Maciej Pinkwart
2 marca 2023
Robot - to brzmi dumnie
Jest taki moment w
filmie Notting Hill, kiedy Anna Scott (Julia Roberts) i William Thacker (Hugh
Grant) siedzą w barze i słyszą, jak w sąsiednim boksie jacyś faceci obgadują
aktorkę, rzucając na nią najgorsze kalumnie. William chce się wykazać jako
rycerz, słabo mu to idzie, ale Anna podchodzi do obgadujących ją gości, oni ją
poznają, głupio im się robi, a ona po prostu im mówi: macie ptaszki jak
fistaszki i odchodzi.
Przypomniałem sobie tę
scenę, czytając w „Wyborczej” artykuł o tym, że ostatnie badania wskazują na to,
iż w ciągu ostatnich trzech dekad średnia długość ptaszka w stanie erekcji
wzrosła o 24 procent i dziś wynosi 14,44 cm. To może niektórych cieszyć, bo
rozmiar jednak podobno ma znaczenie, ale z drugiej strony martwi – bo oznacza,
że w zasadzie oddalamy się od siebie… A z drugiej strony badania wykazują, że
nasz mózg powoli, ale systematycznie się zmniejsza. Żyjący przed 40 tysiącami
lat człowiek z Cro-Magnon miał o 20 procent większy mózg. Nawet mózgi naszych
przodków żyjących po ostatnim zlodowaceniu były sporo większe od naszych. No, a
przecież plejstocen nie wydał takich geniuszy jak Einstein, Bill Gates i Marek
Suski. Czyli ten rozmiar nie ma większego znaczenia?
Widać więc, że ewolucja
człowieka postępuje dziwnymi meandrami. W dodatku, naturalny rozwój, jako
niepoddający się kontroli nauki, nie mówiąc już o pobożnych życzeniach
człowieka, prowokuje nas do prób ingerencji w ten proces na zasadzie: my,
najważniejsze istoty na Ziemi, pokażemy tej prymitywnej ewolucji, w jakim
kierunku chcemy się rozwijać. Trochę nas jeszcze szokują osoby, wszczepiające
sobie implanty, które umożliwiają im bezpośredni kontakt z Internetem czy
smartfonem, ale czy słusznie? Od tysiącleci ludzkość posługuje się sztucznymi
zębami, okularami, protezami, aparatami słuchowymi, a nawet plastikowymi
ptaszkami, wspomagając w ten sposób swoją chromą naturę, więc implant
wyposażający nas w całą Wikipedię, Spotify i translator Vasco nie powinien nas
dziwić.
Ale nie ma co się
cieszyć przedwcześnie: takie wspomaganie nie jest otwarciem drogi do następnego
stadium ewolucji, które rozpocznie etap kariery cyborgów czy ludzko-robocich
hybryd. W sumie etap ten zapoczątkował już praczłowiek, korzystający z wygody,
jaką dawał patyk, umożliwiający sięgnięcie po wiszącego wysoko na gałęzi banana,
wykorzystujący oślą szczękę, która załatwiała problem niesłusznie faworyzowanego
przez Boga Abla, czy przy pomocy wysięgnika strażackiego zwalczający zagrożenie
terrorystyczne dla czarnych schodów na Placu Piłsudskiego. Nie ma to wszystko
jednak najmniejszego wpływu na sam przebieg naszej ewolucji, która ciągle
jeszcze zachodzi wewnątrz nas, na skutek utrwalających się całkowicie
pozaintencjonalnych, przypadkowych mutacji naszych genów, które albo korzystnie
wpływają na dwa jedynie ważne dla naszego gatunku procesy: a. przeżycie, b.
rozmnożenie się, albo przynajmniej są dla tych procesów obojętne. Co gorsza, owe
mutacje zachodzą wskutek błędów w powielaniu się jedynie naszych komórek
rozrodczych…
Z tego punktu widzenia
zarówno większy ptaszek, jak i mniejszy mózg mają znaczenie i mogą się utrwalić
w przyszłych pokoleniach. I nasi zstępni będą może mieć jeszcze inne
wymiary różnych rzeczy, zgrabniejsze nogi, lepsze wątroby czy gorszy wzrok, ale
w żadnym wypadku nie urodzą się wyposażeni przez ewolucję w okulary, sztuczne
szczęki czy wibratory, nie mówiąc już o łączności bluetooth czy pakietach
Netflixa. Tego się nie dziedziczy. Robocop nie spłodzi małego robocopka, a
Lemowski Mister Jones też raczej nie będzie miał naturalnych następców.
