Maciej Pinkwart

18 maja 2023

Radom w Nowym Targu

Tutaj wersja video 

 

Parę lat temu prezes zapowiadał, że już niedługo będziemy mieć w Warszawie Budapeszt. I co? Sprawdziło się idealnie: i w Budapeszcie, i w Warszawie rządzi prezydent z opozycji, w Brukseli zażywają aspirynę, jak na mównicę wchodzi europoseł z Fideszu czy PiS-u, na prawo most, na lewo most, a dołem Dunaj/Wisła płynie. Tylko oni mają termy Gellerta, a my oczyszczalnię Czajkę. Za to my w Bańskiej będziemy mieli najgłębszy odwiert termalny na świecie, prawie taki jak Rów Mariański, a oni co najwyżej będą wiercić dziurę w brzuchu Putinowi, żeby im sprzedał tańszą ropkę, to pocałują go w rękę i nawet nie musi jej obmywać z krwi. U nas te ceregiele robi się dyskretniej.

Ale mnie z Nowego Targu do Warszawy i do Budapesztu jest równie daleko/blisko: około 400 km. Znacznie bliżej jest mi do Radomia, któremu z punktu widzenia mieszkańca Nowego Targu szczerze zazdroszczę. Powodów do zazdrości jest wiele, ale pierwszym jest ten, że nie mamy takiego posła, jak Radom, czyli Marka Suskiego. Cóż my: ani Anna Paluch, ani Jagna Marczułajtis, ani Andrzej Gut-Mostowy, ani Edward Siarka z pewnością nie mogą iść w paragon (wiem, przestarzałe!) z subtelną ironią i intelektualnym poczuciem humoru, które Marek Suski na złość reporterom TVN i „Gazety Wyborczej” przykrywa prześmieszną maską, udającą arogancję, zmiksowaną z ignorancją. Te jego race dowcipu, ejakulujące zabawnymi grepsami na temat Katarzyny ps. Wielka, na temat wyższości Radomia nad innymi miastami, z uwagi na bliskość kurortów w krajach śródziemnomorskich, te celne analizy, pokazujące, że Polska znajduje się pod okupacją Europy... Marek Suski urodził się w Grójcu, ukończył pomaturalne studium technik teatralnych, zajmował się wykonywaniem masek i peruk, co mu się bardzo przydaje w pracy politycznej, zresztą do dziś jest człowiekiem sztuki, bo nie tylko maluje obrazy, ale swoimi kwiecistymi i mocno niestandardowymi wypowiedziami przyciąga mikrofony i kamery. Gdzież do niego posłance Annie, czy posłowi Edwardowi!

Ostatnio Marek Suski stał się twarzą polskiej awiacji i można rzec, że polskiemu lataniu dodał skrzydeł. To przecież dzięki niemu (i oczywiście dzięki prezesowi Kaczyńskiemu) Radom otrzymał prezent w postaci wspaniałego, nowoczesnego i niezatłoczonego lotniska, z którego można kilka razy w tygodniu dolecieć do Paryża i Rzymu. Już samo to budzi we mnie nostalgię za Paryżem i Rzymem, oraz w pewnym sensie także za Radomiem. Nigdy tam nie byłem, ale kilka razy mijałem.

To komunikacyjne zaangażowanie osobistości PiS-owskich znane jest nie od dziś, ale Marek Suski o niebo, by tak rzec, przewyższył swego, nieżyjącego już niestety, poprzednika – Przemysława Gosiewskiego. Marek Suski zbudował w Radomiu lotnisko międzynarodowe, podczas gdy Przemysław Gosiewski doprowadził tylko do budowy peronu w miejscowości Włoszczowa – skąd posłował – co spowodowało, że superekspresy z Krakowa i Katowic do Warszawy musiały zatrzymywać się na stacyjce, gdzie wsiadało do nich mniej więcej tylu ludzi, co samolotów odlatuje dziś z Radomia.

