Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

© Copyright by Maciej Pinkwart

 

 

Nowinki 

 

Świetlne miecze

30 grudnia 2015

 

Definicja galaktycznego Imperium Zła zawsze była trudna, bo do ciemnej strony mocy ciągnęły rozmaite postacie, charaktery słabe i mocno wynaturzone, albo po prostu zwiedzione pięknie brzmiącymi hasłami mówiącymi o tym, jak to bardzo zdeprawowana, oczywiście przez rycerzy Jedi, jest Republika i że tylko twardą ręka senatora - Wielkiego Kanclerza i w końcu imperatora Palpatina - może przywrócić porządek, a ludom Galaktyki zapewnić spokój, bezpieczeństwo i dobrobyt. Senator to na oko mięczak, ale przekonywujący - jeśli potrafił doprowadzić do tego, że miły skądinąd i sympatyczny chłopak, rycerz Jedi - Anakin Skywalker, nie tylko przeszedł na ciemną stronę Mocy, ale mocno zmasakrowany i zakuty w żelazny pancerz przekształcił się w okrutnego Lorda Vadera, walczącego z własnym synem i własną astmą.

I to właśnie Vader, a nie Palpatin, w powszechnym odczuciu jest symbolem imperium. Zło upostaciowione, usymbolicznione przez czarny kostium, ohydną maskę i mrożący krew w żyłach oraz plazmę w silnikach głos zmutowanego Leonarda Cohena. Przez co nie chce nam się wierzyć w końcową jego przemianę i przeciwstawienie się Palpatinowi. Mimo, że jak się kiedyś dowiadujemy - jego matka, Shmi Skywalker z planety Tatooine, nigdy nie miała męża, a jej jedyny syn został niepokalanie poczęty, być może przy pomocy midichlorianów Mocy w jej komórkach. Rycerze Jedi uważali Anakina - Vadera za Wybrańca. Który zawiódł, w efekcie, wszystkich. Vader, wiedziony uczuciami ojcowskimi w stosunku do torturowanego przez Palpatina Luka Skywalkera w końcu zabija Wielkiego Kanclerza, samemu oddając przy tym swego zmaltretowanego ducha. Ale senator - Wielki Kanclerz - Imperator podobno ma zmartwychwstać i stanąć na czele Najwyższego Porządku, jak nazwano reaktywowane po latach Imperium Zła.

Tak w kanonicznych opowieściach komiksowych i filmowych. Ale czy ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić, że na czele walczącego z Republiką Imperium Najwyższego Porządku stanie Wielki Mistrz Jedi, mistrz Ataru - sztuki walki świetlnym mieczem, będący na pozór skrzyżowaniem szoguna z myszką Miki - potężny, choć najmniejszy wzrostem Yoda? A jednak... W Hollywood jeszcze tego nie przewidzieli, ale w myśl dalekosiężnych planów władców Polski taki film z pewnością powstanie i słusznie dostanie Oscara. Jak nie dostanie, to Yoda każe go sobie po prostu dostarczyć na swoją bagienną planetę Dagobah.

*

W świąteczno-noworoczny czas mniej pisania, więcej czytania. Przede wszystkim powrót do Stanisława Lema, klasycznie: od Opowieści o pilocie Pirxie, przez Eden, Niezwyciężonego, powieść tysiąclecia - Solaris, po Głos Pana, Fiasko i Powrót z gwiazd. I ogólna konkluzja: ignoramus et ignorabimus, ani wszechświata nigdy nie poznamy, ani nie zrozumiemy panujących w nim reguł, ani się z nim nie porozumiemy. Klasyczna myśl solarystyki: jak możemy się porozumieć z Kosmosem, jeśli sami z sobą nie potrafimy? Satyrycznie to samo w Bajkach robotów, a zwłaszcza w Dziennikach gwiazdowych. "Chcesz być wesoły - poluj na ośmioły!". Na razie jednak rozśmiesza nas co innego.