Możemy zostać ulepszonymi wersjami człowieka tylko wtedy, gdy inny człowiek
zapewni nam kontakt z tą udoskonalającą techniką. Urodzimy się tak samo nadzy,
bosi i głupi, jak tysiące pokoleń naszych przodków i do Internetu będziemy
musieli znów się podłączyć od początku.
Czy to znaczy, że na
nas skończy się ewolucja, że co najwyżej za ileś tam generacji wszyscy będziemy
długonogimi blondynkami, długoptaszkowymi łysolami, a nasz mózg stanie się tylko
interfejsem do podłączenia Internetu? Z pewnością nie. Po pierwsze – w nasz
rozwój może się wtrącić, a nawet z pewnością wtrąci się nauka, która zmodyfikuje
nasze genomy tak, że będziemy żyć dłużej, chorować mniej albo wcale, widzieć i
słyszeć lepiej, może nawet będziemy naraz bardziej empatyczni i bardziej
asertywni. Nawet nie chcę myśleć o planecie, zaludnionej przez setki miliardów
dwustuletnich staruszków, którzy nadal będą siedzieć w parlamentach, doradzać
nam w bankach i rządzić na Nowogrodzkiej.
Innym aspektem, z
którym z pewnością będą mieć do czynienia już najbliższe pokolenia jest to coś,
co gazety, książki i filmy nazywają sztuczną inteligencją, czyli już powoli
pojawiające się urządzenia, zdolne do myślenia, gromadzenia i interpretowania
informacji o świecie, uczenia się i wyciągania wniosków. Jeśli jeszcze
wyposażymy je – lub same to zrobią w procesie poznawania świata – w umiejętność
konstruowania innych, może coraz lepszych robotów – użyjmy tego słowa,
wymyślonego przez braci
Čapków,
czeskiego pisarza Karela i jego brata, malarza Josefa w 1921 roku – zacznie się
nowa epoka.
Czy to oznacza
nieuchronną wojnę między nami a nimi? Niekoniecznie: choć inteligentne roboty
niewątpliwie będą w pewnym sensie naszymi dziećmi – to nie będą naszymi
krewnymi, jak na przykład szympansy czy neandertalczycy. Szympansy żyją nadal i
niewiele mają realnie z nami wspólnego, choć mamy ponad 90 % takich samych
genów. A neandertalczycy wyginęli, choć nasi przodkowie z nimi się kochali, a my
– pan, pani, społeczeństwo – mamy w sobie sporo ich genów, które
odziedziczyliśmy ewolucyjnie. Zaś inteligentne roboty, które początkowo będą po
prostu naszymi narzędziami, pomagającymi nam w szpitalach, kancelariach
prawnych, sklepach, szkołach i w czasie Gwiezdnych Wojen – z czasem nasycą rynek
i w nadmiarze przestaną być użyteczne. Co więcej - będziemy z nimi konkurować,
nie w dziedzinie inteligencji i wiedzy, bo tu nas szybko przewyższą – tylko w
dostępie do źródeł energii czy po prostu przestrzeni. Dążenie do znalezienia
Lebensraumu może cechować tak człowieka, jak i następców R2D2 i C3PO… Czy
dojdzie do walki bezpośredniej, czy będzie nam po prostu coraz ciaśniej?
Człowiek w tym starciu nie będzie bez szans – bo jest sprytny, przewrotny,
kłamliwy i obdarzony samoświadomością. Czy będzie ją miał też robot? Nie można
tego wykluczyć, ale jak sądzę, dziś nauka nie potrafi odpowiedzieć nawet na
pytanie, czy samoświadomością jest obdarzony mój pies.
Nasze szanse może
zwiększyć także i to, że my, ludzie, kierujemy się w naszej egzystencji czymś,
co możemy nazwać sensem życia. Czy robot będzie wykorzystywał swoją inteligencję
(nie ma co już używać słowa „sztuczna” – w jego wypadku będzie naturalna) do
trwonienia cennej energii, by zastanawiać się, po co żyje? I czy w ogóle w jego
wypadku słowo „życie” będzie miało zastosowanie?
A jaki jest nasz sens
życia, którym - być może – możemy górować nad robotem? Przetrwać, kochać,
cieszyć się życiem, zostawić po sobie kogoś – coś, dzieci, książki, obrazy,
grono przyjaciół, garstkę wrogów, bez których nie docenilibyśmy wartości
przyjaźni, dumę, rozterki i ich pokonywanie, zwyciężanie i przegrywanie? Czy
robot to potrafi? Ba, czy robotowi wiedza o sensie życia będzie do czegokolwiek
potrzebna?