Jednym z argumentów ministra Suskiego na rzecz budowy, a potem przebudowy i rozbudowy międzynarodowego lotniska w Radomiu było to, że z Radomia jest bliżej – na przykład – do Egiptu niż z warszawskiego Okęcia, nie mówiąc już o lotnisku Warszawa-Modlin. I zupełnie nie wiem, czemu było to wyśmiewane przez nieżyczliwych dziennikarzy z wiadomo jakich redakcji. A co, nie jest bliżej? Oczywiście, jest prawdą, że jeszcze bliżej jest do Egiptu z lotniska w Krakowie, Rzeszowie, czy nawet w Katowicach, ale nie mówimy o nich, tylko o Radomiu. Zresztą, jak turyści pomyślą sobie o konieczności dojechania, szukaniu i przepłacaniu za parking, odstawaniu w kolejkach do checkingu i boardingu, o tłoku w toalecie, przy odprawie paszportowej i kontroli antyterrorystycznej – to z pewnością skierują swój samochód do Radomia, gdzie takich problemów nie ma. Nie ma co prawda jeszcze także lotów do Egiptu, ale w Rzymie i Paryżu też można obejrzeć staroegipskie obeliski, w Luwrze nawet piramidy i mumie, a jak znamy posła Suskiego, to być może jeszcze w tym sezonie spowoduje on, że z Radomia jednak będzie bezpośrednie połączenie do Hurghady, a może nawet dalej, do Dar es-Salam czy Cape Town. W końcu, kiedyś, jak prezes PiS był w opozycji – to czasy tak odległe, że tylko najstarsi Kaszubi je pamiętają - to zapowiadał, że kiedy jego partia dojdzie do władzy, to każdy Polak będzie w stanie wypoczywać pod afrykańskimi palmami.

- Panie Marku kochany! – zwracamy się tym popularnym zwrotem do pana posła, ministra i przewodniczącego Rady Programowej Polskiego Radia, a już niebawem zapewne dyrektora Zarządu Polskich Portów Lotniczych – czy nie zechciałby pan wglądnąć łaskawym okiem na rozpaczliwie niedocenioną pod względem lotniczym sytuację Nowego Targu, który wszak jest jednym z głównych bastionów pańskiej partii, a profitów z tego nie ma żadnych, chyba tylko te kłody, które rzucają mu pod nogi przeciwnicy polityczni i towarzyscy obecnych władz. To nie ludzie, to wilcy – że zacytujemy klasyka.

W Nowym Targu lotnisko istnieje od 1930 roku, a więc trochę dłużej niż w Radomiu. Pan lubi lotniska położone bliżej Afryki niż warszawskie, no i musi pan przyznać, że lotnisko nowotarskie spełnia to kryterium, może nawet w stopniu większym niż Radom. W dodatku, prawie codziennie widać stąd Tatry, czym Radom rzadko kiedy może się pochwalić. Lotnisko w Nowym Targu jest najwyżej położonym lotniskiem w Polsce, co jest szalonym atutem, bo jeśli wysokość przelotowa boeingów wynosi jakieś 11 000 m, to ile paliwa można zaoszczędzić, startując z wysokości 628 m n.p.m., a nie – jak w Warszawie – stu dziesięciu metrów, czy nawet w pańskim Radomiu, stu osiemdziesięciu sześciu metrów.

W Nowym Targu pasy są krótkie i zarośnięte trawą, ale to nie problem: o ileż więcej trawy rośnie na największym lotnisku Europy: w Baranowie koło Błonia! Dla turystów mogłoby stanowić sporą atrakcję to, że samoloty będą lądować między pasącymi się baranami. Pasy nie są oświetlone, co powoduje, że piloci nie będą narażeni na uszkodzenia wzroku, brak też świateł podejściowych, ale niedaleko jest częściowo oświetlona kładka na Dunajcu, co na początek może wystarczyć. Nie lądują tu co prawda boeingi, ale wspólnie z największymi airbusami są one z Nowego Targu dobrze widoczne, szczególnie w pogodny dzień, gdy przelatują wysoko ponad Podhalem.

W czasach przedwojennych, a nawet za komuny uruchamiano już kilkakrotnie komunikację lotniczą między Warszawą a Nowym Targiem i kilkadziesiąt osób pokonało ją bez wypadku, no ale to były czasy brawury, kiedy piloci lądowali nawet na zakopiańskich Lipkach i na Olczy. Potem loty pasażerskie zlikwidowano – chcę wierzyć, że raczej zawieszono je czasowo - z powodu częstych w tej okolicy mgieł. Kiedyś piloci przejmowali się mgłą bardziej niż teraz.  Z uwagi na rozbudowę zakopianki należy liczyć się z tym, że coraz więcej kierowców porzuci samochody i nie mogąc zabrać się do przepełnionych furmanek, zacznie rozglądać się za komunikacją lotniczą. Teraz, w obliczu zbliżającego się kataklizmu kampanii wyborczej, kiedy to na Podhalu zapewne co weekend odbywać się będą uroczyste pasowania polityków na zbójników, wręczania kapeluszy, ciupag, opasków i oscypków - udostępnienie rządowym gulfstreamom, embraerom, dreamlinerom i boeingom możliwości lądowania w Nowym Targu staje się potrzebą chwili, zwłaszcza wobec faktu, iż rośnie konkurencja w słowackim Popradzie i w okolicach Kośnych Hamrów, gdzie ostatnio widziano drona, czuwającego nad wypasem owiec.

