Maciej Pinkwart
9 marca 2023
Żeberka patriotyczne
7 marca można było obserwować zjawisko astronomiczne, nazywane Pełnią
Robaczywego Księżyca. W cieplejszych od Podhala stronach w tym czasie wygrzebują
się z ziemi robaki i można je zbierać. Na przykład, żeby wykorzystać podczas
łowienia ryb. Można próbować też przy pomocy robaka upolować Rafała
Trzaskowskiego. Albo nawet wygrać kampanię wyborczą. Księżyca zza chmur nie było
widać, ziemia zamarznięta, robaki nie wyszły. Zostałem przy schabowym.
Dyskusja o jedzeniu, jaka rozwija się wśród przedstawicieli polskiej klasy
politycznej jest jak najbardziej stosowna w czasie trwającego obecnie Wielkiego
Postu. Z jej przebiegu wyraźnie wynika, że poszczący przez 40 dni Jezus gdyby
żył dzisiaj, okrzyknięty zostałby lewackim komuchem, neomarksistą, a może nawet
prezapaterystą, a już z całą pewnością zostałby uznany za wroga chrześcijaństwa.
Przynajmniej w Polsce. Bo prawdziwy Polak-katolik charakteryzuje się tym, że nie
pości, tylko je żeberka, ewentualnie jak największy kotlet schabowy z
ziemniakami i zasmażaną kapustą, mniam.
Dlaczego jemy? Żeby nasz organizm miał dość energii, substancji chemicznych i
minerałów, z których buduje swoje komórki i napędza silnik naszego jestestwa.
Kobiety powinny dostarczać swojemu organizmowi ok. 2000 kcal, mężczyźni – 2500.
Szkoda, że tego nie sprawdziłem przed Tłustym Czwartkiem: jeden pączek to 250
kcal, a ja nie zjadłem ani jednego, bo nie chciało mi się iść do sklepu. Mogłem
zjeść 10 pączków i nafutrować się na cały dzień. A teraz Wielki Post, pączków
nie wypada jeść, bo tłuste, więc prawdziwy Polak-katolik jada żeberka ze
schabowym. Schabowy z kapustą i grulami to ok. 1250 kcal, czyli w zasadzie
musiałbym wtrząchnąć dwa dziennie, żeby przeżyć. A nie wtrzącham i przeżywam.
Spoglądając w lustro (niechętnie…) widzę jednak, że w pewnym sensie reprezentuję
drugą definicję potrzeby jedzenia: nie tyle jem po to, żeby żyć, ile żyję po to,
żeby jeść. Co prawda, daleko mi jeszcze do bohatera filmu Wieloryb, ale
dążę do doskonałości, a doskonałym kształtem jest kula.
Nie od dziś wszakże wiadomo, że liczona w tysiącach kalorii dieta nie jest
dostępna dla wszystkich na tym świecie – z wrodzonej niechęci do truizmów
pomijam aspekt ekonomiczny tej kwestii. Specyfikacja menu zależy także od
religii (różne rzeczy są dla różnych wyznawców koszerne albo halal), a ostatnio
okazało się, że także od tego, czy się jest we władzy, czy w opozycji. A
ponieważ tylko władza i jej akolici reprezentują prawdziwy polski patriotyzm
(reszta to wrogowie Polski, głównie Niemcy) – więc dieta opozycji jest aktem
wrogim wobec Ojczyzny, Kościoła i Żołnierzy Wyklętych.