*

W tygodnikach, które czytam - nie, nie udaję obiektywnego przeglądacza prasy i nie czytam pism, które uważam za głupie i przesiąknięte jadem plugawe szmaty - rozważania na temat przyszłości Polski i Unii Europejskiej, a przede wszystkim - przyszłości obecnego układu politycznego w naszym kraju. Obowiązują trzy narracje prognostyczne:

1. Kaczyński udławi się władzą, którą sobie prawem i sprawiedliwością kaduka zawłaszczy, PiS rozpadnie się wskutek rosnących napięć wewnętrznych i protestów społecznych, kiedy ludzie zauważą, że z obiecywanej poprawy ich bytu mają tylko okrawki tego, za co ich kupowano. Że Imperator kazał sobie zrobić tylko własne świetlne miecze (Trybunał, media, służby, kadry, prezydentura na patyku, kult dwóch jednostek itp), a resztą zajmą się jego mniej ważni i mniej mogący ludzie. Że zamiast panem et circenses starannie uszykowano tylko igrzyska dla władzy, która, jak zwykle, sama się jakoś wyżywia. Zbuntowane dystrykty społeczne zostaną oczywiście spacyfikowane przez siły specjalne, których forpocztą staną się "odzyskane" media, ale to nie wystarczy. Uczestnicy głodowych igrzysk w końcu usłyszą pieśń kosogłosa (KOD-ogłosa?) i twierdza na Wiejskiej podda się sama. Konkluzja: przyspieszone wybory, skrócona kadencja, upadek władzy absolutnej. Moja opinia - wątpliwe i mało skuteczne. Obalony dyktator przekształca się w naszym kraju w męczennika i ma zawsze więcej sympatii niż dyktator przy władzy, a sprzymierzone siły 25-procentowego elektoratu, Rodziny RM, rad parafialnych i dyspozycyjnych pismaków, telewizorów, służby cywilnej i rad nadzorczych, którym grunt się znów usunie spod nóg, a których w swojej demokratyczno-liberalnej poczciwości nie wywalą na zbity pysk nowe władze - doprowadzą do wojny domowej. Albo takiego chaosu, wobec którego Sudan Południowy wyda sie oazą spokoju.

2. Igrzyska i bułeczki zapewnią obecnej władzy spokój do końca kadencji, ale potem organizujące się siły obrony demokracji przeprowadzą sprawną kampanię i wyłonione po czteroletniej batalii nowe, sprawne i kompetentne organizacje wygrają wybory. Sporą rolę odegra w tym niezwykle "krótka ławka" kadrowa PiS-u, co połączone z dwiema naczelnymi zasadami działania władzy autorytarnej w kostiumach władzy demokratycznej: preferowanie własnych, zaufanych przed obcymi choć kompetentnymi (Rakowski napisał w czasach komuny bardzo niedobrze przyjęty przez władze artykuł Dobry fachowiec, ale bezpartyjny) oraz prawdziwa lub udawana wiara w genialność Naczelnika doprowadzi do takiej liczby spektakularnych wpadek w kraju i za granicą, że nie bardzo będzie z czego robić oferty na następną kadencję. No, bo kiedy już przejmie się pełnię władzy we wszystkich dziedzinach, wszystkie spółki skarbu państwa, wszystkie służby, wszystkie państwowe media (prywatne się zniszczy podatkami) - to o co będzie walka wyborcza? Co trzeba będzie obiecywać ludziom, żeby zyskać poparcie? 1000 złotych na dziecko, pod warunkiem, że nie z in vitro, trzy stówki na teścia i dwie na proboszcza? Konkluzja: zmiana władzy po zakończeniu kadencji, która przez prezesa, jego siły szybkiego reagowania i 25-procentowe odwody nie zostanie uznana (wybory sfałszowane, przypadkowi ludzie poszli głosować itp.). Moja opinia: raczej prawdopodobne, ale skuteczne tylko w przypadku totalnej, powszechnie widocznej kompromitacji, polegającej nie na liczbie gaf czy niespełnionych obietnic, tylko na ujawnieniu się zupełnej niekompetencji i nieumiejętności rządzenia państwem przez całą tę formację.

