edni

 

Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

© Copyright by Maciej Pinkwart

 

 

Nowinki 

 

15 października 2015

Torturowanie Witkiewiczów,

czyli hydraulik na sympozjonie

 

Pisałem kiedyś, że jubileusze tym się różnią od pogrzebów, że na tych ostatnich bohater nie może się odszczeknąć tym, którzy o nim mówią. Ale to nie do końca prawda: są także jubileusze nieżyjących już idoli, i oni także są bezradni wobec celebransów. Obchodzimy właśnie lokalnie Rok Witkiewiczów, z okazji 100-lecia śmierci Stanisława i 130 rocznicy urodzin Stanisława Ignacego. Wśród licznych otwarć i zamknięć, wernisaży i finisaży, nielicznych publikacji i mnóstwa wodolejstwa znalazła się i Międzynarodowa Konferencja Witkiewiczowska zorganizowana przez Muzeum Tatrzańskie pod hasłem "Wokół Witkiewiczów". Tytuł tym razem trafnie oddawał treść: podczas obrad, które zaczęły się wczoraj, a zakończą jutro, większość autorów błądziła tam i sam właśnie wokół Witkiewiczów, często albo pretekstowo tylko łącząc się z tytułowymi bohaterami, czasem analizując mikroskopijne wręcz wyimki z ich działalności, albo po prostu mówiąc o sobie. Fale pustosłowia i fachowego żargonu (pamiętacie Tuwima przyznającego po rozmowie z fachowcem, że z powodu kajli na uberlaufie trychter rzeczywiście robiony był na szoner, nie zakrajcowany i bez holajzy w żaden sposób nie udałoby sie zakrypować lochbajtela w celu udychtowania pufra i dania mu szprajcy przez lochowanie tendra, aby roztrajbować ferszlus, który źle działa, bo droselklapę tandetnie zablindowano i teraz ryksztosuje...?) zalewały salę konferencyjną w TPN, a ja zastanawiałem się, jak to wszystko posunie naprzód naszą wiedzę o twórcach z tej rodziny. Nie zamierzam natrząsać się tu z osób, serio rozważających paradygmaty mimetyki Witkacego, psychologiczne aspekty ponowoczesności w jego twórczości i dywagujących na temat był azaliż nasz Staś prekursorem postmodernizmu czy też epigonem modernizmu, a może można by go zaliczyć do postimpresjonizmów. No i oczywiście jak się mają jego relacje z kobietami do malarstwa Botticellego i Rubensa.

Niektórzy naukowcy tak mają, że niczego nie potrafią się nauczyć, a już najmniej międzyśrodowiskowej komunikacji społecznej. Bo przecież na sali byli specjaliści z różnych dziedzin nauki - historycy sztuki, poloniści, socjolodzy, angliści, filozofowie, architekci, widziałem nawet jednego ekonomistę. Nie mówiąc już o zwyczajnych słuchaczach, którzy przyszli tam na własne ryzyko, ale przecież takie spotkania mają ubogacać społeczeństwo, poszerzać jego wiedzę o naszych twórcach, a nie jedynie wzbogacać referentów o skromne honorarium. Chwała Bogu, że skromne, bo za większe jeszcze bardziej by się starali. Dodatkowym aspektem sprawy było to, że znakomita większość mówców mówiła tak, jakby im zupełnie nie zależało na tym, żeby ktokolwiek ich słyszał, czy zgoła - słuchał, nie potrafiła posługiwać się mikrofonem ani obsługiwać prezentacji multimedialnych, a jeśli nawet te Himalaje kłopotów już pokonała, to tylko po to, żeby opowiadać ludziom to, co pokazywali na slajdach, albo wręcz by czytać to co było tam napisane.

Słowem - część z prelegentów to co robiła, robiła pod siebie, nie umiejąc w dodatku trzymać się dyscypliny czasowej (15 minut na jeden referat), mimo że prawie wszyscy pospiesznie czytali z kartek. Sesja trwa - może tylko pierwszy dzień był torturą i dla Witkiewiczów, i dla słuchaczy. Przynajmniej dla mnie.

*

Ukazał się interesujący przewodnik biograficzno-krajoznawczy Szlakiem Skaldów, autorstwa Jarosława Fischbacha, przy współpracy Jacka A. Kabaty i Mariusza Szylaka. Sygnowany w Płocku 2015, został wydany przez oficynę Samizdat Zofii Łoś. Ma przeszło 80 stron i opisuje związki jednego z najlepszych polskich zespołów muzycznych z Krakowem, Zakopanem i Tatrami. Ciekawy i dobrze się czyta. A okazją do publikacji jest półwiecze działalności grupy, stworzonej przez braci Andrzeja i Jacka Zielińskich w 1965 r.

*

Pierwszy śnieg za nami. Spadł w nocy z 11 na 12 października 2015, od razu dość spory - na samochodzie rano miałem prawie 20 cm tego świństwa. Wszyscy dość pospiesznie zmieniali opony, ja też zrobiłem to 13 X, no i naturalnie śnieg zniknął, teraz jest plus 10 stopni, jutro ma być koło 20-tu. Halny, oczywiście. Ale zima, niestety, i w tym roku zdaje się nadejdzie...

*

Wybory zdaje się też są nieuniknione. Tyle tylko, że co to za wybór, między dżumą a cholerą... Najchętniej wybrałbym wolność, ale wydawało mi się, że już ją wybrałem w 1989 r. Jak się okazuje, żaden wybór nie jest ostateczny. Więc może wybierać między Kretą i Marokiem?

 

 

 

 

Poprzedni zapis

Powrót do strony głównej