Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!
© Copyright by Maciej Pinkwart
14 listopada 2013
Biczowanie
Większość
moich znajomych mocno krytykuje wydarzenia z 11 listopada tego roku, a
ja się cieszę. Polska scena polityczna nareszcie się polaryzuje, a ruchy
i partie naszej pokracznej prawicy coraz wyraźniej pokazują swoje
narodowo-socjalistyczne oblicze. Skończyło się i tak grzecznie, bo tym
razem policjanci byli łagodni jak baranki, a bandyci tak naprawdę nie
zdążyli się rozdokazywać. Wszyscy widzieli, jak patrioci w kapturach i
kominiarkach zostali napadnięci: przez samochody, które w samoobronie
spalili, przez drzwi domu, które musieli skopać, przez pedalską
tęczę, która podobno jednej z kobiet chciała wyrwać torebkę i patrioci
stanęli w jej (torebki) obronie tak gorąco, że tęcza nie wytrzymała i
spaliła się ze wstydu, podobnie jak stróżówka przy ambasadzie, której
nie bronił nawet dyżurujący w niej policjant. Prawdopodobnie spłonął
żywcem, nie pozostawiając nawet popiołu, bo nie do wiary jest
przypuszczenie, że po prostu uciekł, pozostawiony sam na sam, bez broni
z polską husarią z kijami bejsbolowymi. Cóż, nieopodal jest ulica
Chocimska - to mówi wystarczająco wiele... Najbardziej wstrząsające były
obrazy, jak patrioci nie ugięli się nawet przed komunistycznymi
drzewkami, próbując powyrywać patyki, chroniące je przed złamaniem.
Bezczelna władza zrobiła je jednak tak mocne, że patrioci nie dali rady.
To widzieliśmy i zobaczymy jeszcze sto pięćdziesiąt cztery razy. Ale dla
mnie najciekawsze były inne obrazki: transparent, nazywający Unię
Europejską obozem koncentracyjnym, czy sygnujący ją hitlerowską
swastyką, a także wystawiony przed Stadionem Narodowym, w którym
obradowała konferencja klimatyczna ONZ bannerek informujący społeczność
międzynarodową, w języku angielskim, że polski prezydent został w 2010
r. w Rosji zamordowany. Do tej pory społeczność międzynarodowa
wiedziała,
że jedyny polski prezydent, który został zamordowany, został zabity
przez polską prawicę w polskiej stolicy w 1922 r. I jeszcze jeden
obrazek, z Białegostoku, kiedy to w Święto Niepodległości grubawy pan w
średnim wieku i ładna panna w eleganckim płaszczu najpierw składają
kwiaty na grobie osób zabitych przez nazistów, po czym spokojnie i z
rozmysłem wykonują gest Heil Hitler... Interesująca
schizofrenia, prawda? Ale sądy tamtejsze z pewnością uznają, że państwo
tylko sprawdzali, czy deszcz nie pada...
Przy okazji: to nie stadionowi bojówkarze przynoszą te transparenty i wykonują takie gesty. To spokojni obywatele w średnim wieku, którzy nie przyszli - jak chuligani - na marsz, żeby w imię swoiście pojętego patriotyzmu sobie powalczyć z policją, tylko ludzie, którzy z nacjonalizmu i nienawiści zbudowali sobie program na życie.
Aha,
jeszcze jedno: w tym roku chętnie przeciwstawiano chuligańską Warszawę
dostojnemu Krakowowi, gdzie Święto Niepodległości obchodził prezes
tysiąclecia. Bujda na resorach. W Krakowie oczywiście było w miarę
spokojnie - w końcu, nawet kibice Wisły pojechali w okolice stadiony
Legii, i prezes mógł się czuć bezpiecznie, że nie dostanie brukowcem -
ale i tam świętujących wokół premiera na uchodźstwie ludzi mało
obchodziła ta niepodległość którą mamy, bo interesuje ją tylko ta,
której oni nie mają. Niepodległość jest wtedy, kiedy rządzi pan
Kaczyński. Kiedy rządzą inny - jest kondom. inium. Wieczorem w TVN
żałosne skomlenie pana Marka Jurka, ongi dysydenta z PIS-u, który teraz
liże co trzeba panu prezesowi, chcąc się z powrotem załapać do jego
hufca i gada takie bzdury, że aż hadko słuchać. Rekordem świata
było stwierdzenie, że prezydent Komorowski dlatego przemawiał w Święto
Niepodległości, żeby telewizja miała co pokazywać, zamiast transmitować
niezwykle ważne, programowe przemówienie Kaczyńskiego. Słuchałem
przemówienia Kaczyńskiego - jeśli ono było programowe, to co najwyżej o
ważności programu nr 6 w pralce automatycznej. I panie były marszałku:
powinien pan wiedzieć, że jednak nie ma znaku równości między
przemówieniem prezydenta a przemówieniem szefa partii opozycyjnej. Pan
Kaczyński rządzi na razie tylko na uchodźstwie, a i to - patrząc na to,
co się wyrabia wokół niego - słabo mu to wychodzi.
