Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

 

 © Copyright by Maciej Pinkwart

 

Nowinki 

29 października 2012

Targowisko książek

Renata otrzymuje od burmistrza Janusza Majchra uroczysty adres. Obok wiceburmistrz Mariusz Koperski.

Lautreaci konkursu na najbardziej literackie zdjęcie ZakopanegoDziś była sesja Rady Miasta Zakopane, na początku której (po modlitwie, którą celebrował przewodniczący Jurek Zacharko, swoją drogą interesujące są te współczesne konwersje...) zostały wręczone nagrody i dyplomy dla zwycięzców konkursu fotograficznego pod tytułem "Literackie Zakopane". Oczywiście gwiazdą była Renatka, która zdobyła pierwsze miejsce i główną nagrodę. Wyróżnienie w tym konkursie zdobyłaUroczysty adres burmistrza dla Renaty moja uczennica z III klasy literatury POSA, Agata Krząstek. Droga była fatalna, bo od rana pada śnieg, samochody kiełzają po jezdni, koszmar. Dojechaliśmy na czas, ale wracając chciałem przejechać przez Witów i pojechaliśmy górą przez Kościelisko, jechało się bardzo dobrze mimo całkiem białej, niczym nie posypanej drogi, ale koło Karpielówki jakiś samochód przede mną utknął, ja stanąłem za nim - było pod górkę - no i ambitne plany szlag trafił. Z trudem ruszyłem w bok, potem w dół, no i juz mogłem tylko wrócić i pojechać noga za nogą. a właściwie opona za oponą tradycyjnie, zakopianką. Uroczystość Zima na zakopiancena Sesji Rady Miejskiej była sympatyczna, laureatki (był też jeden laureat) wyglądały pięknie, burmistrzowie wręczyli rzeczową część nagród i dyplomy (finansowy aspekt przekazano na konta), były też na sali piękne bukiety kwiatów, ale nie trafiły do laureatów - może ktoś z Rady obchodził jakąś ważną rocznicę czy imieniny?

Weekend upłynął pod znakiem udziału w krakowskich Targach Książki. Wrażenie dość okropne. Wszystko odbywało się w wielkiej hali przykrytej płóciennym dachem i czułem się jak w czińskim markecie w Kołobrzegu, tylko o wiele większym. Przyjechaliśmy z Renatką w sobotę wcześnie rano, koło 9-tej, po drobnych utarczkach z ochroną wjechaliśmy na parking dla autorów (byłem na liście, więc niby mi się należało), no i zanim się oficjalnie rozpoczęła sprzedaż - można było się choć trochę zorientować. Potem dopiero zaczął się koszmar.  Hałas okropny,  dziki tłum ludzi,  wszystko to przypominało arabski suk,  albo jarmark w Nowym Targu... Nagrodzone zdjęcia zdobiły też stoisko zakopiańskie na targach książki. Renatka as well...Na stoisku ZLPŁaziłem tam godzinami i nie kupiłem sobie ani jednej książki... Książek oczywiście były miliony, ale żeby coś znaleźć i wybrać dla siebie - na to nie było w tym tłoku miejsca, czasu i sposobności... Ale moje negatywne wrażenia są głównie innej natury: otóż miałem tam w sumie pięć imprez - niejako dyżur w stoisku krakowskiego oddziału ZLP,  podpisywanie książek w stoisku Wydawnictwa RM,  wykład w sali seminaryjnej na zaproszenie Muzeum Tatrzańskiego (na kanwie książki "Przedwojenne Tatry "), podpisywanie książek w stoisku Muzeum i - w niedzielę - wykład o przewodnikach Walerego Eliasza na zaproszenie Biura Promocji Zakopanego. U literatów było miło,  choć Magda prezes spóźniła się prawie pół godziny, a druga osoba,  która miała być ze mną - nie przyszła w ogóle. Podpisałem kilka książek, przeważnie przyniesionych przez czytelników, albo gdzie indziej kupionych, składałem też - to głównie młodzieży - autografy w zeszytach i na luźnych kartkach. I pozowałem do fotografii, co wydawało mi się dość zbyteczne. Potem mieliśmy ponad 2 godziny wolne,  w jedynej restauracji na targach zjedliśmy Z Magdą Węgrzynowicz-Plichtą, prezeską ZLP w Krakowieschabowy z trocin na styropianie popijając herbatą i kawą z plasticzku. Wiadomo, impreza co prawda kulturalna, ale masowa, Sanepid inaczej nie puści. Po obiedzie Renatka robiła zdjęcia ważniakom na stoiskach (Wałęsowa, Kwaśniewska, Cejrowski,  Lipska, Pawlikowska...), a ja nawet nie miałem gdzie usiąść,  bo ci co mnie zaprosili nie wpadli na to, żeby mi to zaproponować. W porządku zachował się tylkoMłodzi łowcy autografów pan Piotr Kierył, dyrektor wydawnictwa RM,  który prawie godzinę przed spotkaniem zadzwonił, odszukał mnie koło stoisk zakopiańskich, przyniósł nam coś do picia (duszno pod tym namiotem było okropnie) i potem siedział z nami na ich stoisku. Tam zarówno z czytelnikami, jak i z okolicznymi wydawcami były raczej "pogwarki o sztuce", trochę autografów, no i znów godzina "pusta", spędzona w barze z widokiem na stoisko zakopiańskie i sąsiednią salę seminaryjną. To "zakopiańskie" stoisko to były w zasadzie dwa oddzielone od siebie boksy, połączone tylko napisem "Małe Ojczyzny - Podhale", osobna zorganizowana przez Muzeum Tatrzańskie Z Piotemr Kieryłem, dyrektorem Wydawnictwa RMwspólnie z Tatrzańskim Parkiem Narodowym, a osobna Urzędu Miasta, z Biurem PromocjiDanuta Wałęsowa Zakopanego i Muzeum Kasprowicza z Harendy. Bardzo niefajnie, ale może symptomatycznie wyglądał ten podział: nawet mała Ojczyzna na Podhalu jest podzielona... Głównym elementem scenografii stoiska Muzeum i TPN były dwie sterty nieoheblowanych desek ułożone z prześwitami do suszenia, takie same, albo i te same które "zdobiły" wybieg Wielkiej Skoczni podczas spektakli "Harnasi" z taśmy, przez co tak jak wtedy, tak i teraz wyglądało to nie jak stoisko z książkami, tylko fragment "Castoramy". Dodatkowym elementem wystroju była pani, przebrana za świstaka wielkości sporego hobbita, budzącego zainteresowanie dzieci i powodującego stan przedzawałowy wśród przechodzących obok dorosłych. Stoisko Urzędu Miasta przypominało góralską chatę, ale z biedniejszej okolicy.

