Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

 

 © Copyright by Maciej Pinkwart

 

Nowinki 

13 maja 2012

Noc kobiet, dzień wyzwisk i łańcuchów

Teresa Jabłońska

W muzealnej galerii na Kozińcu było tłoczno, wesoło i bardzo kobieco. Wystawę "Porozmawiajmy o kobietach" wymyślił co prawda i przygotował mężczyzna, dr Łukasz Kossowski z warszawskiego Muzeum Literatury, a jej główną osnową jest twórczość mężczyzn: Brunona Schultza, Witkacego, Witolda Gombrowicza, Władysława Hasiora, Jacka Sroki, Jana Lebensteina i Kornela Makuszyńskiego, ale tak naprawdę to i tak oczy wszystkich przyciągały zarówno modelki na obrazach i fotografiach, jak również wspaniale i po młodopolsku ubrane panie, szczególnie Agata Pitoń i jej Mama, Stanisława. Mowę powitalną trzymała, rzecz jasna, dyrekcja Teresa Jabłońska, wśród publiczności interesujących pań było wielkie mnóstwo, a najwięcej oczu - oraz uszu - przyciągała damska kapela góralska, o wdzięcznej i jakże trafnej nazwie "Dziurawiec", w której pierwsze skrzypce prowadziła Stanisława Szostak, a na akordeonie wirtuozowsko grała Anna Fronczysty. Wśród góralskich przebojów urzekł mnie najpierw instrumentalnie wykonany Bal na Gnojnej z repertuaru Stanisława Grzesiuka, świetnie korespondujący ze stanowiącym tło wystawy w pierwszej sali wielkim zdjęciem przedwojennej Warszawy, a potem - porywający do śpiewu całą publiczność masowy evergreen, w oryginale noszący gwarowy tytuł Ej, riabina kurdiawaja, tu, na Podhalu śpiewany jako "Jarzębina czerwona", co niewątpliwie przypomniało nam wszystkim inną damską kapelę europejską, no i było koko spoko.

Autor wystawy Łukasz Kossowski opowiedział o pracy przy jej przygotowywaniu, podnosząc szczególnie zasługi kierującej ekipą muzealną Agaty Pitoń i opisując jej zdolności przywódcze, pobudzając nas do głębokiej refleksji stwierdzeniem, że gdyby pani kustosz żyła 200 lat wcześniej, to losy wojny 1812 roku potoczyłyby się zupełnie inaczej, co wywołało spodziewane uśmiechy i niewielkie brawko. A tak poważniej dr Kossowski opowiadał o tym, jak dzieło wielu zaprezentowanych na wystawie artystów przysłania prawdziwy obraz ich życia i ich realnych ocen rzeczywistości: Brunona Schulza, na podstawie jego twórczości mamy zwykle za przysięgłego mizogina, a tak naprawdę w jego życiu było kilka bardzo interesujących i wpływowych kobiet. Od siebie dodam, że pełna antyfeministycznych akcentów proza Kornela Makuszyńskiego (obficie reprezentowana na wystawie w postaci stosownych cytatów, niekiedy niewiele odbiegających od słynnych dowcipów o blondynkach)Fragment ekspozycji niewiele ma wspólnego z jego prawdziwym życiem, w którym był nie tylko zaprzysięgłym monogamistą, uwielbiającym jedynie własne żony, ale wręcz statecznym mieszczaninem, a może nawet pantoflarzem. U Witkacego inaczej: w życiu kreował się na wielkiego macho (taka autokreacja często jest desperacką ucieczką od rzeczywistości), w twórczości jego bohaterowie są zdominowani przez sadystyczne (u niego: demoniczne) kobiety, zwykle otoczone złą sławą, ale fascynujące osobę, której jedyną realizacją jest sztuka, zazwyczaj przedstawiana jako dziawolenie nikczemnego dziawragi uzdajane po północku, że się tak wyrażę za Stanisławem Eljaszem-Radzikowskim, kolejnym nieudacznikiem erotycznym z wymuszonym mizoginizmem.

Agnieszka Kreiner i MPŚwietna wystawa, doskonale zaprezentowana technicznie, w szczegółach do dyskusji, czy niektóre obiekty musiały się tam znaleźć, ale w sumie to autorzy odpowiadają za wybór. Mnie skłania jeszcze do jednej refleksji: jak bardzo jesteśmy, jako ludzkość (przynajmniej jako Europejczycy) zdominowani przez kobiety, będące obiektami kultu, tematami sztuki i refleksji filozoficznej. Czy byłaby możliwa taka sama wystawa, ale w drugą stronę? Wystawa "Porozmawiajmy o mężczyznach"? Cóż,Fragment ekspozycji moim zdaniem nie, a już na pewno nie byłaby ani tak ciekawa, ani taka ładna. Bo tak naprawdę to nie istnieje żadna równość płci, żaden parytet. Sam fakt istnienia różnych płci (poczytajcie w przedostatniej "Polityce" ciekawy tekst o ewolucyjnej ślepej uliczce, w jaką zabrnęliśmy dzieląc się na płcie...) zaprzecza idei równości. Czy możliwe jest pójście na koncert w filharmonii w bluzeczce na Fragment ekspozycjiramiączkach i z gołymi nogami i plecami? Pewnie, że możliwe: jeśli tak ubierze się kobieta, to zapewne niewiele osób zwróci na taki strój uwagę. Ale tak ubrany mężczyzna potraktowany byłby jako nieokrzesany prymityw, albo dzikus. Albo dziwak. Albo ktoś, kto bardzo chce być kobietą. Ot, i cała równość.