Na lotnisku w Nowym Targu są dwa pasy - jeden o długości 1677 metrów i usytuowany poprzecznie do niego pas mający 680 metrów. Zawsze fascynująca jest możliwość wymijania się rozpędzonych maszyn, z których jedna startuje, a druga ląduje. Pasy te łatwo będzie przedłużyć – ten pierwszy w kierunku Gronkowa może być poprowadzony regionalnym mostkiem nad drogą do Bukowiny (wielka atrakcja!), ten drugi w kierunku rezerwatu przyrody Bór na Czerwonem. Wykonanie tam odpowiednio szerokiej przecinki bez problemów załatwią Lasy Państwowe, a pozyskane w ten sposób drewno może być wykorzystane podczas regionalnych wieczorów ogniskowych, które niewątpliwie przyciągną tu rzesze pasażerów, odpoczywających po męczącym locie z Chicago, Bangkoku i Radomia.

Wielką karierę lotniczą Nowego Targu gwarantują jeszcze dwie rzeczy: podobnie jak w Radomiu, z lotniskiem nie połączone są ani linia kolejowa, ani linia autobusowa, ale jest ścieżka ekologiczna rowerowo-piesza, służąca do wyprowadzania na spacer psów i dzieci. W przeciwieństwie do Radomia, w Nowym Targu rozwinięte na dużą skalę jest baloniarstwo i szybownictwo, co z uwagi na możliwe przejściowe trudności z paliwem ma kolosalną przyszłość. Ponadto lotnisko tutejsze ma atrakcję, jakiej nie znajdzie się nigdzie indziej na świecie – w pobliżu lotniskowego placu zabaw dla dzieci stoi pomnik Jana Pawła II, który tu w 1979 roku odprawił mszę dla milionów wiernych, co spowodowało upadek komunizmu w Europie i okolicach. Niestety, jak głoszą dziś mianowani przez Jana Pawła II biskupi, papieżowi poszło nie najlepiej, bo komunizm, a szczególnie jego gorsza odmiana – lewactwo panoszą się teraz w Polsce bardziej, niż za komuny i chrześcijaństwa trzeba bronić, do czego nie wzywał nawet papież Borgia. Nieopodal pomnika polskiego papieża jest też pomnik Owcy-Lotnika, a niedaleko – znakomicie zaopatrzona „Biedronka”, czego nie ma przy żadnym lotnisku na świecie.

Świetna, na miarę Radomia, kariera awiacyjna Nowego Targu niebawem rozwinie skrzydła, bo już dwanaście lat temu tutejsza Rada Miejska przyjęła uchwałę, zapowiadającą rozbudowę i przystosowanie lotniska do ruchu pasażerskiego. Jak dotąd inwestycję zrealizowano tylko częściowo: niedawno koło lotniska uruchomiono nowy cmentarz miejski, a właśnie w tych dniach w okolicach trasy dolotowej, koło tzw. Strefy Relaksu i miasteczka komunikacyjnego dla dzieci - nieopodal nurtu Białego Dunajca powstała sztuczna plaża, o góralskiej nazwie La Playa, gdzie pod kilkoma palmami w doniczkach miejscowi play-boye i play-girlsy mogą się opalać, popijając może nie tyle szampana Dom Perignon czy wino Châteauneuf-du-Pape, ale na pewno lokalne piwo produkowane w okolicach beskidzkich. W dodatku w trawniki z rolki oraz nawieziony zapewne z Egiptu piasek powbijane są patyki z internacjonalnymi drogowskazami, wskazującymi drogę do longue i beach baru, gdzie poza produktem na żet z kropką oferują nam tapas, coctails, oraz BBQ (berbecue jest o wiele bardziej pasujące do żeta niż prostacki grill), cool time, a nawet pool i terazzę. Jakby nam to wszystko nie odpowiadało, co jest w zasadzie niemożliwe, to drogowskazy pokazują nam kierunek do Miami, Miramar i Tulum, może trochę kłopotliwe piechotą, ale od czego lotnisko! No i proszę – jakieś tam okoliczne wsiockie buraki nawet nie wiedzą, gdzie leży Miramar, a nowotarscy światowcy mają nawet do tamtąd drogowskaz. Wstęp do tego przybytku rozkoszy jest płatny, ale można płacić kartą. Mile widziane karty platynowe. Opodal lody po sześć złotych gałka. Tego Radom na pewno nam zazdrości. Vamos a la playa!

  

Poprzednie felietony