Maciej Pinkwart

1 czerwca 2023

Zdziecinnienie

Tutaj wersja video 

 

 

O podpisaniu przez Andrzeja Dudę ustawy o powołaniu komisji do spraw badania wpływów rosyjskich nie chce mi się nawet pisać, bo działa to na mnie tak, jak wiersze Nerona na Petroniusza. Choć myślę, że po wyborach – tych czy innych, a może po kryterium ulicznym – komisja owa, po podrasowaniu konstytucyjnym, przyda się dla zbadania prawdziwych wpływów rosyjskich na grupę rekonstrukcyjną o nazwie PiS. I tu nie skończy się na jakichś koszałkach-opałkach w postaci zakazu pełnienia funkcji publicznych na 10 lat. Pażywiom-uwidim, jak mawiają agenci wpływu. Niewątpliwie panowie Macierewicz, Kaczyński, Morawiecki, Dworczyk, Obajtek zobaczą.

Tymczasem z okazji Dnia Dziecka otrzymałem list od premiera Mateusza Morawieckiego, ministerki Marleny „Bynajmniej” Maląg i prezeski ZUS Gertrudy Uścińskiej, którzy zawiadamiają mnie, że dzięki szczodrości rządu i partii mogę przejść na emeryturę już w wieku 60 lat, jeśli jestem kobietą i 65, jeśli jestem byłym mężczyzną, ale mogę nie przejść, jeśli nie chcę. List jest spóźniony o trzy kadencje, co może być złą wróżbą. Poza wypłatą dodatkowej kasy, która nastąpi w marcu i kwietniu 2023, czyli już sporo tygodni temu, oferują mi poczucie bezpieczeństwa, na wszelki wypadek jednak nie wspominając o rosyjskich betonowych rakietach, białoruskich, a może kambodżańskich balonach i żółtych dronach, które urwały się z czyjejś stajni i hulają nad nami voyerystycznie podglądając to, jak rząd robi nam dobrze. Zupełnie nie dziwię się temu, że pismo zapowiadające mój orgazm finansowy w marcu dochodzi do mnie w maju: na starość wszystko przychodzi za późno, a poza tym poczta jest przeciążona pakietami wyborczymi Jacka Sasina, z którym teraz się procesuje o wypłatę nadgodzin i niszczenie tej makulatury, na którą poszła ta część puszczy białowieskiej, która nie popłynęła do Chin. Na emeryturę przeszedłem za Tuska, więc uprzejmy liścik mnie jakby mało dotyczy, na 800 plus za dziecko chyba już się nie załapię, bezpłatnej autostrady nie pokonam pieszo, ale za bezpłatne leki pięknie dziękuję, choć wolałbym mieć bezpłatną służbę zdrowia, która wyleczyłaby mnie tak, że nie musiałbym brać żadnych leków.

W Dniu Dziecka warto zastanowić się nad tym, co jeszcze dobrego czeka nas ze strony rządu, opozycji, najbliższej parafii, Kai Godek i pani poseł Barbary Bartuś, która jest zwolenniczką misjonarskiego tarła, a dzieci urodzone metodą in vitro nazywa produktem. Można tylko mieć nadzieję, że gdy owe człowiekopodobne produkty dojdą do pełnoletniości, pokażą pani byłej już wtedy poseł, gdzie jest miejsce dla takich efektów fuszerki w zakładach przemysłu gumowego Stomil. Jak się obrażać, to wzajemnie. Jeśli nie zabierzemy się do zdemolowania tego, co w naszej gospodarce, systemie prawnym i kulturze zdemolowały ostatnie lata - ignorancja, arogancja i bezczelne chamstwo staną się normą w naszym życiu, a to może doprowadzić jedynie do tego, że dobry Pan Bóg (no, dobra – dobrego Pana Boga sam diabeł nie skusi do zajmowania się takim krajem jak obecna Polska – niech więc będzie gromowładny Zeus) chwyci co będzie miał pod ręką i wymierzy nam wszystkim prawo i sprawiedliwość. I nie będzie się przy tym zastanawiał ilu w tej Sodomii i Gomorii zostało prawych i sprawiedliwych, a ilu zapisało się do PiS-u: przywali wszystkim. Jednym za to, że tak niszczyli ludzi, stworzonych na jego obraz i podobieństwo, a innych za to, że nie umieli zrobić z tym porządku.

Dzień Dziecka. Powiedzieć, że rządzą nami zdziecinniali starcy mogę, bo nie obrażam konkretnej osoby, a i słowo „rządzą” jest niejednoznaczne. Ale gdybym tego zdziecinniałego starca przywołał po imieniu i nazwisku, z takim właśnie epitetem? Oczywiście ten Grochowiakowy chłopiec mógłby mnie podać do sądu, niewykluczone też, że niebawem będzie obowiązywać ustawa o ochronie dobrego imienia także i tego Sami-Wiecie-Kogo (nie mam tu na myśli Lorda Voldemorta). Ale gdybym na przykład był posłem? I stanąwszy za mównicą, przeczytałbym jak poseł Szymon Giżyński oświadczenie obrażające Tuska i Trzaskowskiego w formie kiepskiej fraszki – zyskałbym oklaski prowadzącej obrady pani marszałek Gosiewskiej i jej perlisty śmiech. Poseł Giżyński za nazwanie Tuska kolaborantem Moskwy i zdrajcą został już kiedyś ukarany naganą przez komisję etyki poselskiej, ale to było w 2012 roku, 3 lata przed przejęciem władzy przez PiS. Zostało mu to do teraz, kiedy został wiceministrem z przeproszeniem kultury, więc się pisowskiej władzy odwdzięcza. Teraz pewno dostanie order Orła Białego i pół etatu w PKN „Orlen”. No dobrze, ale jakbym – jako poseł – stanął na mównicy i wygłosił jakiś epigramacik przeciwko działaczom innym niż Tusk czy Trzaskowski? Na przykład:

