Nowinki

 

Wszystkie zawarte tu teksty i zdjęcia mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

 © Copyright by Maciej Pinkwart

 © Copyright by Renata Piżanowska

27-08-2010

TO niewątpliwie ma wartość odżywczą, może nawet zbyt wielką... fot. Renata

Oprócz okładania się krzyżem przez opozycję i koalicję, rząd i Episkopat, Żarliwców z Gorliwcami i generalnie społeczeństwo między sobą - głównym tematem medialnym jest tragiczna konsumacja Muchomora S. przez chłopca spod Lublina (Lublina! sami Państwo rozumieją, z czym się to kojarzy!) i dramatyczna walka o jego życie, toczona przed kamerami wszystkich polskich telewizji, niczym przed laty Wojna w Zatoce. Tuż po interesujących (szczególnie niewątpliwie dla rodziny Tomka) scenach, w których wyrzucano na bok jego wyciętą i zatrutą przez muchomora wątrobę - ważny i medialny pan doktor przystąpił do zniechęcania społeczeństwa do jedzenia grzybów en bloc  twierdząc, że grzyby, choć niewątpliwie smaczne, nie mają większych wartości odżywczych.

A propos minispódniczek...Pan doktor niewątpliwie wie co mówi, jeśli tak mówi. Aliści, gdyby iść dalej tą drogą (jak mawiał klasyk), można by śmiało zrezygnować z większości potraw, a nawet - przy odrobinie wysiłku ze strony naukowców - z jedzenia w ogóle, bo znaczna większość tego co nazywamy kulturą kulinarną nie ma większego znaczenia dla podtrzymywania energii życiowej. A przecież wiedząc (od pana doktora) co ma wartość odżywczą – można by to coś wyekstrahować i podawać w formie pigułek. Stosowny opracowany przez naukowców zestaw w pigułce śniadaniowej, zielonej, inny w czerwonej - obiadowej, jeszcze inny (plus melatonina) w kolacyjno-nasennej, czarnej. A w przyszłości z pewnością opracują nam metodę podłączania osobnika do prądu, który też może w syntetycznej formie dostarczyć nam energii, albo zmutują nam komórki tak, by zaczęły zawierać chlorofil, pobierający bezpośrednio energię ze słońca. Ogniwa fotoelektryczne w minispódniczkach czy dżinsach raczej wykluczam, bo energii mogłoby zbraknąć po ich zdjęciu, czyli w momencie kluczowym i wymagającym wiele takowej.

A propos zdejmowania minispódniczek. Idąc jeszcze dalej tą drogą, powinno się zlikwidować miłość, jako sprawę dla przetrwania gatunku tylko częściowo przydatną. W tym temacie (jak mawiał inny klasyk), miłość pochłania więcej energii niż działania dla których jest sprytaśnym kamuflażem, zatem najpierw trzeba ją oddzielić od funkcji rozrodczo-wydalniczych, potem, odarta z celowości, zniknie sama i spokój. Jej uboczne funkcje przyjemnościowe (zakładając, że przyjemność jest ludzkości w ogóle potrzebna, co sądząc po obserwacji pewnej pani, oraz pewnego gatunku ludzi, których często pokazują w telewizji, pewne nie jest) załatwi odpowiedni przycisk na każdym komputerze. Rozmnażaniem zajmą się genetycy po społu z Episkopatem (za procent od tacy), a uwolnione moce przerobowe można będzie przeznaczyć na seminaria duchowne i związki wyznaniowe pod warunkiem, że będą związane z wiodącą siłą narodu.

Oczywiście, teoria pana doktora z Centrum Zdrowia Dziecka - nazwijmy ją Teoria Zbędnego Grzyba - zlikwiduje również kulturę, jako w całości nieprzydatną dla rozwoju fizycznego organizmu, potem wrócimy do epoki feudalnej i średniowiecza (w pewnych dziedzinach już tam wróciliśmy), potem do jaskiń, a potem tylko chyc z powrotem na drzewo.

Tylko czy to pokażą w TVN 24?

