Tygodnik Podhalański nr 40, 3 października 2019
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2019)
Maciej Pinkwart
Inteligencja w McDonaldzie
Na jednej z konwencji wyborczych PiS
wystąpił wicepremier, minister kultury, profesor Piotr Gliński, za którym stały
cheerleaderki z plakatami informującymi o tym, że formacja, którą firmuje
profesor, tworzy nowe elity.
Przed plakatami stoi człowiek, który studia skończył w 1978 r., doktoryzował się
w 1984 r., a profesorem został w 2008 r. A więc jest, oczywiście, nową elitą.
Minister z wykształcenia jest
socjologiem i z kulturą ma do czynienia od niedawna, głównie zresztą na papierze
firmowym swojego resortu, a z elitą tylko wtedy, kiedy spotyka się z Janem
Pietrzakiem, dawnym filarem kabaretu „Elita” – może więc nie wie, że elity nie
tworzy się dekretem prezesa, rozporządzeniem ministerialnym, ani transferem
finansowym na rzecz lubianych przez władze osób. Elita, kultura, inteligencja –
nie są stwarzalne.
Funkcjonują jak dobry angielski trawnik, którego jakość powstaje dzięki prostym
rzeczom: strzyżeniu, podlewaniu, nawożeniu – ale co najmniej przez sto lat.
Jeśli więc panu wicepremierowi wydaje się, że przez cztery lata swojej kadencji
stworzył własną, grzeczną elitę, która nie krytykuje rządu i jest całkowicie
podporządkowana ministrowi i jego księgowemu to, delikatnie mówiąc, jest w
błędzie.
Jeszcze gorzej z inteligencją. To w ogóle pojęcie
dwuznaczne, bo inteligencja to zarówno warstwa społeczna, której nie determinuje
ani wykształcenie, ani wiedza czy erudycja, tylko swojego rodzaju samodzielność
myślenia, mająca w wiedzy, logice i erudycji jedynie wsparcie. Ale z drugiej
strony inteligencja to cecha umysłu, która pozwala na kojarzenie faktów,
wyciąganie prawidłowych wniosków z pozyskanych danych i obieranie stosownych do
okoliczności metod postępowania. Tego też nie da się zadekretować, stworzyć,
nakazać. Zresztą jedną z cech inteligencji jest to, że rządzić się nią nie da.
Można ją tylko przekonać do swoich racji.
Oczywiście, można ją także kupić.
Podobno wszystko ma swoją cenę, więc i inteligencja jest do wynajęcia. Ale
uwaga, panie ministrze: za pieniądze i przywileje można kupić usługi
inteligentów. Nie można ich sobie podporządkować. No, chyba że będzie to „nowa
inteligencja”. Albo inteligencja inaczej.
Prasa doniosła niedawno, że firma McDonald’s zamierza w
swoich placówkach wykorzystywać sztuczną inteligencję w miejscu „żywych”
pracowników. Przypuszczam, że ta informacja ma charakter piarowskiej zmyłki:
chodzi pewno o zwykłe automaty, bo do przyjmowania zamówień, a nawet
przygotowywania dań żadna inteligencja nie jest potrzebna. Konsument skomponuje
swój zestaw na ekranie dotykowym i zapłaci kartą lub gotówką do dziurki,
zlecenie w postaci odpowiedniego kodu pobiegnie do automatu, który mechanicznie
zestawi na tacy odpowiedniego hamburgera z wybraną ilością frytek i napoju,
taśma wystawi to na kontuar, po czym na tablicy pojawi się numer klienta, a on
to zaniesie do swojego stolika i wrąbie. Jest to oczywiście też niezły pomysł na
modelowanie nowych elit.
Nowa elita, nowa inteligencja i nowe hamburgery mogą być przydatne i zaspokajać rozmaite apetyty, ale nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek inteligentny normalnie mógł na tym budować program na dłużej niż potrwa kolejna kadencja tej władzy.