Dobra kiesa

dla prezesa

jest ważniejsza niż ojczyzna,

złodziej księżyca

wszystkich zachwyca

i kot i „Pies” to przyzna…

Czy wicemarszałkini Gosiewska nagrodziłaby mnie swoim perlistym śmiechem? Wątpię, raczej pani poseł Anna Paluch wydrapałaby mi oczy…

Dzień Dziecka… Poza uprawianiem zdziecinniałej polityki polegającej na okładaniu się łopatkami w narodowej piaskownicy przekazujemy narodowym dzieciom przeświadczenie, że szczodre wuje partyjno-rządowe sięgają do własnych kont i kieszeni i nam dają: a to 500, a to 800, a to 13-tkę, a to 14-tkę, a to darmochę taką czy inną… Oczywiście miło jest dostawać, ale czy jako rządowe, jeśli nie resortowe – dziecko byłbym świadom tego, że aby coś mi dać, jakiś plusik, dementorzy z Nowogrodzkiej i Alei Ujazdowskich musieli najpierw wyssać z Polaków każdy odruch samodzielnego myślenia, a potem – kasę w postaci podatku, marży inflacyjnej, prowizji, akcyzy, opłat paliwowych i emisyjnych, składki zdrowotnej, przymusowych ubezpieczeń. I OK, wszędzie się tak dzieje, choć może nie aż tak bezczelnie jak u nas. Tylko niech nas nie robią w… dziecko, które bezdzietny ojciec Wergiliusz obdarowuje czymś, co nie jest jego własnością, czym w imieniu tych nieswoich dzieci tylko – albo aż – administruje. Gdybyśmy choć raz usłyszeli taką gospodarską narrację: na koniec ubiegłego roku w skarbcu państwowym było tyle-i-tyle pieniędzy. Z waszych podatków i opłat uzbieraliśmy tyle-i-tyle. Na niezbędne wydatki – obronność, ochrona środowiska, oświata, kultura, służba zdrowia, administracja – wydaliśmy tyle-i-tyle. Zostało nam tyle-i-tyle, więc dzielimy te pieniądze tak-i-tak, żeby nam wszystkim żyło się lepiej. A ponieważ niektórym jest szczególnie ciężko – w imieniu tych, którzy powierzyli nam rządy, podjęliśmy decyzję, że musimy pożyczyć tyle-i-tyle, żeby im ulżyć i żeby wreszcie wyszli na plus. Mógłbym się z tym zgadzać lub nie, dziękować lub protestować, pisać do swojego senatora czy posła, chwalić czy ganić – ale nie być zmuszany do wyrażania wdzięczności za te hojne dary, wyrwane bez konsultacji ze mną z mojej kieszeni. I pana kieszeni… I pani… Społeczeństwa. Władzę trzeba chwalić (lub ewentualnie ganić) nie za to, że nas szczodrze obdarza, tylko że sprawiedliwie i słusznie dzieli to, co jest nasze wspólne.

Co zostawimy naszym dzieciom na następnie dni dziecka? Nie będę banalny i nie będę mówił o zniszczonej planecie, bo wierzę w to, że albo się opamiętamy, albo nie – i wtedy nas szlag trafi, co nam się słusznie należy, albo Ziemia obroni się sama, z nami czy bez nas na pokładzie. Przypuszczam, że najważniejsze jest to, żebyśmy utrwalili w dzieciach przekonanie, że Pan Bóg – albo Ciotka Ewolucja, jak zwał tak zwał – obdarzyła nas oczami z przodu głowy. Więc nasza przyszłość zależy od tego, co zaplanujemy na jutro, a nie jak ukarzemy Tuska, czy – zachowując wszelkie proporcie – Czarnka za to, jacy byli wczoraj. Nie chodzi mi tu o jakąś nową odmianę grubej kreski, bynajmniej: Tuska widzę nad kreską, Czarnka przekreślonego. Chodzi mi to to, że dla normalnego ludzkiego życia i – górnolotnie mówiąc – optymalizacji i melioracji naszego gatunku ważne jest to, jak będziemy potrafili zmierzyć się z przyszłością. A przyszłość to kultura i natura, nauka, technika i spolegliwość, ale także – jeśli już jedziemy Kotarbińskim – reizm i prakseologia. Spoglądanie w przeszłość jest ważne, ciekawe i niekiedy pouczające, ale powinno to być właśnie spoglądanie, a nie zapatrzenie – bez względu na to, czy to przeszłość z czasów Tutankchamona, Piłsudskiego, Wojtyły czy Tuska. Nie wymieniam w tym szeregu rządów Kaczyńskiego, bo to nie rząd tylko nierząd, a dokładniej: żałosna rekonstrukcja Polski przedwojennej z czasów Berezy Kartuskiej skrzyżowanym z czasami późnego Gomułki.

Jeśli nie zaczniemy traktować dzieci poważnie, to wyrosną na zdziecinniałych starców już w wieku poborowym – i oby to ostatnie pojęcie należało już tylko do historii, czego dzieciom życzę, traktując ich poważnie. Oby poważnie traktowała ich też władza, bo inaczej kiedyś jakiś mikrofon okaże się za długo włączony i dzieci usłyszą, że tak naprawdę władza rozdawszy już wszystkie „plusy” ma dla nich tylko jedno przesłanie: A teraz kochane dzieci, pocałujcie misia w... immunitet.

 

 

 

Poprzednie felietony