*

Notre-Dame-de-Paris, Katedra Notre DameSpotkałem dziś "na mieście" Anię Dziennikarkę i Ewę Góralkę i opowiedziały mi o tym, że niedawno Matka Boska Ludźmierska została obdarowana czteroma wijkami góralskich korali. Włożono jej to na szyję i tak przyozdobiono gotycki kostium. No i teraz jest pięknie. Być może w przyszłym roku uda się zheblować XV-wieczną sukieneczkę i zastąpić ją piękniejszym wyrobem firmy "Gorsecik" z Poronina. Nie wiem czemu, ale obie panie nie przyjęły entuzjastycznie mojego dalej idącego (tą drogą, jak mawiał…) pomysłu, wywodzącego się z obserwacji działań Wydziałów Turystyki na niektórych uczelniach małopolskich, które posiadają w nich katedry turystyki pielgrzymkowej. Otóż uważam ci ja, że w Ludźmierzu (a może w jego okolicy, mniej turystyczno-pielgrzymkowo rozwiniętej) powinno się organizować doroczny Międzynarodowy Festiwal Matek Boskich. Obok Ludźmierskiej - Częstochowska, Siewna, Zielna, Ostrobramska, Jaworzyńska, Kociewska, Licheńska, Leśniowska, Piekarska, Śnieżna, Szkaplerzna, Różańcowa, Fatimska, z Lourdes, z Gwadelupy, z Paryża, z Chartres, z Heroldsbach, z Banneux - są Ich, zapewne, tysiące, więc wymagana byłaby jakaś wstępna selekcja, może nawet casting. Potem cudowne rzeźby (no, bądźmy realistami - cudowne kopie) ustawiono by w jakimś ładnym plenerze, akolici śpiewaliby pieśni, w językach oryginalnych i w przekładzie na góralski, recytowano by specjalnie napisane na festiwal wiersze (to, rzecz jasna, połączone z konkursem), opisywano by najefektowniejsze cuda i objawienia, na koniec wszystkie figury przebierano by w stroje góralskie, ozdabiano by koralami i wybierano by - no, nie powiem, że Miss, choć przecież mawia się o Pannie Marii - ale najpiękniejszą Matkę Boską Koralową. Ustawione wokół stragany i punkty ludowej gastronomii zapewniałyby demokratyczna ludyczność, a Związek Podhalan dopilnował by reszty. Zwycięska figura zostawałaby w podludzmierskim parku doznając zasłużonej czci i tym sposobem oferta turystyczna okolicy zostałaby jeszcze powiększona.

Matka Boska Studencka, katedra Note Dame, ParyżBluźnię? Bynajmniej. Po prostu staram się rozdzielić symbol od tego, co symbolizuje. I fundamentalnie nie zgadzam sie z jednym z biskupów (nomina sunt odiosa), który na marginesie awantury krzyżowej pouczał Polaków, że symbolowi należy się cześć taka sama jak sprawie, czy też osobie, którą symbolizuje. Nie zgadzam się, bo taka teza jest otwarciem drzwi do bałwochwalstwa. Złotego Cielca czczono też dlatego, że coś symbolizował... Teza biskupa w istocie rzeczy jest antychrześcijańska, żeby nie powiedzieć - pogańska. W dodatku, Kościół Katolicki w swym imperialnym dążeniu do objęcia swoimi wpływami wszystkiego i wszędzie, opanował przed wiekami wszystkie lokalne kulty i zgodnie z rzymską zasadą, twierdzącą, że jeśli nie możesz wroga zniszczyć - przyłącz się do niego - zaanektował je z dobrodziejstwem inwentarza, z całą postpogańską symboliką. Sprawa jest znana i nie wymaga rozwijania - wszystkie działania wokół Bożonarodzeniowej choinki, Wielkanocnego Jajeczka, czy Zielonoświątkowego palenia ognisk są dobrymi, choć oczywiście nie jedynymi przykładami. I na zasadzie sprzężenia zwrotnego - ogólnoświatową religię katolicką lokalne społeczności wzajemnie anektują i skupiają się wokół miejscowych odmian katolicyzmu, obrządków, zwyczajów czy świętych. Dlaczego ludzie, a nie bogowie, zyskują status świętych, a wraz z nim doznają boskiej czci obrządkowej? No bo Bóg daleko, wysoko i zajęty, a nasz lokalny święty blisko i po znajomości zajmie się naszymi sprawami lepiej... To jeszcze daje się zrozumieć, ale lokalne odmiany Matki Boskiej? Oczywiście, i w tym przypadku zaczęło się od przybliżania postaci Matki Jezusa do obcej społeczności: ludźmierska - bo czczona w Ludźmierzu, Fatimska, bo objawiająca się w Fatimie itp. Ale dodawanie figurom lokalnych atrybutów to próba zawłaszczania czegoś, co miało być z założenia uniwersalne. Korale, zawieszone obok figury to dar, wyraz kultu, uprawianego na lokalny sposób. Korale zawieszone na szyi figury to kostium, który przystoi aktorom, a nie osobom otaczanym kultem.

To pewno w sumie drobnostka, żeby nie powiedzieć ciekawostka lokalna, ale ta nieumiejętność poczucia się częścią większej całości, prowadzi do swoistej licytacji, którą nazwałbym syndromem licheńskim. Mój kościół jest większy niż twój. Moja Panna Maria jest ładniejsza niż twoja. Mój Bóg jest silniejszy niż twój. Ja jestem lepszym katolikiem niż ty. Ty nie masz prawa tu wejść, bo to jest mój kościół. Ciebie Bóg nie kocha, bo ty stoisz dalej od krzyża niż ja, wiec mnie kocha bardziej. Ty myślisz inaczej niż ja, a ja jestem dobrym katolikiem, wiec ty nie jesteś dobrym katolikiem. Ja jestem katolikiem, ty nie jesteś mną, ergo ty nie jesteś katolikiem. Nie jesteś nawet Polakiem, na tej samej zasadzie. Tylko tu, gdzie my stoimy, jest Polska, tylko nas kocha Bóg.

Katholikos znaczy powszechny. Doktorzy bardziej są potrzebni chorym niż zdrowym, a kaznodzieje bardziej winni służyć niedowiarkom, niż apologetom. A Matka Boska była jedna. I była Żydówką.

 

Poprzednie