Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

 

 © Copyright by Maciej Pinkwart

 

Nowinki 

 

9 marca 2013

 

Maciej na czele Kościoła!

 

Abuna MaciejWłaśnie się dowiedziałem, że kościół wybrał swojego przywódcę, który przybrał imię Maciej. Maciej ma 71 lat i ostatnio był arcybiskupem Jerozolimy. Nosi teraz tytuł abuna i jest głową kościoła etiopskiego, ale głosowali nań także delegaci kościoła koptyjskiego. To jeden z najstarszych kościołów chrześcijańskich na świecie: do Jezusa modlono się w Etiopii już w IV wieku, w czasach gdy większość Europy nadal tkwiła w pogaństwie. Dobrze jest to wiedzieć w kraju, który uważa się za przedmurze i ostatnią ostoję chrześcijaństwa. A Etiopia ponoć była rządzona przez potomków poczętych z grzesznego związku mądrego króla Salomona z seksowną królową Saby. Co mi zawsze przypomina słynny dialog między Einsteinem a piękną aktorką, wzdychającą do genialnego fizyka słowami: och, gdybyśmy mieli dziecko, które by odziedziczyło Pana rozum i moją urodę... Na co Einstein: No super, ale co by było, gdyby odziedziczyło odwrotnie?

A patriarcha abuna Maciej jakoś mi dziwnie przypomina patriarchę pewnego rodu w Podkowie Leśnej. Wiem, że ów bywał w Afryce, ale żeby tam osiadł na stałe, to nie słyszałem.

*

Na spotkaniu w Bibliotece Górskiej w Krakowie było niewielu znajomych, ale atmosfera była sympatyczna, bo przed rozpoczęciem promocji pewien emerytowany wykładowca UJ opuścił salę, podobno mrucząc: Żydy, same Żydy, wychodzę. Trochę był też zły, że ja się spóźniałem, bo pani robiącej ze mną wywiad do radia wysiadły baterie i trzeba było nagrywać dwa razy. A propos tych Żydów przypomniałem sobie anegdotę o księdzu Januszu Pasierbie, który zapytany o to, czy to prawda, że w KOR byli sami Żydzi – odpowiedział: Nie, sami Żydzi to byli w Wieczerniku…

*

Nowe wiadomości na temat czytelnictwa w Polsce, i to od razu optymistyczne: 32 % mężczyzn i aż 45 % kobiet przeczytało w minionym roku przynajmniej jedną książkę. Nie twierdzę, że była to moja książka, naturalnie, ale z drugiej strony statystyki nie podają, że była to książeczka do nabożeństwa. Co więcej: 52 % mężczyzn i aż 65 procent kobiet przeczytało w gazecie lub na komputerze artykuł, który liczył co najmniej 3 strony tekstu! Wśród osób z wykształceniem licencjackim i wyższym odsetek umiejących czytać wynosi w dziedzinie książek 62 %, a w dziedzinie artykułów aż 80 %. Super! Jesteśmy krajem intelektualistów! I doprawdy trzeba malkontenctwa "Gazety Wyborczej", żeby ten sukces przekuwać w klęskę i utrzymywać, że ponad 60 % Polaków nie miało w zeszłym roku kontaktu z książką.

*

Na minionym posiedzeniu Sejmu prezes PIS przez dwadzieścia minut prezentował swój związek partnerski z Piotrem Glińskim, tuląc publicznie profesora w objęciach. Fakt, że Jarosław Kaczyński potrafił uruchomić tablet i mniej więcej skierować go w stronę posłów do tego stopnia zbulwersował Wysoką Izbę, że nikt nie wie, o czym Gliński mówił w rękach prezesa. Inna rzecz, że przez następne półtorej godziny Kaczyński przekładał wypowiedź Glińskiego na język zbliżony do polskiego, jednakże był to czas całkowicie stracony, bo posłowie nie zmienili swojego zdania: wina Tuska to nadal dla jednych trucizna, dla innych ambrozja.

*

Tymi żarcikami uciekam od tematu, który od blisko tygodnia zdominował myśli i zakrył żałobą serca zakopiańczyków i wszystkich miłośników gór: tragedii na Broad Peak w Karakorum. Z Maćkiem i Ewą Berbekami znam się od ćwierćwiecza. Znając zawód Maćka i jego prywatne pasje zawsze ze ściśniętym sercem słuchałem informacji o jego kolejnej wyprawie, ale zawsze też wierzyłem w jego wielkie doświadczenie, rozwagę i szczęście. Jednak powyżej ośmiu tysięcy metrów jest się zawsze w strefie najwyższego ryzyka. Tym razem to oznaczało: poza granicą życia. Pisze mi Krzysztof H. z Warszawy: Jestem wstrząśnięty, to za małe słowo. Wczoraj rano wysłałem do Niego maila z gratulacjami, że wszedł (!). Byłem z Nim w 2006 roku na Kilimandżaro i z pewnością był to jeden z najciekawszych ludzi, których spotkałem z życiu. Jego opiekę, spokój, fantastyczne utrzymywanie miłej atmosfery i dwie błyskawiczne "reakcje zdrowotne" (w jednej nieznanemu Austriakowi uratował prawdopodobnie życie) pamiętać będę zawsze. Nie znam p. Ewy, ale proszę Jej powiedzieć, że będę o Nim zawsze myślał, że w moim przekonaniu (i całej szóstki gości z Kili ze stycznia 2006 r.) był fantastycznym człowiekiem i że pustkę po Nim w mojej świadomości (jakby to za górnolotnie nie brzmiało) będę odczuwał dopóki będę żył...

Cytuję znajomego dlatego, że sam nie umiem nic powiedzieć. Poza osobistą wieloletnią znajomością z Berbekami, mam jeszcze jedną sprawę z Broad Peak: w 1975 roku, po zdobyciu Broad Peak Middle przez piątkę himalaistów z Wrocławia, przy zejściu zginęło - właściwie zaginęło - trzech wspinaczy. Wśród nich - Andrzej Sikorski, mój bliski przyjaciel ze studiów dziennikarskich, ekonomista, wówczas pracujący w "Życiu Gospodarczym".

Ilu ich tam już zostało przed Maćkiem? Andrzej. Wanda. Dobrosława. Kukuczka. Heinrich. Chrobak. Wróż. Morawski. I tylu innych...

Tylko nie próbujmy tego oceniać, zadawać głupich pytań "po co", opowiadać o "kapliczkach straceńców", o niepotrzebnym ryzyku... Uszanujmy ich wolną wolę. Przypomnijmy zdanie Mieczysława Karłowicza, wypowiedziane niedługo przed śmiercią w lawinie pod Małym Kościelcem: Wiem, co mam do stracenia, i wiem, co do zyskania, decyzja nie trwa długo!

Trzymaj się, Ewo. Maciek po prostu, jak zwykle, poszedł w góry.

 

Poprzedni zapis

Powrót do strony głównej