I nie dawajmy się nabierać: zadyma w Warszawie to działanie celowe bynajmniej nie po to, żeby młodzi i starsi polofaszyści sobie pobojówkowali - taka impreza oznacza podwójne trzymanie i hak na premiera: jeśli będą rozruchy - premier sobie nie poradził. Jeśli policja pokiereszuje kilka zakazanych pysków - premier na rozkaz Putina bije polskich patriotów...
*
Ubawił
mnie serdecznie pan arcybiskup Sławoj Leszek Głódź, który w Święto
Niepodległości ujawnił zdumionemu społeczeństwu, że przez mówienie o
księżach-pedofilach dokonuje się biczowania Kościoła. A krytykowanie
księży przyrównał do koronowania Chrystusa cierniem. A nie popieranie
działania opozycji nazwał walką z demokracją. Myślę, że może ktoś dolał
arcybiskupowi czegoś niedobrego do porannej whisky - takie bzdury gadać
na trzeźwo to jest już spora sztuka. Może Zły w niego wstąpił? Liczba
egzorcystów co prawda w ostatnim czasie wzrosła w Polsce 400 razy, ale
może i to za mało?
*
Przez Internet przepływa fala poparcia dla JKM, a jego partia - Kongres
Nowej Prawicy zyskuje w sondażach tak,
że już niebawem pozostawi w pokonanym polu nie tylko "Solidarną Polskę"
i "Polskę-jest-tylko-jedną", ale być może nawet PSL. Nie powiem, kiedyś
Janusz Korwin-Mikke mi się podobał - nie na tyle, żeby na niego
głosować, ale na tyle, żeby słuchać, co ma do powiedzenia. Miał
zazwyczaj poglądy wyraziste, ubierał się elegancko i mówiono, że jest
masonem. Podobał mi się pomysł zlikwidowania państwowej oświaty i
państwowej służby zdrowia, też uważam, że przymus zapinania pasów w
samochodzie jest bzdurą i lubię grać w bridża. Po czasie jednak
dopatrywanie się w każdym człowieku lewaka, a w każdej instytucji
międzynarodówki socjalistycznej przybrał charakter obsesji, a JKM zaczął
odgrywać już tylko kabaret starszego pana. Więc wróżę mu piękną karierę
parlamentarną. Może w Izbie Refleksji, jak się czasem nazywa najbardziej
z
byteczny
twór naszej polityki, czyli Senat?
*
We wtorek przyjemny wieczór w Krakowie, z okazji imienin Renatki. My jednak mamy dobrze, że w taki niesezonowy czas możemy w godzinę znaleźć się w okolicach normalnej cywilizacji, gdzie sklepy nie są zamykane o 16-tej i są to nie tylko supermarkety, gdzie perły architektury nie są kryte gontem i gdzie ulice mają chodniki, a parkingi kosztują za godzinę mniej niż litr benzyny. Było jednak dość chłodno, a w sklepach już pojawiły się dekoracje świąteczne. Wystawianie choinek zaraz po zniczach wydaje mi się znakomitym pomysłem, choć mam nadzieję, że nie pójdzie się w tę stronę za daleko. Smaczny obiad w "Europejskiej" na Rynku; Renatka jadła skoki królika i przypomniały mi się gęsto zaludnione klatki z królikami i przepiórkami na suku (no - suczku...) w El Jem...