29-01-2008
Zima wróciła, dziś w nocy było 12 stopni mrozu, ale teraz, w dzień, znów plus dwa. Śniegu znów napadało, ale pochmurno i smutno. Trzydniowe święto skoków skończyło się nijako - Małysz lepszy niż dotąd, ale w sumie rozegrano tylko półtora konkursu, i to z całodzienną przerwą z powodu wiatru. Zaczęły się ferie, między innymi w naszym województwie i w Warszawie, w Zakopanem znów tłoczno i nie ma gdzie parkować. Więc wziąłem sobie urlop, zaległy jeszcze z ubiegłego roku i siedzę w domu, głównie sprzątam. Zmieniałem system w komputerze i jak zwykle to bywa - straciłem wiele ważnych plików. Wydawało mi się że jestem na różne sprawy przygotowany, w końcu to nie pierwszy raz, ale jednak poniosłem stratę nie do odrobienia - wyparował mi z komputera plik "Obrazy", w którym miałem m.in. całą kronikę fotograficzną swojego życia, mojej rodziny i znajomych, całą historię sztuki, swoje dyplomy, koncerty i tak dalej. Czyli znalazłem się w sumie jak człowiek bez tożsamości, taki elektroniczny Bourne. No, ale zniknęły tylko wizerunki, a przeszłość pozostała i ciągnie się za mną. Może jakoś to się da odtworzyć, tylko nie bardzo mi się chce i nie bardzo jest po co.
Przeczytałem ostatni tom "Harrego Pottera", zajęło mi to aż trzy dni, no ale na usprawiedliwienie mam to, że z wyjątkiem wczorajszego dnia, kiedy to czytałem od popołudnia, tak naprawdę siadałem do książki o północy. Nie umiem się zdecydować, jak to oceniam, i nie wiem czy będę pisał recenzję. Owszem, literacko jest bardzo dobre, ale fabuła się tak w sumie pokomplikowała (choć pod koniec niby wszystko się, historycznie, wyjaśnia) - że w zasadzie trzeba by przeczytać wszystkie sześć poprzednich tomów nim zabierze się za siódmą. Nie ukrywam, że mam na to ochotę. Teraz wygląda na to, że zrobi mi się trochę wolnego czasu - na razie nie biorę sobie na głowę żadnych nowych zobowiązań, więc zostaną mi tylko koncerty i normalna praca, a zatem na lektury będzie więcej czasu.
Normalna praca to też jest nienormalna praca. Właśnie dziś zabieram się do szczegółowych przygotowań do "Gali Poezji", którą mamy mieć w szkole 14 marca, no i w tym roku znowu ja ją robię. Przygotowanie koncertów jest, pod względem organizacyjnym na dość średnim poziomie, więc jeszcze stresów będzie sporo.
Ale stresów zawsze jest sporo. O wszystko. Czy kręgosłup rano da się bezkolizyjnie uruchomić, czy warto czy nie warto jeść śniadanie, czy samochód zapali bez problemów, kto zadzwoni, a kto napisze, czy zamówiona jako pilna przesyłka nie zaginie na poczcie, czy będą korki na zakopiance i czy znajdzie się miejsce do parkowania w pobliżu Atmy... I czy Windows nie zeżre kolejnego ważnego programu. Czy da się wcześniej niż zwykle położyć, czy da się zasnąć bez problemów i czy da się obudzić... I czy jest sens ścielić łóżko, myć się, ubierać, jeść śniadanie, łykać poranne lekarstwa, pracować, rozbierać się, rozścielać łóżko, łykać wieczorne lekarstwa... Powtarzalność życiowych czynności może być nużąca, ale jest też krzepiąca w tym sensie, że rutyna zapewnia bezpieczeństwo i zwalnia w pewnym sensie od odpowiedzialności. Oczywiście, jeśli wśród rutynowych czynności nie znajdzie się przypadkiem miejsce na refleksje na temat sartrowskich dylematów o ciągłych koniecznościach wyborów między złem a złem ...