Tygodnik Podhalański nr 4, 26 stycznia 2017

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2017)

Maciej Pinkwart

Moja narkomania

 

Wraz z przysłanym mi egzemplarzem świeżo wznowionej książki S. I. Witkiewicza o narkotykach dostałem od profesora Janusza Deglera list z opisem reakcji jego znajomego lekarza, który także tę książkę w prezencie otrzymał. Otóż doktor stwierdził, że mężczyzna po siedemdziesiątce z wyjątkiem nikotyny może spokojnie zażywać wszystkie narkotyki. Ponieważ czas biegnie szybko, postanowiłem sprawę tę przemyśleć poważnie.

Dlaczego nikotyna nie? W tym wieku wydolność płuc jest już mocno ograniczona, więc jak jeszcze te nieliczne pozostałe pęcherzyki zalepimy sobie nikotynową smółką – możemy w naszych doświadczeniach nie doczekać miłych wrażeń z innych narkotyków. Zresztą wypaliłem już tyle papierosów w młodości, że do dziś nie mogę odżałować wydanych na to pieniędzy, które można było przecież zmarnować w lepszy sposób.

Dlaczego inne tak? Cóż, z ósmym krzyżykiem na karku do niczego się specjalnie nie przyzwyczaimy: albo już nie zdążymy, albo nie będzie się nam chciało, albo zapomnimy jutro, czegośmy to wczoraj doświadczali. Zresztą emerytura nie wystarczy nam na jakieś grubsze szaleństwa z peyotlem, haszyszem czy koką. Co najwyżej – z coca-colą raz na jakiś czas… Aliści załóżmy, że właśnie przestaliśmy być zaufanym człowiekiem Kogoś U Władzy i KUW wywalił nas ze spółki skarbu państwa, wypłacając na otarcie łez trzy miliony odszkodowania. Możemy wówczas utopić nasze smutki w jakichś substancjach rozweselających. Możliwości są spore i to stwarza problem. Nasze awanse społeczne, finansowe czy – rzadko! – kulturowe są raczej ilościowe, niż jakościowe: ktoś, kto na co dzień topił smutki w puszce piwa, nie przejdzie na degustację whisky z extasy, tylko kupi trzy puszki piwa. Ktoś, kto miał kaca, żonę i psa, nie zafunduje sobie luksusowej kochanki, tylko kupi zgrzewkę piwa, sześć puszek karmy i pączka. Ktoś, kto oglądał Anitę Gargas raz w tygodniu, będzie się domagał Anity Gargas codziennie i na pewno nie zakocha się w Monice Olejnik. Ktoś, kto doznaje odlotu podczas słuchania ministra obrony narodowej i jego komisji specjalnych, nie odleci na wakacje na Kretę, czy do San Escobar.

Może zamiast tego spróbować jednak odlecieć zgodnie z opisami Witkacego? Bo wszystkie te tak potępiane u nas narkotyki twarde, nie dość, że zabronione, drogie i trudno dostępne, w dodatku są kompletnie nieszkodliwe w porównaniu do tego, co jest do nabycia w prawie każdym sklepie. Nikt nie zaprzeczy, że nałóg kokainisty czy miłośnika LSD może się okazać szkodliwy, nawet śmiertelny. Ale ile osób w rocznie umiera z powodu przedawkowania koki, a ile od wódeczki i papierosów? Te używki – stokroć groźniejsze społecznie – nie tylko nie są dla dorosłych zabronione, ale wspierają państwowy budżet.

Jednak są nałogi, które wciągają jeszcze bardziej, też ryzykowne, ale na razie nikt ich nie zabrania: miłość, czytanie książek i pisanie wierszy. To ostatnie niekiedy bywa szkodliwe dla otoczenia. Ale najgorszy jest narkotyk władzy, którego skutki najbardziej szkodzą wszystkim.

Poprzedni felieton