Niekoniecznie. Wstanie
rano, ubierze się, poje, pójdzie do roboty, będzie klął na majstra, dyrekcję,
rząd i opozycję, wsiądzie w auto albo tramwaj, wróci do domu, włoży kapcie,
poje, sprawdzi lekcje dzieciom, pobije żonę, siądzie przed telewizorem, otworzy
piwo, obejrzy mecz czy serial, uwali się w wyro i jakoś dociągnie do rana. Po
jakimś czasie zauważy, że ma gdzieś za uchem przełącznik z napisem
inteligencja, spróbuje go włączyć, ale zacznie mu iskrzyć w głowie, wyłączy.
Wstanie rano, ubierze się, poje, pójdzie do roboty…
Mam w komputerze
program z SI, któremu kilka dni temu zadałem napisanie felietonu Robot – to
brzmi dumnie. Owszem, napisał, najpierw opowiadając, jak szerokie
zastosowanie roboty mają już dzisiaj, po czym przeszedł do konkluzji:
Podsumowując, uważam, że roboty to wspaniałe urządzenia, które powinniśmy
traktować z szacunkiem i dumą. Dzięki nim możemy zrobić więcej, osiągnąć więcej
i wzbogacić nasze życie w różnorodne sposoby. Zamiast obawiać się przyszłości z
robotami, powinniśmy patrzeć na nią z optymizmem i otwartością. Roboty to brzmi
dumnie, a z ich pomocą możemy zrobić jeszcze więcej niż do tej pory.
Odkrywcze specjalnie to
nie było. Jednak imponujące jest to, że stworzenie całego, liczącego kilkaset
słów tekstu zajęło Chatowi GPT może sekundę. Zapytałem go na koniec, czy wie,
kto po raz pierwszy użył sformułowania człowiek – to brzmi dumnie. Nie
zastanawiał się ani chwili:
Oczywiście! Zdanie „Człowiek - to brzmi dumnie!” pochodzi z esejów i felietonów
polskiego pisarza i publicysty, Stefana Wiecheckiego. Zdanie to stało się jednym
z jego najbardziej znanych cytatów, a samo hasło stało się symbolem humanizmu,
godności i szacunku do człowieka. Wiechecki był pisarzem, który poświęcił swoje
życie na walkę o prawa człowieka i wolność, co widać w jego dziełach, takich jak
„Na nieludzkiej ziemi”, „Czy Bóg jest szczęśliwy?” czy „Wszyscy jesteśmy
Cyganami”.
No cóż, żeby w dorobku
Wiecha nie zauważyć Walerego Wątróbki, Teosia Piecyka, szwagra Piekutoszczaka i
Apolonii Karaluch, a w ich miejsce wstawić prace Józefa Czapskiego, Leszka
Kołakowskiego czy piosenkarza Bogdana Trojanka, trzeba mieć złą wolę, albo
jeszcze gorszą wiedzę. Zastanawiam się, czy takie sformułowanie nie było po
prostu próbą celowego oszukania mnie, człowieka, przez robota. Jednak nie
pouczałem go, że się myli, tylko rzuciłem: A nie rosyjski pisarz Maksym
Gorki?
Był uparty i spuścił
mnie po brzytwie:
Maksym
Gorki w swoim dziele „Matka” użył podobnej frazy, mianowicie „Człowiek to rzecz
wspaniała”. Jednakże, zdanie „Człowiek - to brzmi dumnie!” jest autorstwa
Stefana Wiecheckiego.
Wyłączyłem go. W sumie,
jest rocznica agresji Rosji na Ukrainę i robot mógł nie chcieć gloryfikować
Gorkiego, przyjaciela Lenina, Stalina i Dzierżyńskiego, autora, który w 1902
roku w sztuce Na dnie pisał:
Człowiek to brzmi
dumnie! Człowieka trzeba szanować. Trzeba go szanować! Pijmy na cześć człowieka!
No i teraz wiadomo,
czemu Chat GPT tak okropnie skiksował. Z pewnością odstręczyło go od Gorkiego
to, że cześć dla człowieka proponuje on wyrażać przez picie. Żeby docenić
znaczenie toastów, trzeba jednak zwykłej, ludzkiej inteligencji.