Maciej Pinkwart

Trombastyczny finał

TUTAJ skan artykułu

 

 

Sierpniowy najazd na Zakopane, korki na ulicach i nienajlepsza pogoda zapewne w sobotni (16.08.2014) wieczór zatrzymały w domach wielu zakopiańczyków i ich gości, bo sporo miejsc w kościele Św. Krzyża było wolnych. A szkoda – finałowy koncert XIV Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej był jedną z tych imprez, w których trzeba brać udział i które będzie się dobrze i długo wspominać.

 

Tym razem przedstawione utwory organowe i kameralne nie przeplatały się, jak na poprzednich koncertach, ale tworzyły dwa odrębne bloki. Koncert prowadził Andrzej Guziak – organista i znawca tego instrumentu, jeden z inicjatorów festiwalu. W pierwszej części wystąpiła ukraińska organistka Irena Zeitz, od kilkunastu lat mieszkająca w Szwajcarii. Repertuar był niejako klasyczny dla organistyki, a przedstawione utwory stanowiły zarazem wyraz kunsztu kompozytorskiego, jak i poważną próbę dla artystki, która w zasadzie wyszła z niej zwycięsko. Dzieła Carla Philippa Emanuela Bacha (1714-1788), drugiego z kolei z synów Jana Sebastiana (Fantazja i fuga c-moll) oraz Cézara Francka (1822-1890), genialnego Belga działającego w Paryżu – (Chorał a-moll nr 3) dzieli sto lat, ale często są zestawiane na koncertach i doskonale razem brzmią, choć tutaj Irena Zeitz wydawała się trochę spięta i niezbyt oswojona ze specyficznymi organami kościoła Św. Krzyża. Znakomicie zabrzmiała ciekawa i mająca niecodzienną fakturę Wiosenna piosenka osiadłej w Ameryce współczesnej kompozytorki ukraińskiej Lillian Dyczko, ale mnie najbardziej podobały się dwa ostatnie utwory, oba autorstwa XIX-wiecznych twórców paryskich – fragment Symfonii Gotyckiej op. 70 Charlesa-Marie Widora, a zwłaszcza Toccata G-dur Theodore’a Dubois.

W drugiej części koncertu wystąpił rewelacyjny warszawski kwintet puzonowy Trombastic (Piotr Wawreniuk, Michał Kiljan, Piotr Dąbrowski – puzony tenorowe, Robert Krajewski – puzon basowy i Roman Miller – tuba, bęben, tamburyn), rozpoczynając od klasycznej intrady – grając najpierw chwilkę przed wejściem do kościoła, a następnie wykonując grajęcy przemarsz przez środek nawy. Oczywiście już samo to entrée, podczas którego przedstawiono Fanfarę Jana z Jasiennej, utwór z 1400 roku – wzbudziło aplauz publiczności, a potem entuzjazm stale wzrastał. W pierwszej części usłyszeliśmy staropolskie dzieła Krzysztofa Klabona, Jana z Lublina, Mikołaja Zieleńskiego i Adama Jarzębskiego, zaś punktem zwrotnym koncertu było słynne Preludium do „Te Deum” Marca-Antoine Charpentiera – utwór wykorzystywany jako wstęp do wielu uroczystości, zagrany już z elementami jazzu. Jazzowy był potem Contrapunctus Bacha ze słynnego zbioru Kunst der Fuge, Stworzenie świata Haydna i V symfonia Beethovena – naturalnie tylko we fragmentach. Klasyczna powaga powróciła przy Marszu weselnym Mendelssohna i Ave Maria Schuberta. Oba te utwory w kościele pojawiają się zapewne często – w przeciwieństwie do rewelacyjnie wykonanego na zakończenie tematu Henry Manciniego z filmu Różowa Pantera. Ta Pantera Trombastiku była nie tylko różowa, ale prawdziwie drapieżna, co wywołało stojącą owację publiczności i skłoniło muzyków do dwóch bisów, już o ściśle jazzowym, niemal nowoorleańskim charakterze. Tego nam było trzeba w ten chłodnawy, zapowiadający jesień wieczór!

Podsumowanie festiwalu odkładam na inną okazję. Na razie pozwolę sobie na trawestację znanego zdania Woltera: Gdyby tego festiwalu nie było, trzeba by go koniecznie wymyślić.