Kucharze Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, mieszający w polskim piekielnym
kociołku, prezentują ostatnio przepis na stworzenie PPP – Prawdziwie Polskiego
Patrioty. Przede wszystkim musi być on stworzony w pozycji misjonarskiej,
zgodnie z zaleceniami nauk przedślubnych. Boże broń – żadne francuskie 69 czy
inne Kamasutry. Próbówki i zamrażarki też nie wchodzą w grę. Wyżywienie
wyłącznie naturalne, bez GMO. Przeważnie wszystko co jemy, jest sztucznie
wytworzone, ale potępia się tylko genetyczną modyfikację w laboratoriach, a nie
na naszych działkach przyzagrodowych. Patriota mieszka w domu, ogrzewanym
węglem, starymi meblami i książkami autorstwa Olgi Tokarczuk oraz drewnem
pozyskanym w parkach narodowych. Dziecko-patriota od małego uczestniczy w
zabijaniu zwierząt podczas polowań, modli się o zdrowie myśliwych stojąc nad
zastrzelonymi trupami istot, które nie mają duszy i nie zostały stworzone na
obraz i podobieństwo Boga Ojca, w szkole ma sześć godzin religii, 4 godziny
strzelania i dwie godziny musztry tygodniowo, nie umie porozumiewać się w żadnym
języku z cudzoziemcami, jak dorośnie – ma jeździć starym i tanim samochodem (z
wyjątkiem sfer rządzących, które zmuszają się do jeżdżenia drogimi i nowymi
samochodami, przeważnie niemieckimi), musi zapomnieć o tym, że premier jego
ukochanego rządu (inny rząd to nierząd) obiecywał mu milion elektrycznych
samochodów w 2025 roku, powinien w Puszczy Białowieskiej robić sobie selfie na
tle muru Kaczyńskiego, nie zauważać trupów czarnoskórych uchodźców-innowierców,
a jedynie wesołe, żółte Harvestery, wycinające tysiące starych drzew po to, by
zrobić miejsce dla pół miliarda nowych drzew, które w 2019 roku obiecywał
rocznie sadzić premier Morawiecki. Ma nienawidzić wiatraków z wyjątkiem tych
kupionych na kościelnym odpuście, ma jeździć ze szkołą na wycieczki do kościołów
i na miejsca, gdzie poległo jak najwięcej Polaków, a szerokim łukiem omijać
centra nauki, planetaria i biblioteki. Musi brać udział w zawodach darta, gdzie
tarczą jest wizerunek Donalda Tuska i Grety Thunberg, a Unię Europejską uważać
za większego wroga Polski niż Rosję, Chiny i Zakon Krzyżacki.
No i przede wszystkim ma nie jeździć rowerem, nie uprawiać
joggingu, nie jeść zielska ani robaków, żywić się wyłącznie przemysłowo
produkowanym mięsem, szczególnie preferując to co jest mu gatunkowo najbliższe –
świnie. W przyszłości – niedalekiej, bo longterminizm w zakresie większym
niż jedna kadencja jest równie diabelskim wynalazkiem jak Internet, równość
kobiet i mężczyzn, mężczyzn i mężczyzn, kobiet i kobiet, lewicowość i ekologizm
– ma zwalczać wszystkie pomysły, propozycje i zasady wymyślane przez eurokratów.
Powinien bronić do ostatniej złotówki polskiej waluty, euro tylko przyjmować a
nie wydawać i dążyć do likwidacji strefy Schengen oraz do przywrócenia obowiązku
okazywania na granicy paszportów z portretami Świętego Polskiego Papieża i
innych obrońców dzieci wyłącznie nienarodzonych, z wizerunkami braci
Kaczyńskich, biskupa Jędraszewskiego i dyrektora Piernikowego Radia. Paszporty,
które w domu mogą się pobrudzić od panierki lub zgubić między wszystkimi
czterema książkami posiadanymi od pokoleń, będą dla bezpieczeństwa przechowywane
w kancelariach parafialnych i wydawane przez proboszczów, po uiszczeniu
stosownej opłaty w kwocie co łaska, plus Vat.
Prawdziwy Polski Patriota, na co dzień chodzący – jeśli jest mężczyzną w czapce
krakusce lub kapeluszu góralskim, a jeśli jest kobietą w berecie z wełny kóz
angorskich lub chustce-tybetce – uznaje za demokrację tylko to, co za demokrację
uznaje prezes jego partii. Nie da się nabrać na to, że w tej okupującej Polskę
Unii Europejskiej istnieje zasada kompromisu, uzgodnień, dezyderatów i zaleceń –
on wie, że władza jest od tego, żeby nakazywać i zabraniać. Jeśli organizacja
wielkich europejskich miast zaleca ograniczenie mięsnej diety, korzystania z
diesli i oszczędzanie energii – to znaczy, że Rafał Trzaskowski, gdy zostanie
prezydentem Warszawy, wprowadzi kartki na mięso i każe chodzić w dwóch
koszulach. Prawdziwy Polski Patriota nie uznaje faktu, że Trzaskowski już od
dawna jest prezydentem Warszawy i kartek na nic nie wprowadził, bo jedynym
prawdziwym prezydentem Warszawy był Lech Kaczyński, tak jak jedynym prawdziwym
papieżem w historii był święty Ojciec Święty papież Polak, bo tylko Polak może
być prawdziwym papieżem, za nasze krzywdy doznane od Niemców, Rosjan, Szwedów,
Czechów, 101 Dalmatyńczyków i Donalda Tuska, który wraz z Platformą Obywatelską
będąc w opozycji rządzi naszym krajem, fatalnie zresztą. Wśród prawdziwych
patriotów nie ma liberalnego wahania się: czy jeść mięso, czy jeść kalafiora,
czy pojechać do pracy rowerem. Prawdziwy patriota wie, że będzie robił to, co mu
nakażą i nie robił tego, czego mu zabronią. Świat nie jest tęczowy, tylko
biało-czerwony. No, jeszcze trochę czarny.
