Ludivine SagnierMaciej Pinkwart

Siostro, basen!

Nie od dziś różnimy się z Sergiuszem w ocenie niektórych zjawisk, zwłaszcza w  dziedzinie estetyki, ze szczególnym uwzględnieniem ocen dzieł sztuki i dzieł natury. Będąc na festiwalu w Cannes publikował na tych łamach zachwyty na temat prezentowanego tam filmu Basen. Dla tych, którzy nas znają nie będzie zaskoczeniem, że zaprezentuję tu nieco odmienny punkt widzenia.

Doszukiwanie się drugiego dna w powieściach i filmach to ulubione zajęcie recenzentów, krytyków i analityków, którzy za wszelką cenę chcą powiedzieć co poeta miał na myśli... Poeta najczęściej ma na myśli dobry kontrakt z wydawcą, ale przecież do tego nie wypada się przyznać, więc daje sobie wcisnąć dziecko w brzuch i robiąc dobrą minę do złej gry kiwa głową, robi interesującą minę typu „wiem, ale nie powiem” i nie dementuje, że tak naprawdę to chodzi o psychologiczny protest przeciw wojnie w Iraku i reminiscencje kompleksu Elektry wypartego w podświadomość przez ucieczkę w bezustanną frustrującą pracę... Doszukiwanie się drugiego dna w filmie pod tytułem Basen może wszakże doprowadzić do ucieczki tego, co w basenie jest najistotniejsze: pięknej lazurowej wody...

Angielska pisarka seryjnych kryminałów, kiepska reinkarnacja Agaty Christie, sucha, jędzowata, stara i bez poczucia humoru, wyjeżdża do prześlicznego domu w Prowansji, należącego do jej wydawcy i kochanka zarazem, by tam w samotności zmagać się z kolejną książką. Główną atrakcją wydaje się być przydomowy basen, Angielka jednak nie lubi się kąpać, co może pochodzić z czasów, kiedy Churchil ofiarował swoim rodakom jeno krew, pot i łzy, a do kąpieli należało używać co najwyżej pięciu cali wody. I wtedy w domu pojawia się młodziutka dziewczyna, uosobienie marzeń licealnego pedagoga, rozpustna jak Messalina i zgrabna jak marzenie. Laska przedstawia się jako nieślubna córka właściciela domu, kąpie się nago, opala topless, co noc przyprowadza innego kochanka, pali trawkę, pije wódkę, zostawia po sobie wszędzie bałagan i najwyraźniej nie ma nic do roboty, czym niepomiernie irytuje pisarkę, która wściekła przemierza pokoje w fatalnym szlafroku, długiej koszuli nocnej i przydeptanych kapciach, stuka w klawisze laptopa, wkłada do lodówki pozostawione przez młodzież żarcie, dokręca butelki i zbiera porzucone majtki. Z ironicznym uśmiechem podgląda nocne uciechy Lolitki, prawi jej morały, ale chętnie patrzy, jak maleństwo eksponuje imponujące piersi, z czasem się z nią zaprzyjaźnia, a pod koniec pomaga jej zacierać ślady zbrodni. Wraca do Londynu i tam poznaje inną dziewczynę o tym samym imieniu, będącą córką wydawcy.

Recenzenci gubią się w domysłach: kim naprawdę była piękna Julie (Ludivine Sagnier)? Czy pisarka Sarah Morton (Charlotte Rampling) kierowała się miłością lesbijską, gdy najpierw nie lubiła, a potem lubiła Julię? Dlaczego Franck (Jean-Marie Lamour), adorujący najpierw Julię, potem Sarę, potem znów Julię, musiał zginąć? Czy dziejące się wokół basenu wydarzenia to aby nie wymysł pisarki, szukającej pomysłu na nową, atrakcyjną książkę?

François Ozon już w poprzednim swoim dziele Osiem kobiet pokazał, że umie robić kiepskie filmy. Tamten nudny musical obyczajowo-kryminalny, nakręcony głównie po to, by pokazać kontrast między związanymi z jednym mężczyzną kobietami z kilku pokoleń, także wykorzystywał zalety Ludivine Sagnier. W Basenie aktorka ta niewątpliwie ukazana jest jeszcze lepiej: ma czym oddychać, ma na czym siedzieć, świetnie się prezentuje w kostiumie kąpielowym i bez kostiumu. Aktorsko jest niezła, ale akurat ta jej zaleta jakby umykaJulie i Sarah znacznej części widowni. Reżyser gra najstarszym elementem komediowo-sytuacyjnym: kontrastem. Julie – małolata bez zahamowań i Sarah – zakompleksiona starsza pani. Fertyczna, erotyczna Francuzka i kostyczna Angielka. Ukochana córeczka tatusia i nieco już przechodzona kochanka tegoż tatusia...

Ludivine SagnierLudivine Sagnier jest rodowitą Francuzką, ma 24 lata i w dorobku już blisko 30 filmów. Jest niewysoką, leworęczną blondynką o niebieskich oczach. Charlotte Rampling ma 58 lat, 170 cm wzrostu, jest córką angielskiego pułkownika, wychowana i wykształcona we Francji (Akademia im. Joanny D’Arc w Wersalu), zaczynała karierę jako modelka, w 1965 roku debiutowała w filmie „Sposób na kobiety” Richarda Lestera. Grała w kilkudziesięciu filmach, współpracując z takimi gigantami kina jak Luchino Visconti, Sean Connery, Robert Mitchum, Woody Allen i Paul Newman. Przez 20 lat jejCharlotte Rampling mężem był wybitny francuski kompozytor, młodszy od niej o 3 lata Jean Michael-Jarre, z którym ma troje dzieci, w tym syna Dawida, znanego francuskiego iluzjonistę. Uhonorowana przez królową brytyjską orderem „Oficera Imperium Brytyjskiego”, a przez pismo „Empire Magazine” uznana w 1995 r. za jedną ze stu najseksowniejszych gwiazd światowego kina, zdobywczyni honorowego Cezara w 2001 roku, wielokrotnie nominowana do francuskich i europejskich nagród filmowych.

W filmie Ozona obydwie panie w dość ograniczonym stopniu korzystają ze swoich niemałych umiejętności aktorskich, podobnie zresztą jak autor zdjęć Yorick Le Saux nie eksponuje pięknych pejzaży Prowansji, a muzyka Phillippe Rombi nie odrywa nas od śledzenia niezbyt zawiłych perypetii scenariuszowych, w których relacje między obydwiema paniami zmieniają się od agresywnej niechęci do wprost siostrzanej miłości przy basenie. Film zaliczany jest do kategorii thrillerów erotycznych, ale i w tym jest pewna przesada. Erotykę bowiem reprezentują umiarkowane hopsztosy niewyżytej panienki, zaś najbardziej przerażający widok zmasakrowanego kamieniem nieboszczyka nie budzi specjalnie lęku, bowiem niezdecydowany kochanek był okropny już za życia. Jest też budzący zapowiedź grozy moment, kiedy Sara, poszukując zwłok odsłania zakryty czarnym plastikiem basen, ale w nim pływa tylko krwawo czerwony, pusty dmuchany materac. I moim zdaniem to jest największa metafora najnowszego dzieła François Ozona...