No to by było tyle o kulturze, teraz będzie o chamstwie. Podczas głosowania ustawy o wieku emerytalnym, Sejm otoczyły hordy rozpajedzonych i niczego nie rozumiejących dzikusów, pod przewodem szefa "Solidarności" i działaczy PIS-u. Wyjścia z Sejmu zostały przez nich zablokowaDemokracja pod Sejmem foto SEne łańcuchami (tak jakoś spontanicznie się znalazły i zostały użyte), a osoby próbujące wyjść były lżone najgorszymi słowami, kilka pobito. Przewodniczący "Solidarności" pan Duda powiedział o takim pobiciu, że czego się ten pobity skarży, przecież został pobity za to, że głosował nie tak, jak chcieli związkowcy i PIS. Mógł głosować inaczej. I niech się cieszy, że nie dostał bardziej. Być może do kodeksu karnego trzeba wprowadzić aneks, który uwalniałby od winy i kary tego, kto wykona zabronioną czynność na kimś, kto postępuje nie tak, jak by atakujący go chciał. Dla nieuświadomionych przypomnę, że Sejm jest najwyższą władzą w naszym kraju, a wchodzący w jego skład posłowie zostali demokratycznie wybrani przez społeczeństwo. I to Sejm sprawuje kontrolę nad wszystkimi władzami w Polsce, a nie opozycja parlamentarna i związkowa.

Już tylko dla formalności dodam, że żadne media nie informowały o jakiejkolwiek próbie ochrony Sejmu i posłów przez władze porządkowe - policję, straż miejską, straż sejmową. Władze Warszawy tylko zamknęły ruch na ulicy Wiejskiej, żeby nikt broń Boże nie przeszkodził w gwałceniu niezależności polskiego Sejmu. A gdy zaatakowany najpierw przez "związkowców", a potem przez pisowską dziennikarkę nie przebierający zwykle w słowach Stefan Niesiołowski odpłacił się pięknym za nadobne - biedni bojówkarze, którzy usłyszeli, co o nich poseł PO myśli, chcą go pozbawić mandatu sejmowego.

Kiepsko to widzę na przyszłość. Tragifarsa pod Sejmem nauczy wszystkich jednego: nie liczy się prawo, konstytucja, zasady współżycia społecznego. Liczy się kij, łańcuch, krzyk i obelgi. I szubienica, na której chce się powiesić przeciwnika politycznego. A wykształcona i wychowana w PRL-u partia opozycyjna ujada, bo od 2007 r. nie może sprawować kierowniczej roli. W ramach protestu przeciw emeryturom przyniesiono trumnę z napisem, że w dniu 13 XII 2007 (kiedy przestał rządzić Kaczyński) umarła polska niepodległość. I temu - o ile wiem - nikt nie zaprzeczył... Z chorymi co prawda się nie dyskutuje, tylko się ich leczy, ale widać panuje zasada, że lepiej nie ruszać pewnej substancji, bo będzie jeszcze bardziej śmierdziało...

He, he. Związkowcy i opozycja protestują przeciwko wydłużeniu wieku emerytalnego. I wolno im to robić w takiej formie, jaka im się żywnie podoba. Mówi się też o likwidacji Karty Nauczyciela. Czy można sobie wyobrazić, że nauczyciele otaczają Sejm łańcuchami, biorą kije i biją tych posłów, którzy chcą im odebrać przywileje? Czy można sobie wyobrazić, że nikt, dosłownie nikt nie interweniuje i sprawcy tych działań nie tylko odchodzą bez jakichkolwiek oskarżeń, ale zaprasza się ich do studia telewizyjnego, gdzie uzasadniają swój bandytyzm tym, że im się nie podoba, co robi Sejm?

Ja sobie tego wyobrazić nie mogę. Ale ja jestem ze starego portfela, z ancien regime'u i z epoki, w której sformułowanie nie ma wolności dla wrogów wolności widniało na sztandarach opresyjnej władzy. Dziś obowiązuje zasada: ma być tak jak my chcemy, bo jak nie to w ryj.

 

Poprzedni zapis

Powrót do strony głównej