Tygodnik Podhalański nr 45, 7 listopada 2019

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2019)

Maciej Pinkwart

Wicek

 

Sportowcy mówią, że najgorsze jest zajęcie czwartego miejsca: niby w czołówce, ale jednak poza podium. Nie lepsze jest miejsce trzecie czy nawet drugie – owszem, ma się medal, dyplom i ważną pozycję w statystykach, ale publiczność zapamiętuje tylko mistrza. Któż zna wyniki konkurentów Pawła Fajdka, twarz i resztę wicemiss Polonia, markę zdobywcy drugiego miejsca w rankingu samochodów roku? Kto szczerze pogratuluje partii politycznej, która zajęła drugie miejsce w wyborach?

Podobnie pechowe są stanowiska zastępców: wiceprezesi, wiceministrowie, wiceburmistrzowie, nawet wiceprezydenci to figury owszem, ważne, ale jakoś tak dwuznacznie. Kiedyś była to dość wygodna synekura: znaczenie co prawda nie to, opinia publiczna nie kojarzy, pensja mniejsza, ale za to odpowiedzialność niemal żadna. Wszystkie kłopoty musiał brać na siebie ten, którego wicek zastępował: to on świecił oczami przed Kongresem, to on był rozliczany publicznie za afery typu Watergate. Czy słyszał kto o tym, żeby wiceprezydent odpowiadał za cokolwiek choćby przed Bogiem i historią? Kto w ogóle wspominał o Lyndonie B. Johnsonie zanim padły strzały w Dallas, a krew prezydenta Kennedy’ego zalała różową garsonkę jego żony Jacqueline? Johnson, dotąd go bezpiecznie zastępujący, został zaprzysiężony na prezydenta i to jego znienawidzili żołnierze walczący i ginący w Wietnamie.

Potem sytuacja nieco się zmieniła, przynajmniej w Polsce. Teraz zastępcy grają większą rolę od tych, których zastępują. Formalni sternicy nawy państwowej sterowani są z tylnego siedzenia przez rozmaitych przewodniczących, prezesów czy ambasadorów. Do mediów wysyła się wiceministrów, oni też otrzymują dymisje gdy wyjdą na jaw afery w ministerstwie. Wicedyrektorzy stają przed kamerami, wiceburmistrzynie sterują burmistrzami, a wicestarostowie tworząc barykadę ochronną dla swoich zwierzchników tłumaczą sprawy, o których mają niewielkie pojęcie.

Za czasów komuny we władzach PZPR istniało stanowisko zastępcy członka. Zajmowali je ludzie, którzy byli gotowi wejść na miejsce członka w sytuacji, gdy członek zapadał na niemoc, wynikłą z kłopotów zdrowotnych czy politycznych. O członkach więcej napiszę za tydzień.

 

 Poprzedni felieton

Inne komentarze