3. Gomułkowska teza "raz zdobytej władzy nie oddamy nigdy", która zdaje się przyświeca obecnym palatynom, może zostać osiągnięta dwiema metodami: zmianą konstytucji, która w praktyce uniemożliwi działanie opozycji i uczyni wybory zbyteczną formalnością (model demokracji ludowej), albo tak skuteczną pracą nad przekształceniem umysłów społeczeństwa, która sprawi, że ludzie szczerze i całkowitym zaufaniem będą głosować na Kaczyńskiego tak, jak Rosjanie szczerze i bez przymusu głosują na Putina, czy Białorusini na Łukaszenkę. Albo - żeby pozostać w strefie bliższej demokracji - jak Bawarczycy głosują na CSU. Z własnej woli. Wtedy PiS rządzić będzie albo przez tyle lat, że ludzie zapomną, iż kiedyś były jakieś inne rządy (co się zresztą po Orwellowsku wykreśli z historii, pozostawiając ciąg dziejów taki: król Stanisław August Poniatowski - caryca Katarzyna - marszałek Piłsudski - führer Hitler - generalissimus Stalin - prezes Kaczyński), albo do momentu, kiedy zabraknie spiżu na pomniki braci Kaczyńskich. Konkluzja:  nawet wpisanie do Konstytucji kierowniczej roli PiS i ochrony imienia Jarosław i Lech będzie w Polsce tylko martwym przepisem i przedmiotem żartów. PiS niewątpliwie chce iść śladem Łukaszenki, ale Alaksandr gra cały czas swojego chłopa, który niewiele się zmienił od czasów, gdy grał w hokeja i kierował kołchozem. Kaczyński już się umościł na pomniku, za podwójnym kordonem ochroniarzy, Błaszczaków i Brudzińskich, z panią profesor Pawłowicz w rozrywkowej części rezydencji. To wszystko na dłuższą metę jest nie do zaakceptowania przez tych, którzy wiedzą, czym się różni Windows 10 od "siódemki" i którzy wiedzą, kto był najlepszym pilotem "Sokoła - Millenium". Moja opinia: wątpliwe, bo nawet ci, co teraz popierają prezesa, zasmakowali frajdy życia w wolnym kraju, z wolnością słowa i otwartymi granicami. I powszechnym dostępem do informacji nie tylko narodowo-partyjnej. A to w tym modelu nie mogłoby zostać utrzymane. I tego społeczeństwo nie odpuści, choćby wskrzeszony imperator Palpatin zbudował Trzecią Gwiazdę Śmierci. Ona też rozpęknie się od środka i zginie, jak każde imperium: albo rozleniwione bezpieczeństwem trwania swej władzy, albo po śmierci Aleksandra Wielkiego podzielone między zwalczających się diadochów.

*

Ostatnia moja gadka o Witkacym, w kontekście zakopiańskim: w Okszy, 29 grudnia 2015, na uroczystości przekazania przez Piotra Nowotnego w pięcioletni depozyt portretu jego dziadka, doktora Gustawa Nowotnego. I zakończenie Roku Witkiewiczów. Sympatycznie.

*

W Zakopanem wczoraj spadł śnieg, a nas z Renatą śnieżyca dopadła w Bustryku, bo żeby ominąć korki na zakopiance jechaliśmy górą, z Szaflar przez Ząb. W Nowym Targu tylko zimno i dziś słonecznie. Ale zima już przed drzwiami, w Nowym Roku nadejdzie szybko. Jednak dzień robi się coraz dłuższy i do wiosny coraz bliżej. Bartoszu, Bartoszu, nie traćwa nadziei...

 

Poprzedni felieton

Powrót do strony głównej