu i zarąbistych
wąsów władcy Zakopanego, ani dla dość iluzorycznego zarobku jego poddanych
sprzedających kwatery, oscypki i góralski honor za sylwestrowe srebrniki? O ileż
prościej byłoby zrobić Sylwestra w miejscu przyszłego centralnego portu
komunikacyjnego pod Łodzią, czy na pustynnych terenach lotniska w Radomiu!
Dojechałby tam bez trudu milion widzów, na polach okolicznych rolników
powstałaby sieć płatnych parkingów, otoczonych setkami sklepów, które
sprzedawałyby figurki idoli discopolowych w strojach góralskich, kaszubskich i
łowickich, a także piedestałami, pozwalającymi na zrobienie sobie selfie z
nadmuchanym Jackiem Kurskim. Można by w ramach zorganizowanego systemu
odreagowywania agresji, która nie mogłaby wyładować się na wystawach sklepów
przy Krupówkach, otoczyć scenę strzelnicami i siłowniami, gdzie można by
poćwiczyć celność oka i siłę mięśni na figurach Donalda Tuska, Tomasza
Grodzkiego, Olgi Tokarczuk, Róży Thun i Grety Thunberg. Specjalne stoisko
Telewizja powierzyłaby narodowcom, inscenizującym szubieniczną rekonstrukcję
obrazu Norblina. Ekstra opłatę pobierano by za możliwość uściskania figurek
radnych zakopiańskich, od lat odrzucających uchwałę przeciwko przeciwdziałaniu
przemocy w rodzinie. Budowa sylwedromu
zajęłaby sporo czasu, bo wcześniej władze musiałyby wydzierżawić okoliczny teren
kilku parafialnym kołom łowieckim, by zlikwidować problemy z ekoaktywistami oraz
miejscową ludnością. Tak, że – spokojnie! - do końca kadencji burmistrza
Zakopanego byt Sylwestra Marzeń pod Giewontem byłby i
tak zapewniony.
Tego typu inwestycja opłaciłaby się Polsce, a byłaby jeszcze
większym sukcesem niż impreza zakopiańska, bo można by ją podziwiać nawet z
Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, w której załogę ma już w najbliższym czasie
stanowić zięć Donalda Trumpa, oficer służb specjalnych z Moskwy i kapelan z
Polski. Jest tylko jedno „ale”: każda inna lokalizacja niż zakopiańska nie
zapewniłaby narodowej telewizji sprawy absolutnie podstawowej: pokazania dna na
najwyższym poziomie. To jest możliwe tylko w mieście położonym najwyżej w
Polsce, od wieków stanowiącym specyficzną soczewkę, przez którą Polska może być
oglądana jak w laboratorium, gdzie najszlachetniejsze elementy kultury
najwyższej spotykały się z dennym chamstwem, które usiłowały oswoić poprzez
nadanie mu statusu osobniczej lub zbiorowej oryginalności. To, że w tym związku
wysoka kultura musiała ponieść klęskę było oczywiste, ale stylem prawdziwie
zakopiańskim jest to, że klęskę tę od półtora stulecia uważa się za sukces.
A zatem, choć zarówno port komunikacyjny w Baranowie, jak i
lotnisko radomskie są wysoko punktowane w rankingu polskiego dna, to jednak nic
w tej dziedzinie nie przebije Zakopanego: tutejsze dno zawsze będzie najwyższe w
Polsce.