Kiedy wielcy tego świata przestaną dawać sobie w szyję i strzelać w kolano,
odrzucą kule i popędzą ku trzeciej kadencji – kampania wyborcza będzie niezwykle
prosta. Elektorat musi zostać przekonany do tego, że ci, którzy źle rządzą,
czyli opozycja, jak już formalnie dojdą do władzy, to wszystko zabiorą – nie
tylko willoplusy, orlenowskie marże i nieekologiczny węgiel z Indonezji, ale
pińcetplusy, trzynaste i czternaste emerytury, religię w szkołach i hot-dogi na
stacjach benzynowych. Że jeśli ci Niemcy od Tuska i Zandberga, Ukraińcy od
Hołowni i malowani chłopi od Kamysza sfałszują wybory i dojdą do władzy, to
zabronią jeść żeberka i każą jeść robaki, świerszcze zza komina, tatara z
koników polnych, żabie udka, ślimaki, krewetki, ośmiorniczki i tofu. A na koniec
zabronią nosić polskie flagi, a nawet ubierać się na biało i czerwono, wprowadzą
obowiązkowe stroje łowickie, a co najgorsze – zabronią kochać się przy zgaszonym
świetle, zaś ministrantom zalecą chodzić na służbę w pasach cnoty. Jedyną na to
radą jest zapewnić prawicy trzecią kadencję i to w taki sposób, by w parlamencie
znalazły się tylko dwa ugrupowania: PiS i Solidarna Polska, która otrzyma rolę
opozycji Jego Prezesowskiej Mości. Wtedy Zgromadzenie Narodowe przekształci się
w Polską Konfederację Patriotyczną, przyjmie ustawę o wystąpieniu z Unii
Europejskiej i całkowicie zlikwiduje bezrobocie, przechodząc na gospodarkę
autarkiczną, preferującą hodowlę, przemysł ciężki w dymarkach i wakacje nad
Przekopem Mierzejskim.
Już niebawem Wielkanoc. Święto żółtego kurczaczka, topienia Marzanny z twarzą
Dariusza Jońskiego i Michała Szczerby oraz nieokiełznanej konsumpcji: żadnej
rzeżuchy i pieczonych bazi wierzbowych, tylko kiełbasa biała i szynka czerwona,
barszcz z oczkami i żurek po polsku z omastą. A przy łamaniu się skorupkami
będziemy nadal spierać się o to, co było najpierw: kurczaczek z grilla czy
pisanka w kropeczki? Nie, pisanka nie. Raczej czytanka, a może wręcz oglądanka.
Dyskusja nad wyższością wegetarianizmu nad mięsożernością z punktu widzenia
polskiej ekologii nie ma znaczenia. Poszedłem kiedyś w Nowym Targu do sklepu z
mięsem (bo niestety jestem mięsnym barbarzyńcą) i poprosiłem o filet z kurczaka.
Sprzedawczyni powiedziała, że są tylko kury mięsne. Zapytałem, kiedy będzie
dostawa kur bezmięsnych. Pani powiedziała, że w piątek. Wziąłem cztery schabowe
i pasztetową. Żyję i tyję. A Don Kichotom walczącym z robakami wypada
przypomnieć wielkopostny wierszyk Mikołaja Rodocia o naturalnym łańcuchu
pokarmowym:
Idylla maleńka taka:
Wróbel połyka robaka,
Wróbla kot dusi niecnota,
Pies chętnie rozdziera kota,
Psa wilk z lubością pożera,
Wilka zadławia pantera.
Panterę lew rwie na ćwierci,
Lwa - człowiek; a sam po śmierci
Staje się łupem robaka.
Idylla maleńka taka.