MPO - Mała Podzielona Ojczyzna Jak przyszedł czas na mój wykład (prezentowałem zdjęcia z czasów przygotowywania "Przedwojennych Tatr", gadałem o dawnym Zakopanem),Jolanta Kwaśniewskasam się zapowiedziałem i 3 kwadranse gadałem do niezbyt licznej publiczności. Potem sam podziękowałem za uwagę i miałem umówione podpisywanie tychże książek w stoisku Muzeum Tatrzańskiego, ale niestety nie było wolnego miejsca, bo stoisko zajmował inny wydawca rozmawiający z innym autorem. Więc przygarnęło mnie stoisko Urzędu Miejskiego, jako że parę osób związanych z Harendą miało kilkanaście moich książek do podpisania i udało sie im zorganizować krzesło i coś w rodzaju stolika. W niedzielę pojechałem już sam, bo Renatka miała sesję zdjęciową. Przyjechałem prawie godzinę przed czasem zapowiedzianego wykładu, więc kiedy się "zameldowałem" w stoisku Urzędu Miejskiego, nie cPodpisywanie ksiażekhciałem przeszkadzać i tam się opierać o dekorację, więc połaziłem po targach, gdzie było jeszcze tłoczniej i jeszcze hałaśliwiej niż w sobotę, a znaleźć niczego dla siebie także nie zdołałem. Kolejki do telewizyjnych celebrytów też były jeszcze większe (największa do znanej pisarki Martyny Wojciechowskiej), co praktycznie uniemożliwiało przejście przez targowisko bez używania łokci. W dodatku niektóre stragany zaopatrzyły się we własne nagłośnienie, z którego bez skrępowania korzystały, niektóre prezentowały słuchowiska w postaci audiobooków i inscenizacji teatralnych, trzaskały elementy gier komputerowych, w tłumie przekrzykiwali się aktorzy i mamusie nawołujące dzieci, na jednym stoisku stał komandos z GROM-u z pistoletem maszynowym, czasem przez mikrofon ogłaszano o zaginięciu lub odnalezieniu czegoś, a na stoisku zakopiańskim pan Bartek Na wykładzie w sobotęPiotrowski czytał fragmenty przewodnika Walerego Eljasza, o którym miałem ten wykłaJeszcze jeden e-book dzisiaj, choć poranek świta...d. Potem znów się powtórzyła sytuacja autozapowiedzi, wygłosiłem co miałem wygłosić, po czym postałem jeszcze chwilę i pojechałem zurück do domu. Droga dobra - jak się okazało był to ostatni dzień przed śnieżycą.

Najbardziej ciekawe dla mnie było widoczne i rosnące powodzenie e-booków, których kilkanaście rodzajów sprzedawano na różnych stoiskach (chodzi o urządzenia, czytniki), a ponadto - co było bardzo mądre - prowadzono jakby korepetycje na temat roli i korzystania z e-papieru, w których brały udział i dzieci, i seniorzy.

Na marginesie dodam, że mój udział w tym jarmarku był całkowicie społeczny: ZLP, wiadomo, nie ma pieniędzy, więc raczej chętniej bierze niż daje, Muzeum Tatrzańskie zapowiedziało od razu, że nie płaci, co było też oczywiste, Wydawnictwo nie powiedziało nic na ten temat, a ja nie pytałem, zaś Biuro Promocji mówiło coś innego, a zrobiło jeszcze coś innego, ale to w sumie mały pikuś. W pewien sposób cieszyłem się, że podatnicy nie łożą na mnie więcej, niż wynika z ustawy o ZUS-e... A ja jako bogacz-emeryt mogłem zasponsorować moją obecną małą, choć podzieloną Ojczyznę.

 

Renatka i świstak na ściance działowej Małej Ojczyzny Podhala...   Seniorzy byli dostrzeżeni...Nasza zima zła...

 

Poprzedni zapis

Powrót do strony głównej