Nowinki

 

Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

 

 © Copyright by Maciej Pinkwart

28-09-2010

 

Dziś mija 20 rocznica istnienia Radia Zet i na antenie mnóstwo wspomnień i głosów osób, które kiedyś były z Radiem związane, a potem przeszły gdzie indziej. Ja pierwszy raz usłyszałem „Zetkę” w Warszawie, chyba wkrótce po jej powstaniu. Stacja nie była jeszcze wówczas ogólnopolska i słychać ją było tylko w Warszawie i okolicach. Potem słuchałem jej podczas kolejnych pobytów w Halinie i była to jedna z atrakcji tych corocznych wyjazdów wielkanocnych. Zawsze wówczas myślałem, że gdybym wrócił do Warszawy, to próbowałbym dostać się do „Zetki”, jako że radio było zawsze moim ulubionym medium, a od czasu studiów dziennikarskich byłem z nim związany zawodowo. Naturalnie, tak serio o powrocie nie myślałem, choć przyznaję, że właśnie „Zetka” była jedynym rozsądnym powodem, dla którego choć chwilami rozważałem taką możliwość.

Potem bodaj od 1991 roku przyszła w moim życiu epoka Radia „Alex”, najpierw doraźnie, potem na stałe i był to może najsympatyczniejszy okres w moich dokonaniach dziennikarskich, a zarazem najbardziej „społeczny”, bo to co ram robiłem i mówiłem na antenie, miało bezpośrednie przełożenie na to, co o tym mówiono w mieście. Ale nic co sympatyczne nie trwa wiecznie i któregoś dnia po prostu przestałem tam pracować, choć radio z mego życia nie znikło. Robiłem korespondencje – a potem stworzyłem lokalny oddział Radia Kraków, gdzie byłem na etacie, nagrywałem różne rzeczy dla „dwójki” i sporadycznie dla „trójki”, dla radia „Kolor”, a nawet dla Radia Sztokholmskiego. No i wreszcie przyszła Zetka.

Pracowałem wtedy, w 1994 r.,  etatowo w Urzędzie Miejskim w dziale wydawnictw i z tego tytułu trafił do mnie dyrektor emisyjny Zetki (chyba nazywał się Marian Miszczuk), próbujący się rozeznać w możliwości postawienia w Zakopanem nadajnika stacji. Oczywiście chciałem jej słuchać u siebie w domu i jakoś udało mi się sprawę popchnąć, a on, dowiedziawszy się kim jestem, namówił mnie do tego, żebym zaoferował Zetce swoje usługi reporterskie i dał mi kontakt do Marzeny Duchnowicz. Po kilku dniach wahania zadzwoniłem do niej, a ona kazała mi napisać na próbę jakąś wiadomość, przedtem długo mi tłumacząc na czym polega news, jak ma być zbudowany itp. Napisałem trzy, ona zadzwoniła, no i nagrałem je przez telefon. Powiedziała, że się zastanowią – i godzinę później, bez informowania mnie o tym, jedną z nich puścili na antenie. No i tak to się zaczęło. Od tamtej pory przez sześć lat wyrwany ze snu potrafiłbym wyrecytować ten podpisik – Dla Radia Zet z Zakopanego Maciej Pinkwart, który potem się zmienił na bardziej dynamiczny: Zakopane, Maciej Pinkwart, Radio Zet. Ale jako korespondent zakopiański byłem wciąż wolnym strzelcem i wymogłem sobie to, że mogłem nadawać informacje też do innych stacji. Niechętnie mówiłem o samym Zakopanem, wolałem o górach, no a że wypadki górskie miały szczególne „wzięcie”, więc podsłuchiwałem radiostację TOPR-u, czasem policję, czy pogotowie - no i zawsze wiedziałem co się dzieje. Naturalnie, trzeba było zadzwonić i potwierdzić, ale jakoś się udawało. Przez kilka lat zimowym świtkiem robiłem w weekendy pogodynki narciarskie i podobno nawet się podobało. Z najważniejszych rzeczy – relacjonowałem dla „Zetki” ekshumację rzekomego Witkacego na Pęksowym Brzyzku, a przede wszystkim Nobla dla Szymborskiej, będąc w „Astorii” przy tym, jak ze Sztokholmu zadzwonili do poetki z wiadomością o nagrodzie (o czym cynk mi wcześniej dała koleżanka z radia szwedzkiego). Był to może jedyny w moim życiu okres, kiedy kojarzyli mnie ludzie w całej Polsce. Ale – może na szczęście – nic z tego nie wynikło…

Potem przyszedł rok 2000 i przeprowadzka najpierw do Frydmana, potem do Nowego Targu, a co za tym idzie – utrata bieżących informacji lokalnych. Najpierw uprzedziłem o konieczności rezygnacji z wiadomości narciarskich, potem z korespondencji i współpracy w ogóle. Oczywiście, zachowałem wszystkie kontakty i mogłem to nadal robić zbierając wiadomości przez telefon czy z Internetu, ale doszedłem do wniosku, że to nie to samo, co śnieg oglądany własnymi oczami. A może zresztą wyczułem, że mój czas minął i pora oddać antenę młodszym.

Po mnie na korespondenta zakopiańskiego przyszła Paulina Młynarska i był to koszmar. Wtedy praktycznie przestałem słuchać stacji. Ale dość szybko znikła z anteny i jej miejsce zajęła Beata Sabała-Zielińska, której słucham z przyjemnością do dziś i uważam, że jest najlepszą korespondentką terenową Zetki, o niebo lepszą także ode mnie. A Zetka – choć czasem mnie wkurza i śmieszy swoim infantylizmem – jest nadal główną stacją, której słucham.

 

Poprzedni zapis